„Szczęśliwym jest człowiek, który z przeszłości swej pamięta to tylko, co dało mu zadowolenie. Nieszczęśliwym zaś ten, co nosi w pamięci wyłącznie nieszczęścia."
~ Hagiwara Sakutaro
Stukałam nerwowo palcami w kuchenny blat. Siedzieliśmy tutaj wszyscy, łącznie z mamą Raven i Lucasa, od jakiś czterech dni.
— Może na policję? — podsunęła Hannah.
— Zwariowałaś?! — spiorunowała ją Raven. — Absolutnie! To trzeba rozwiązać normalnie, bez policji. — westchnęła.
— Nie wiem! Chcę tylko pomóc, gliny by go znalazły i nie byłoby problemu.
— Znienawidziłby nas za to, a nie tego chcemy mamo.
— Dobrze, wiem. Przepraszam. — uniosła ręce w geście obronnym.
— Znowu przyszedł taki czas, gdzie akcja toczy się tak, jak w serialach Netflixa. — zauważyła Charlotte.
— Nie mam ochoty na żarty. — Colin przeczesał włosy.
— Ugh... Przez najbliższy rok nie będziesz miał.
— Rok? — podniósł głowę.
— Nie wiemy, ile go nie będzie.
— Nawet tak nie mów. — ochrzanił ją.
— Co, jeśli on tylko potrzebuje czasu? — jęknęła Charlotte.
— Lottie, proszę cię. — Colin spojrzał na nią krzywo. — Jakiego czasu? Lily mu nic nie zrobiła, może jedynie powiedziała prawdę. Zresztą, po tym co sam jej powiedział... — potrząsnął głową.
— Jeśli mogę się wtrącić. — mama Luke'a odchrząknęła. — Po zerwaniu z Sophie zrobił to samo. Rozmawiałam z nim o tobie. — zwróciła się do mnie. — Nie wydaję mi się, aby Lucas był zdolny starać się tylko dla seksu. Znam mojego syna. — w tym momencie telefon Colina zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Lucky". Błyskawicznie podniósł komórkę, ledwo utrzymując ją w ręce i odebrał.
— Halo? — otworzył usta i trzymał je tak przez jakąś chwilę. — Gdzie ty jesteś? OHIO?! Pojebało cię? — rzucił przepraszające spojrzenie matce swojej dziewczyny i przyjaciela. — Raczyłeś mi o tym w ogóle powiedzieć...? Martwimy się wszyscy. Przecież my cię kochamy stary, nie dobijaj mnie, bierz dupę w kroki i wracaj, bo osobiście po ciebie przyjadę. Idioto! — spojrzał na mnie. — Już dawno to zrobiła. Tak. — podał mi telefon, a ja przerażona przyłożyłam go do ucha.
— H-halo? — mój głos był cichy.
— Lily? — poczułam ogromną ulgę.
— Tak?
— Chciałem cię tylko usłyszeć.
Połączenie zakończono.
— Rozłączył się... — oddałam chłopakowi jego własność. Moja dłoń drżała.
— Co ci powiedział? — zapytali prawie wszyscy chórem.
— Że chciał tylko mnie usłyszeć. — oklapłam na krzesło zrezygnowana. Myślałam, że wypłakałam już wszystko, ale łzy po raz kolejny wypłynęły z moich oczu.
— Jadę tam. — zadeklarował Colin. — Teraz. — zebrał ze stołu swoje rzeczy.
— Nie! — Raven zatrzymała go łapiąc jego rękę. — Skoro on nie chce, to powinniśmy to uszanować, nie zostawiaj mnie. Będziesz tam siedział nie wiadomo ile, a ja nie chcę być sama.
— Zachowujesz się egoistycznie. — syknął wyrywając się.
— Jeżeli chcesz robić to samo co on, to proszę! Ale wiedz, że kiedy wrócisz, na ciebie nie będzie czekała żadna dziewczyna. — powiedziała stanowczo, a jego gniew ustąpił.
— Co mam więc zrobić? — zapytał ledwo słyszalnie, opierając głowę o jej ramię.
— Być cierpliwym.
* * *
Miesiąc później
— Nie myśl o tym przez cały czas. — skarciła mnie Raven. — Hej, słyszysz? — szturchnęła mnie.
— Tak... — wiedziałam, że ma rację, ale to jedna z tych rzeczy, których w życiu nie da się po prostu zrobić.
— Ehh, Lil spójrz w lustro. — zaprowadziła mnie przed nie. — Co widzisz? Bo ja widzę, dziewczynę z blada twarzą, podkrążonymi oczami i jednocześnie opuchniętymi od płaczu. Tak naprawdę nic się nie stało, a wszyscy zachowujecie się jakby zaginął, nie wiem... Jakby wydarzyła się tragedia. Przecież to nie twoja wina, Lucas zachował się dziecinnie. Gorzej niż ty. — przewróciła oczami. — Przestańmy lamentować. Gdyby mu na nas zależało... to by wrócił. — zawahała się, mówiąc ostatnie słowa.
— Kurczę, ale ja tak nie potrafię. — wyznałam. — To jest miłość, pierdolona miłość. — ścisnęłam w dłoni broszkę. — Powiedziałaś, że trzeba być cierpliwym. Jestem, ale nie radzę sobie czasami. Czasami po prostu muszę odreagować... — spojrzałam jej w oczy. — Raven, wszyscy, których kocham odchodzą. Obiecaj mi, że ty tego nie zrobisz. — każde słowo wynikało z desperacji. Czułam, jak tracę grunt pod nogami i usiłuję się uratować, ale nie potrafiłam.
— Nigdy tego nie zrobię, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, już ci to kiedyś powiedziałam. — uśmiechnęła się serdecznie, co odwzajemniłam. — Wolałabym umrzeć, niż żyć bez ciebie ze świadomością, że każdego dnia o mnie myślisz i umierasz z tęsknoty, a ja mam to gdzieś. Jesteś jedną z osób, które są częścią mojego życia już na zawsze. Na zawsze, rozumiesz? — pokiwałam twierdząco głową. — Luke też nią jest, ale teraz żyje własnym życiem. Zawsze taki był, rzuciłaś się na głęboką wodę zakochując się w nim, ale serce nie sługa. — zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. — To nie ja jestem wierząca, ale wierzę, że wszystko się ułoży. — pocałowała mnie w głowę.
— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. — szepnęłam jej we włosy.
— Nic. Siedziała na ulicy z tacką i prosiła o drobne na bułkę. — zaśmiała się. — Razem to przetrwamy, razem poczekamy. Ale kiedy wróci, najpierw złoję mu skórę.
— Nie wątpię. — odsunęłam się od niej.
Nie tylko ja byłam w tak złym stanie. Colin wrócił do okaleczania się, bo zauważyłam, że znowu bandażuje knykcie. Obwiniał się i nie mógł znieść tego, że Raven zabroniła mu pojechać po Lucasa. To tylko jedna osoba, a sprawiła, że świat kilku ludzi przestał być kolorowy. Każdy dzień, w którym uświadamiałam sobie, że go nie zobaczę, był jak tortury.
— Wiesz, że jest jeden plus jego wyjazdu? — zagadnęłam.
— Jaki?
— Nie ma ciągle imprez. — roześmiałyśmy się.
— Oh, on był ich ogniwem, iskrą. Nie pójdę na imprezę bez Luke'a, tak jak Charlotte. — założyła ręce na krzyż. — Może i kiepsko u mnie z okazywaniem uczuć, ale mnie też to dotknęło. To, że tak z dupy nas zostawił, bo powiedziałaś mu jedno słowo oraz to, że się nie odzywa. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć... — posmutniała. — Myślisz, że zapuścił brodę, czy coś?
— O mój Boże, mam nadzieję, że nie! — odskoczyłam wyobrażając to sobie. — Mam wrażenie, że... on zapomniał o mnie i teraz siedzi w jakiejś kawiarni, albo na plaży i sączy drinka z nową koleżanką, którą pewnie zdążył zbadać sześćdziesiąt razy.
— Nie mów tak, jesteś taką dziewczyną, o której się nie da zapomnieć.
A jednak zapomniał.
CZYTASZ
Twój dotyk
RomanceLily była Aniołem, który upadł w jego ramiona. I wbrew temu, w co wierzyła, nie żałowała. *Jest to kontynuacja poprzedniej części ,,Jedna noc"*