Rozdział 18

2.3K 187 21
                                    

  „Życie jest komedią dla tych, którzy patrzą, a tragedią dla tych, którzy czują."  

~ Jonathan Swift 



— Matematyka, rzeczy ta mi nie pyka. — oświadczył Richard Conay. Znany w tej szkole ze swoich rymowanych tekstów i tego, że na zeszłorocznym balu majowym, pojawił się w stroju hot—doga.

— Przykro mi. — uśmiechnęła się nowa nauczycielka, której imienia ani nazwiska nie zapamiętałam. Byłam za bardzo skupiona liczeniem jej bród. Ile ona ich w końcu ma?

— Pięć. — szepnął Luke, siedzący obok mnie. Posłałam mu pytające spojrzenie. — Myślisz nad jej fałdkami, prawda? Też je liczę. — odwróciłam głowę i zajęłam się rysowaniem gwiazdek w zeszycie. To był czysty przypadek, że akurat myślał o tym samym co ja, ale nawet mnie to ucieszyło.

— Jestem zmuszona postawić ci najniższą ocenę. — oznajmiła kobieta.

— Proszę pani... Może słabo znam wzory, ale za to jak dzielę. — złożył dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale mój nastój szybko zepsuł dyrektor proszący mnie i Luke'a do gabinetu. Umiejscowiliśmy się obok naszych — o zgrozo — rodziców.

— Chcę usłyszeć twoją wersję, panno Olson. — powiedział dyrektor.

— W jakiej sprawie? — udawałam. Doskonale wiedziałam co miał na myśli.

— W tej, za którą sprzątasz szkołę. — przekrzywił głowę, wlepiając we mnie szare jak ponury dzień oczy.

— Eee... więc to było tak, że Charlotte wyszła z namiotu żeby wymienić się żeby mogła porozmawiać z kolegą, więc tam ktoś musiał zwolnić miejscu i był to Lucas, który spał tamtego dnia w moim namiocie. — wzruszyłam ramionami, a mój ojciec prychnął. Oczy wszystkich skierowały się na niego.

— Dobrze, ale pani East jasno się wyraziła, co do stosunków. — oparł się unosząc brwi.

— Przepraszam, ale czy żeby dziewczyna i chłopak spali w jednym namiocie muszą koniecznie uprawiać seks? — zapytałam już zdenerwowana.

— Oczywiście, że nie, ale poszczególne osoby mówią, że jednak takie wydarzenie miało miejsce.

— To nie jest prawda. — wycedziłam przez zęby.

— Panie dyrektorze, nie chciałbym nic sugerować, ale moja córka mogła spać z każdym chłopakiem, który tam był. Reasumując, pieprzył ją każdy. — wzięłam głęboki oddech żeby nie puściły mi nerwy.

— Benjamin. — skarciła go moja mama.

— Panie Olson, skąd takie przypuszczenia? I proszę się wyrażać w kulturalny sposób.

— Proszę pana. — zakpił. — Lily tylko wygląda jak aniołek. To zepsuta do szpiku kości dziewczyna, która próbuje wszystkich dookoła oszukać i brać na litość. W rzeczywistości jej chodzenie do kościoła, bycie miłą i tak dalej, to tylko cyrk, który tak świetnie odstawia. Jej znakomite oceny spowodowane są tylko i wyłącznie naszą czujnością. — objął moją mamę ramieniem, na co się wzdrygnęła, a ja nie wiedziałam czy mam wyjść, rozpłakać się czy wstać i sprzedać mu soczystego liścia. Rodzicie Lucas patrzyli na mnie jak na wariatkę, a dyrektor nie wierzył. Widziałam to w jego oczach. Wyczekiwał mojego komentarza, ale ja nie miałam zielonego pojęcia, co powiedzieć.

— To także nie jest prawdą. — syknęłam. — Moja wiara to moja sprawa, mój charakter nie jest wcale skłamany i nie udaję kogoś kim nie jestem, w porównaniu do ciebie, tatusiu. — odwróciłam się do niego i złośliwie uśmiechnęłam.

— Ja nikogo nie udaję. Mówię jak jest.

— Tak? — udałam zdziwioną. — To może opowiesz jak ostatnio tym paskiem... — wskazałam na jego spodnie.

— Ty... — podniósł na mnie rękę w obecności tych wszystkich ludzi i gdyby nie Luke, nie wiem czy nie zostałabym uderzona.

— Niech pan stąd wyjdzie, bo nie ręczę za siebie. — chłopak ściskał nadgarstek mojego pseudo ojca, patrząc na niego z pogardą.

— Lucas... — jego mama złapała go za łokcia.

— Mamo, to też moja sprawa. — posłał jej przepraszające spojrzenie. — Obiecałem coś tej dziewczynie. — uwolnił tego potwora, a on z drżącą szczęką wyszedł.

— Nic nie robiliśmy, przysięgam. — zwrócił się do dyrektora.

— Dobrze chłopcze, ale...

— Mam panu pokazać? — jęknęłam już z rozpaczy.

— Oh Lily, absolutnie. — oparł twarz o dłoń. — Wierzę wam... — odetchnęliśmy z ulgą. — ale. Dzisiaj i tak będziecie sprzątać. Nie wnikam w tę sytuację, która przed chwilą miała miejsce, ale jeżeli jeszcze raz będę czegoś takiego świadkiem, będę zmuszony zareagować. Dziękuję, to wszystko. — opuściliśmy pomieszczenie w milczeniu. Moja mama pogłaskała mnie po plecach, a potem dołączyła do ojca czekającego w progu przejścia z głównego korytarza. Luke chwilę rozmawiał z rodzicami, a potem podszedł do mnie, wypuszczając powietrze z ust.

— Co ci powiedzieli?

— Że niepotrzebnie się fatygowali i, że... im się podobasz. — uśmiechnął się nieśmiało.

— Dziękuję. — przytuliłam go. Musiałam stanąć na palcach żeby to zrobić, ale kiedy oplótł mnie swoimi rękami, schylił się, abym mogła normalnie stać.

— Za dzisiaj i za wczoraj. — dodałam, kiedy się rozłączyliśmy.

— Nie ma za co. — dotknął palcem mojego nosa. — Ale... możesz mi podziękować w pewien sposób. — uśmiechnął się zawadiacko i włożył ręce do kieszeni.

— To brzmi źle. Luke serio, nie. — uniosłam wyprostowaną dłoń, a potem zdegustowana odwróciłam się na pięcie zapominając, że wracamy do tej samej klasy.

— Wczoraj byłaś chętna. — zażartował.

— Ugh! — zacisnęłam dłonie w piąstki. — Nie byłam. — Jestem cały czas. — To ze złości, okay?

— Ze złości mnie pocałowałaś? — zmarszczył czoło i zmrużył oczy.

— Czekaj, co? — spojrzałam na niego zdezorientowana. — Przepraszam, pomyślałam o czymś innym.

— O czym pomyślałaś? — zapytał coraz szerzej się uśmiechając.

— O niczym, nie ważne. — przyspieszyłam kroku.

— Hej! — dogonił mnie. — No o czym? — stanął przede mną. — Ah, to! — założył ręce na krzyż. — Też może być. — puścił mi oczko.

— Nie.

— Wiem. — przewrócił oczami, a potem schylił się i przygryzł moje ucho, a ja poczułam przyjemny dreszczyk. — Za niedługo będzie ten cały bal, czy coś. — podrapał się w kark. — Zastanawiałem się, czy może nie poszłabyś tam ze mną? — moje oczy wyskoczyły z orbit.

O mój Boże! Jasne, że tak! Jeszcze pytasz? Człowieku nawet się nie zawaham żeby tam z tobą pójść, czekałam aż zapytasz. Boże co za radość! Aaaaaa!

— Dam ci znać... wkrótce. — powiedziałam, przygryzając wargi.

— Okay. — stęknął trochę niezadowolony. — Mam nadzieję, że nie mam żadnej konkurencji. A nie, jedna leży w szpitalu, chociaż... To już chyba żaden konkurent. — zaśmiał się, a potem weszliśmy do klasy. Byłam zadowolona, bardzo zadowolona. 

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz