Rozdział 6

2.7K 195 22
                                    

„It's too cold outside, for angels to fly"

~ Ed Sheeran

Na dworze było o niebo lepiej niż w środku. Nie śmierdziało, nikt nie palił i nie wymiotował. Tutaj byli ci ludzie, którzy na imprezy chodzą z przymusu, albo trafili tutaj przypadkiem i nie mają pojęcia co robić, więc udają, że muszą się przewietrzyć.

Jeden chłopak stojący w okularach pod drzewem, rozbierał wzrokiem dziewczynę, z którą chodziłam na fizykę. Zastanawiałam się, dlaczego po prostu do niej nie zagada.

- Nie jest ci zimno? - zapytał mnie Lucas, jednocześnie wyrywając z rozmyśleń.

- Nie. - powiedziałam cicho i nie byłam pewna, czy usłyszał.

- Może chcesz iść do domu? Tego swojego. Odprowadzę cię, bo jechać nie mam jak. - zaśmiał się pokazując gestem, że coś wypił.

- Luke ja... - westchnęłam głęboko.

- Lily! - zawołała Charlotte, po czym do nas podbiegła. - Musisz mi pomóc. - była zdyszana.

- W czym? - zmarszczyłam czoło.

- Zaraz ci powiem. - oddychała szybko i ciężko, niczym ja w schowku przed chwilą. - Mógłbyś nas zostawić? - rzuciła zażenowane spojrzenie w kierunku szatyna.

- Yhm, jasne. - wkładając ręce do kieszeni, wykonał obrót na pięcie i wszedł do domu.

- No więc tak. - rozejrzał się wokół. - Wyczaiłam takiego przystojniaka, że tylko pozazdrościć. Flirt i tak dalej, chciałam go zaliczyć. - uniosłam brwi. - Tylko, że... On jest męską wersją ciebie

- To znaczy?

- Bardzo wierzy i to serio. - przewróciła oczami. - Stwierdziłam, że możesz mi pomóc. Jak przekonać katolika, czy tam chrześcijanina, jeden kit, aby jednak nie trzymał się tak kurczowo tych zasad kościelnych? - uśmiechnęła się szeroko.

- Słucham? - roześmiałam się. - Lottie, puknij się w czoło.

- No co?

- Nie nic... - machnęłam ręką, nadal się śmiejąc, a potem zostawiłam ją zdezorientowaną. Przecisnęłam się przez tłum tańczących ludzi i odnalazłam drzwi po czym się ulotniłam.


* * *

Aż do soboty, dni w szkole były bardzo nudne i praktycznie nic się nie działo, prócz jednej, malutkiej akcji z udziałem Eriki i Charlotte, ale dla mnie to nie była żadna nowość.

Siedziałam z Raven oglądając Pamiętniki Wampirów i szczerze mówiąc, nudząc się. Urozmaiceniem było jedzenie, które przygotowała jej mama.

- Jak ta typiara poznała Daemona? - zapytała mnie przyjaciółka, więc szybko jej wyjaśniłam.

- Aha. A jak zaczęli ze sobą być?

- Ty to oglądasz, czy co robisz?

- Niektóre odcinki przewijam. - wzruszyła ramionami, wrzucając do buzi garść popcornu. - Miałam ci coś powiedzieć! - oznajmiła nagle z impetem.

- Kiedy? - zdziwiłam się.

- Dzień po imprezie.

- To niezły masz zapłon. - prychnęłam rozbawiona.

- Zapomniałam... - jęknęła. - To przez ten sprawdzian z matmy. Nie wszystkim wystarczy pół godziny nauki. - spiorunowała mnie wzrokiem. - Podobno jakaś laska dostała ataku histerii - roześmiała się - i.. I Luke musiał ją uspokajać. - klepała się w udo, niczym niedorozwinięta foka. Pojęcia nie miałam, kiedy Raven zaczęły śmieszyć takie głupoty.

- Co w tym śmiesznego? - odwróciłam się do niej.

- Ludzie mówią, że zaczęła wywalać miotły ze schowka i ciskać w różne osoby płynem. Wariatka

- Nie wiem, jak powstała ta historia, ale tą dziewczyną byłam ja. - odparłam ze stoickim spokojem, a ona zbladła.

- Dostałam ataku przez klaustrofobie, Lucas mi pomógł, owszem, ale nie zachowywałam się tak.

- Jak... to...?

- No tak to. Może ktoś inny tak zrobił. - rozległo się pukanie do drzwi, po czym same się otworzyły, a raczej ktoś to zrobił.

- Potrzebny mi cukier! - krzyknął Luke, zanim jeszcze się nam pokazał.

- Znowu?! - burknęła Raven wstając i odkładając miskę z popcornem. - Zaraz wracam.

- Okay. - wyłączyłam laptopa, bo akurat skończył się odcinek.

- Cześć. - pomachał zdziwiony, opierając się o framugę przejścia.

- Hej. - odmachałam. - Czy oprócz mnie, ktoś jeszcze w schowku został przez ciebie uratowany?

- Co? Oprócz ciebie nikogo innego sobie nie przypominam, a przysięgam, że tamtej nocy nie byłem tak bardzo pijany, żeby nie pamiętać.

- W takim razie ktoś rozsyła dziwaczne plotki o Lily. - powiedziała Raven, wręczając mu woreczek z cukrem.

- Jakie? - skrzyżował ręce.

- Że rzucała miotłami i płynem. - patrzył na nią, jak na idiotkę.

- Ale... Nikt prócz... Co za idiota do kwadratu. - pokręcił głową.

- Mówisz o gościu, który nas zamknął? - zagadnęłam, na co skinął głową twierdząco. Nie wiem co ze mną nie tak, ale ponownie zapomniałam jego imienia.

- Nieważne, pogadam z nim sobie w poniedziałek. Dzięki za cukier, trzymajcie się. - zasalutował i uciekł.

- „Pogadam z nim sobie w poniedziałek." - powtórzyła Raven, naśladując jego głos i pokazując cudzysłów palcami w powietrzu. - Czy wy, aby na pewno ze sobą nie spaliście?

- Raven! - rzuciłam w nią poduszką oburzona.

- Przepraszam! - uniosła ręce w geście obronnym śmiejąc się. - Cholera! - krzyknęła, spoglądając na zegarek. - Za dwadzieścia minut mam sesję! - zaczęła panikować i biegać po domu, szukając aparatu. Kiedy go znalazła, szybko wypiła całą szklankę Pepsi i rzuciła mi przepraszające spojrzenie. - Poradzisz sobie?

- Nie jestem niedorozwinięta.

- No nie wiem. - prychnęła i szybko wybiegła. Zaraz po tym dostałam SMS-a, w którym poinformowała mnie, że ona, oraz jej mama nie wzięły kluczy i żebym nigdzie nie wychodziła. Nawet nie miałam takiego zamiaru.

Opatuliłam się w koc i postanowiłam poleżeć. Niestety ktoś przerwał moje plany.

- Raven! Wiem, że przed chwilą tutaj byłem, ale... Gdzie jest Raven? - stał zdumiony, patrząc na mnie.

- Boże człowieku, przestań się sam wpuszczać. - przewróciłam oczami i się podniosłam. - Raven pojechała na sesję. Zapomniała chyba, że ją ma.

- I... zostawiła cię samą? - bardzo powoli stawiał kroki w moją stronę.

- Tak, Luke, zostawiła mnie samą. Ona nie ma kluczy, jej mama nie ma kluczy. Musze tutaj siedzieć. - zmarszczył czoło. - Ugh, próbowałam ci już powiedzieć dwa razy, ale cały czas ktoś mi przeszkadzał.

- O czym? - położył woreczek z cukrem na stoliku.

- Ja... - zawahałam się. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Ponaglił mnie gestem. Ugryzłam się w dolna wargę.

- Zawsze tak robię, jak chcę kogoś pocałować. - zaśmiał się i podrapał kciukiem w nos. Zdezorientowałam się.

- Nieważne, mów.

- Lucas, ja zostałam wyrzucona z domu.

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz