{ 609 słów }
Kiedy dźwięk telefonu wybudza mnie z pięknego snu, zastanawiam się co za idiota dzwoni do mnie w środku nocy.
Na wyświetlaczu pojawia się imię Dawida, łącze kilka faktów.
Polska ekipa wraz z niemiecką, zdecydowali się na organizację imprezy, a byłem na tyle zmęczony, że zostałem w domu. Kamil poszedł sam, a wciąż go nie ma.
Kiedy odbieram, potrzebuje chwili, żeby zrozumieć co mówi do mnie Dawid. Nasuwa się jeden wniosek - jest najebany w cztery dupy. Kamil pewnie nie jest w lepszym stanie.
I wez się tu dogadaj z pijaną osobą, mieszanką polskiego, słoweńskiego, angielskiego i odrobiną niemieckiego.
Ubieram się już w trakcie tej rozmowy, narzucam na siebie jakieś dresy.
Po ciężkiej próbie dogadania się, udaje mi się wyciągnąć z Dawida wystarczającą ilość informacji.
Wybrali się na pieszą wycieczkę, po tym jak wyszli z klubu. Kamil zapiera się, że nie chce wracać, a Dawid już pogodził się z noclegiem w lesie. Razem z nimi zagubił się Wellinger.
Wspaniałe trio. Normalnie należą się brawa dla nich.
Krąże trochę samochodem po lesie bo opis Dawida nie był zbyt dokładny. W końcu odnajduje nasze zguby.
- Kotku, mój ty bohaterze, przyjechałeś po mnie. - Kamil uśmiecha się jakby właśnie wygrał milion złotych.
- Jestem, jestem. - kręcę przy tym głową, patrząc na ich stan.
Dawid siedzi na kamieniu i obrywa płatki kwiatów, powtarzając przy tym kocha, nie kocha. Wellinger śpi oparty o mojego Kamila, a mój uroczy chłopak właśnie wystawia mi język.
- Boże, panowie, do jakiego stanu się doprowadziliście? Chodźcie, poodwożę was do domów.
Dawid z lekką pomocą, bez żadnego słowa wsiada do samochodu, z Andreasem mam trochę więcej kłopotu gdyż ten się nawet nie budzi. Kiedy zapinam go w pasy, wracam się po ostatniego zawodnika.
- Kamyk to ostatni raz, kiedy wychodzisz beze mnie, ty mój pijaczyno. - śmieję się mocno.
Podnoszę Polaka, a on ręce splata za moją szyją i opiera cały ciężar swojego ciała na mnie.
- Tęskniłem. - nawet upity potrafi mnie rozczulić.
Kam pochyla się żeby mnie pocałować, a ja odwracam głowę i całuje go w policzek.
- Najpierw wytrzeźwij, kotku.
Mina Polaka sprawia, że ledwo powstrzymuję się od śmiechu, wygląda jak obrażone dziecko.
Kiedy mówi, że nigdzie nie pójdzie póki nie dostanie buziaka, po prostu przerzucam go sobie przez ramię i niosę do samochodu.
Już kiedy całe towarzystwo siedzi zapakowane w samochodzie, zamykam automatycznie drzwi i ruszam. Najbliżej jest do domu Dawida.
Kiedy odstawiam Kubackiego do domu, wyciągam telefon. Czas zadzwonić do Leyhe, niech odbierze swoją zgubę.
Lekko spanikowany Stephan odbiera telefon i oddycha z ulgą, gdy słyszy, że jego chłopak jest bezpieczny.
Leyhe odbiera Andreasa przed hotelem i zapewnia, że to ostatni raz kiedy nasi faceci razem piją. Zdecydowanie się z nim zgadzam. Steph dziękuje mi kilkakrotnie za uratowanie sytuacji, powtarzam, że nie ma za co, śmiejąc się przy tym cicho.
Kiedy w końcu zatrzymujemy się przed naszym domem, oddycham z ulgą.
Kam przez całą drogę plótł jakieś głupoty, co chwilę doprowadzając mnie do śmiechu.
- To co, zasłużyłem już na tego buziaka? Jestem grzeczny.
- Chodź do łóżka. - łapię go za rękę.
- Będziemy się kochać? - Kam pyta z nadzieją.
Parskam śmiechem, boże z kim ja muszę wytrzymywać.
- Jutro kotku, o ile przeżyjesz tego kaca. - rzucam mu jedno spojrzenie.
W sypialni pomagam mu się rozebrać, po czym kładziemy się razem do łóżka.
- Przytul mnie.
- Przecież cię przytulam. - co ten człowiek znowu chce?
- Mocniej. - wykonuję jego prośbę, wszystko, byleby już zasnął. - Kocham cię, Pero.
- Ja ciebie też, kotku, nawet jak muszę cię szukać w środku nocy, w jakimś lesie.
A kiedy Kam zasypia w moich ramionach, obiecuję sobie, że to ostatni raz kiedy pije ze mnie.
~~~
Takie coś powstało. Okej to już ostatni z mini maratonu bo trzeba skupić się na świętach.
Swoją drogą, Wesołych Świąt!
Do następnego,
Nikola