Rozdział 11

2.6K 189 24
                                    

  „Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi."  

~ Winston Groom 



Może się wydawać, że kupno soku jest prostą sprawą, ale nie dla mnie. Zanim wybrałam odpowiedni, minęło sporo czasu. Naprawdę to, czy będzie on jabłkowy, czy może pomarańczowy sprawia dużą różnicę. Raven by już mnie dawno zabiła.

Zadowolona wyszłam ze sklepu z sokiem i w podskokach dotarłam na ławkę, na której miałyśmy się spotkać, ponieważ wcześniej każda z nas poszła gdzieś indziej. Obserwowałam niebo, które dzisiejszego dnia było czyste jak łza i rozmyślałam. Zastanawiałam się jak mam teraz postępować z Lucasem.

Byłam kiepska w odczytywaniu znaków mimo, że miałam już kilku chłopaków. Może on zachowuje się tak tylko dlatego, że nie jestem taką dziewczyną jak Sophie? Jak każda inna.

Raven mnie ostrzegała. Bez stosunku nie mam Luke'a? Cholera jasna, tutaj nie chodzi o seks... A nawet jeśli, dla niego byłam gotowa to zrobić, nawet nie z nim. Nigdy się tego nie bałam. Bałam się Boga.
 

 — Lily? — usłyszałam za plecami doskonale znany mi głos. — Co ty tutaj robisz? Sama?

— Czekam na Raven i Charlotte. — odpowiedziałam, nie odwracając się. Nie chciałam patrzeć na tę ohydną twarz. Niestety ona sama okrążyła ławkę i stanęła na przeciwko mnie.

— Radzisz sobie?

— Obchodzi cię to?

— Jestem twoją matką... — westchnęła smutno. — Jeżeli potrzebujesz pieniędzy...

— Nic od was nie chcę i nie wezmę. — wycedziłam przez zęby.

— Nie od nas. Ode mnie. — kucnęła, aby spojrzeć mi w oczy. Nie sposób było nie zrobić tego samego. Był upał, a ona miała golfa. Zmarszczyłam czoło, patrząc na to, a ona jeszcze bardziej go naciągnęła.

— Dlaczego chcesz mi pomóc? — zapytałam z żalem.

— Bo...

— Proszę, proszę. — do rozmowy dołączył ojciec. — Helen już cię wyrzuciła? Nie dziwię się. — prychnął. — Ale dobra, matka już pewnie ci powiedziała, co miała powiedzieć, prawda? — spiorunował ją wzrokiem, a ona wstała.

— Oczywiście. — jej ton nagle się zmienił.

— Więc chodźmy. — złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.

— Czego oni chcieli? — obok mnie znikąd wyrosła Charlotte wraz z Raven.

— N-nie wiem, ale... — wstałam, nadal patrząc w ich kierunku. — moja mama dziwnie się zachowywała.

— Co masz na myśli?

— Była miła. — wymieniłam spojrzenie z brunetką.

— To faktycznie dziwne. Może uderzyła się w głowę? — zasugerowała Charlotte.

— Myślę, że nie. — zaczęłyśmy iść w kierunku lodziarni.

— Rozmawiałaś z Lucasem? — zapytała Lottie.

— Tak, ale to takie luźne rozmowy. — zbyłam ją.

— To się po jutrze zmieni. — zadeklarowała uwodzicielsko. Po jutrze czyli, w środę ,ponieważ to ten dzień, w którym jedziemy pod namioty. Wyczekuję go, odkąd tylko o tym usłyszałam.

— Raven, twoja mama się dowiedziała o imprezie?

— Nie. — odpowiedziała wystraszona. — Ale blisko było. — weszłyśmy do lodziarni.

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz