Rozdział 34 [Koniec]

3.6K 232 55
                                    

  „– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?- Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."

~  Alan Alexander Milne  





Wiatr spowodował, że moja idealna fryzura zmieniła się w ptasie gniazdo, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu.  Liczył się tylko Luke. Mój Lucas. 

Nie miałam już siły biec, więc zwolniłam. W oddali dostrzegłam cztery sylwetki. To musiały być dziewczyny oraz Colin i Luke. 

O niebiosy! To naprawdę on. Kiedy byłam nieco bliżej, zobaczyłam jak Raven uderzyła go w twarz. Colin szarpał nim i chyba na niego krzyczał, ale finalnie go objął  zaraz po nim zrobiła to Charlotte, a moja Raven zdzieliła go z liścia jeszcze raz i dopiero wtedy go objęła. Uśmiechnęłam się na te widok. Zaczęłam znowu biec, ale on wyciągnął swoje rzeczy z bagażnika i poszedł do domu. 

Serio? 

Przewróciłam oczami. Byłam już taka zmęczona, ale nie mogłam przestać biec, bo tak bardzo chciałam go dotknąć, usłyszeć czy zobaczyć! 

— Dziewczyno! — krzyknęła Lottie. — Wytłumacz mi czemu jesteś na boso i skąd masz takie boskie buty... — zaczęła je macać, a ja dyszałam jak jakiś pies.

— Ty byś w tym pobiegła? — zapytała Raven z pretensją.

— Biegłaś?! — szatynka rzuciła mi spojrzenie pełne podziwu.

— Tak, czuję się jak po maratonie. Trzymaj. — wcisnęłam jej parę beżowych szpilek i torebkę w tym samym kolorze w ręce, a potem stanęłam naprzeciwko domu Lucasa, poprawiłam włosy, wygładziłam sukienkę i ruszyłam. Zachowałam się jak on, ponieważ nie zapukałam, ani nie zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyłam drzwi z takim impetem, że momentalnie się odwrócił. Patrzył na mnie jak na ósmy cud świata, a ja wyglądałam pewnie tak samo. Te same oczy, ta sama twarz. Nic się nie zmienił prze ten czas. Zachciało mi się śmiać, kiedy spostrzegłam, że ma na sobie nawet te same spodnie, które założył na tej imprezie, gdzie chciał mnie pocałować. Nagle jego twarz zaczynała smutnieć, a z jego oczu popłynęły łzy.

— Lily... Wybacz mi... Ja nie potrafię bez ciebie żyć. — powiedział, a ja wyczułam bezsilność. Nie czułam żadnego gniewu. Podeszłam i przytuliłam go tak samo, jak moja mama zrobiła to wczoraj. Tak, jakbym chciała go zatrzymać tylko dla siebie i już nigdy nie puścić, jakbym bała się, że znowu zniknie. Płakał. Moczył moją sukienkę, a moje serce kruszyło się z każdym jego wyciem.

— Luke, ja już dawno to zrobiłam. — oderwałam się od niego. — Spójrz na mnie, spójrz mi w oczy. — zrobił to. — Kocham cię. — powiedziałam cicho. Chciałam, aby powiedział to samo, ale niczego nie byłam pewna.

— Ja ciebie też, aniele. — uśmiechnął się słabo. — Kocham cię odkąd cię zobaczyłem. Kiedy tylko pierwszy raz usłyszałem twój głos wiedziałem, że zagrasz w moim życiu dużą rolę. Flirtując z Sophie chciałem, abyś poczuła się zazdrosna, bo.. Bo myślałem, że taki chłopak jak ja, nie ma szans u takiej dziewczyny, jak ty. Jesteś inteligentna, piękna, urocza, miła... Wmawiałem sobie, że na ciebie nie zasługuję, ale... Zakochałem się i... Kurwa! Szaleję za tobą Lily. — złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął. — Kocham cię jak stąd w kosmos i w ciul daleko. — zaśmiałam się pod nosem, a on zrobił to samo. Cały Luke.

— Wiem, że cię zraniłem, cholera! Tak bardzo cię skrzywdziłem, nie wiem jakim cudem chcesz na mnie patrzeć. Powiedziałem to wszystko tylko dlatego, że tamtej nocy poniosły mnie emocje, nie myślałem. Chciałem żebyś o mnie zapomniała, bo uznałem, że nie chcę cię psuć. Sprawiłem, że zaczęłaś łamać zasady, a ja...

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz