,,Matka – to najpiękniejsze słowo w językach świata. Matka – to słowo, które oznacza miłość, miłość prawdziwą, która nie zdradza, to słowo, które oznacza wierność, które oznacza wielką ofiarę, nawet do śmierci, dla dobra dziecka."
~ abp. Stanisław Wielgus
Za chwilę miał być koniec roku, a Lucasa nadal nie było. Przez niego wypłakałam się więcej, niż przez tatę. Byłam na niego wściekła, bo to nie jest powód aby wyjeżdżać na tak długo. Każdego dnia ściskałam broszkę w kształcie aniołka, którą dał mi na urodziny i każdego dnia patrzyłam w górę, bo jedyne co nas łączyło, to niebo. Świadomość, że znajdujemy się pod jednym, dawała mi jakąś nadzieję, że on o mnie myśli. Tak naprawdę nie wiedziałam co do końca było powodem tego, że zniknął na tak długo. Nie chciałam wierzyć, że to tylko i wyłącznie przez nasza kłótnię. Ale zaczęłam w to, że wkrótce wszystko się wyjaśni. Bez Luke'a życie moje, Raven i Colina wydawało się jakoś tak bardziej...smutne. Był światłem. Światłem dla nas, chłopakiem, który zawsze uśmiechał się serdecznie witając nas tak, jakby wchodził do ogrodu zebrać plony na konfitury.„Cześć poziomki!"
Tak bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi jego orzechowych oczu, czarnych fal, które uważałam za jasny brąz, jego ramion, które mnie obejmowały, jego głosu, który koił mnie, kiedy czułam się źle. Teraz czuję się źle i nawet nie mogę go usłyszeć...
— Co z Evans'em? — zapytała Watson.
— Nie wiemy, proszę pani... — odparł niechętnie Colin. Rzuciłam mu spojrzenie, w którym wyrażałam swój żal.
— On żyje? — wiedziałam, że to żart, ale gdzieś z tyłu głowy, krążyła mi taka myśl. Lucas nie żyje.
Potrząsnęłam głową, aby odgonić te okropne przypuszczenia.
— Tego.. też nie...wiemy... — tym razem głos należał do Raven. Watson uniosła brwi, ale zaraz powróciła do lekcji.
Kiedy zadzwonił dzwonek oznaczający, ze to koniec tych tortur, skierowałam się do mojego starego domu tylko dlatego, że przed godziną moja mama mnie o to poprosiła. Włożyłam do uszu słuchawki, a po chwili rozbrzmiał w nich głos Eda Sheerana. Przyglądałam się swoim czarnym balerinom i nie zwracałam na nikogo uwagi.
Czy to możliwe, że byłam w stanie przed depresyjnym? Istnieje taki?
Uniosłam głowę, aby zlokalizować swoje położenie i wtedy w oczy rzuciła mi się jakaś para licealistów idąca, trzymając się za rękę i uśmiechającą się do siebie. Poczułam ból w sercu, bo wiedziałam, że to mogłabym być ja i... Luke.
Po dotarciu na miejsce, nie musiałam nawet pukać w drzwi, ponieważ od razu się otwarły, a ja powitałam moją matkę lekkim uśmiechem i weszłam do środka. Poszłyśmy do salonu i pierwsze co mnie zdziwiło, to brak ojca i jego rzeczy, czyli porcelanowych słoników, które tak uwielbiał.
— Jesteś szczęśliwa, co się stało? — zapytałam, widząc jak kobieta śmieję się do mnie oczami.
— On się wyniósł. Lil, Ben się wyniósł! — krzyknęła entuzjastycznie, a zaraz po tym przytuliła mnie tak mocno, że myślałam, że zaraz stracę przytomność z powodu braku tlenu.
— Jak to? W jakim sensie? — puściła mnie wreszcie.
— Powiedziałam mu wszystko co myślę i tak na marginesie okazało się, że mnie zdradzał, więc są to podstawy do rozwodu, ale... — przerwała na chwilę. — Poszłam z tym wszystkim na policję.
CZYTASZ
Twój dotyk
RomanceLily była Aniołem, który upadł w jego ramiona. I wbrew temu, w co wierzyła, nie żałowała. *Jest to kontynuacja poprzedniej części ,,Jedna noc"*