Rozdział 1

5.7K 249 21
                                    

  „Dzieci zaczynają od tego, że kochają swoich rodziców.

 Po pewnym czasie sądzą ich. Rzadko kiedy im wybaczają."

 ~ Oskar Wilde 

 Pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz, ale nie ten, o którym się zwykle marzy i rozpamiętuje. Pierwszy raz w życiu byłam pijana. Pojęcia nie mam dlaczego to zrobiłam, bo moje urodziny absolutnie nie były powodem.

Wybacz mi, Boże...

Szłam właśnie do domu na boso, trzymając szpilki w ręce. Doskwierał mi potworny ból głowy i byłam tak bardzo spragniona. Kac, zwykły kac, a wody nigdzie. Spojrzałam na zegarek. Była piąta nad ranem.

Lily, coś ty odwaliła?

To kompletnie nie było w moim stylu. Mój anioł stróż chyba ma myśli samobójcze, patrząc na mnie.

Weszłam do domu najciszej jak potrafiłam i od razu ruszyłam do zlewu uzupełnić elektrolity. Z ulgą udałam się do swojego pokoju, a w nim rzuciłam się na łóżko. Nie mogłam sobie nic przypomnieć z imprezy. Pamiętałam tylko, że trafiłyśmy z Raven na nią przypadkiem, a ja... Ja smutki zaczęłam topić w wódce.

Wykończona, zasnęłam.

* * *

Po przebudzeniu się, zmieniłam ciuchy i ogarnęłam się w łazience. Ominęła mnie msza, na którą zwykle chodzę, a mnie tak bardzo nie chciało się iść na inną godzinę, więc postanowiłam odpuścić. Zeszłam na dół i natychmiastowo zostałam obrzucona gniewnymi spojrzeniami rodziców.

— Lily, słońce, miałaś wrócić, o ile się nie mylę, wczoraj. — powiedziała oschle moja mama. — Możesz mi wyjaśnić, jak to się stało, że zrobiłaś to dziś na ranem, w dodatku nietrzeźwa?

— Poszłam na imprezę. — obiecali mi coś po tej osiemnastce, więc przyznałam im się bez bicia. — I nie byłam pijana.

— Zgubiłaś swoją szmatkę. — prychnął ojciec, mając na myśli moją kokardę. — Cnotę też gdzieś zapodziałaś? Zresztą... Wątpię, że ktoś chciałby patrzeć na ciebie z tymi wszystkimi bliznami. — Które ty mi zrobiłeś.

— Nie twoja sprawa. — założyłam ręce na krzyż. — Nawet jeśli, nic ci do tego. Moje ciało, mój biznes.

— Całe szczęście. — wstał i się uśmiechnął. — Podziękuj teraz, bo cię wyręczyliśmy i spakowaliśmy, abyś szybciej mogła opuścić ten dom. — jego palec wskazywał walizki z moimi rzeczami. Otwarłam zdumiona usta.

— Możesz już iść. Jesteś wolna, tak jak się umawialiśmy. — oparł ręce na biodrach.

— Co...? Wyrzucacie mnie? — mój głos się łamał. — Ustaliliśmy, że po ukończeniu osiemnastu lat będę mogła mieszkać sama, a nie, że od razu zostanę wyrzucona. Co to ma znaczyć?

— Daj spokój. — zaczęła mama. — Przecież właśnie o tym marzyłaś, o samodzielności, więc bądź — zaśmiała się — samodzielna.

— Jak możecie? — zapytałam z pretensją.

— Nie obchodzi już nas to. Radź sobie, Lily. — poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Zaczęłam gryźć policzek, aby nie rozpłakać się przy nich. Zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do walizek. Wzięłam wszystko i wyszłam bez pożegnania. Usiadłam na schodach ganku. Wiatr delikatnie muskał moją skórę i rozwiewał włosy, a słońce raziło mnie, kiedy patrzyłam przed siebie. Nie wiedziałam co zrobić. Nienawidzę ich. Nienawidzę tego, który się zgodził, aby mnie zaadoptowali.

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz