63.

2K 94 6
                                    

Wzięłam oddech, przeglądając się jeszcze raz w lustrze. Sukienka leżała dobrze - a przynajmniej tak mi się wydawało - mój makijaż razem z fryzurą wyglądały w porządku, więc niby nie powinnam się stresować, ale z każdą kolejną godziną było coraz gorzej. Wzięłam oddech i podgryzłam wargę, choć miałam pomalowane usta. Trzeba było przyznać, że wizażystka odwaliła kawał dobrej roboty, a poza tym wydawała mi się być bardzo w porządku i choć wtedy przestałam czuć widmo premiery na swoich ramionach. 

- O której wyjeżdżamy? - zapytałam, kiedy Styles zszedł z góry, mając już na sobie garnitur. Wyglądał całkiem przyzwoicie w takiej odsłonie. Ułożył włosy i chyba specjalnie zapomniał o zapięciu guzików w koszuli pod szyją. Nieco odsłaniały jego tatuaże. Na moje pytanie rzucił okiem na swój zegarek spoczywający na nadgarstku i potem poprawił jeszcze mankiety.

- Mamy jeszcze czas, spokojnie - podszedł do mnie, obejmując przy okazji. - Pięknie wyglądasz, uwierz - dodał, chcąc mnie do tego przekonać. W dodatku posłał mi swój uśmiech. 

- Dziękuje - zarumieniłam się, pomimo różu na policzkach i niepewnie odwzajemniłam uśmiech. - Chce, aby było już po wszystkim - dodałam, wzdychając cicho.

- Chcesz już after party? - zaśmiał się cicho i zrobił zdziwioną minę. - No, no, Pauline, nie znałem cię od tej strony. Uderzyłam go w ramię, a on tylko roześmiał się lekko i posłał mi całusa w powietrzu. 

- Styles - rzuciłam ostrzegawczo, a on tylko wzruszył niewinnie ramionami.

- No co? - zachichotał pod nosem, wsuwając później już dłonie do kieszeni swoich spodni. - To był żart. Na rozluźnienie atmosfery - dodał, puszczając mi oczko.

- Wiem, ale denerwuje się i tego nie złapałam - pokręciłam głową i zerknęłam znowu na swoje odbicie. - Nie sądziłam, że ten dzień przyniesie mi tyle stresu. I to wszystko przez ciebie. Nie myśl sobie, że nie - dodałam, spoglądając na niego. 

- Nic się nie dzieje - zachichotał i usiadł jeszcze w salonie. Czekaliśmy na szofera, który po nas przyjedzie i zawiezie na miejsce premiery. Hank się śmiał, że zawsze na dzień premier centrum miasta zamienia się w jaskinię tygrysów i nie można przewidzieć, co te tygrysy, czyli paparazzi zrobią i do czego posuną się, aby zdobyć dobre zdjęcia. Wcale mnie to nie pocieszyło. Raczej wywołało u mnie wręcz odwrotny efekt. I to dosłownie. Miałam wrażenie, że zaraz zwrócę posiłek, który zjadłam rano i nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać tego domu. Nie było jednak wyjścia i skoro powiedziało się a, trzeba było powiedzieć b. - To w sumie całkiem urocze, że się denerwujesz.

- Wcale, że nie - zaprzeczyłam, kręcąc głową. Miałam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu i brunet jeszcze się tylko do tego przykładał. 

- Wcale tak - zachichotał i pociągnął mnie na swoje kolana. - Jesteś urocza, Pauline. Nawet bardzo. Po prostu nie potrafisz tego zaakceptować.

- Bo nie jestem - zaprotestowałam, kiedy pstrykał mnie lekko w nos. - Hej!

- No widzisz? Dla mnie teraz jesteś na przykład bardzo urocza. I wiesz co? Trzeba będzie ci to powtarzać, żebyś w końcu w to uwierzyła. Innej opcji nie widzę.

~*~

jutro już kończymy be my idol:")

be my idol • stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz