Rozdział 24

2.4K 203 6
                                    

  „Jeżeli naprawdę czegoś pragniesz tak bardzo, że aż boli - cały wszechświat pochyli się nad tobą, by spełnić twoje marzenie"

~ Katarzyna Michalak   


Siedziałyśmy razem z Raven i Charlotte na jednej z ławek przy parku. Dzisiejszego dnia było ciepło, a wiatr delikatnie muskał moją skórę. Wszystkie miałyśmy dobre humory i wszystkie byłyśmy uśmiechnięte. 

— Blake nie jest facetem, który się ze mną od razu prześpi. — jęknęła Lottie. Nie byłam zorientowana o czym wcześniej mówiły, więc ucieszyła mnie zmiana tematu.

— Ciekawe. — parsknęła Raven.

— A wy? — dziewczyna w zabawny sposób poruszyła brwiami. — Robiliście coś wczoraj?

— Nie Lottie, trzymaliśmy się tylko za rączki. — powiedziała ironicznie. — Oczywiście, że tak!

— To urocze, wasz pierwszy raz. — Charlotte złożyła dłonie i przyłożyła je do klatki piersiowej.

— Nie pierwszy. — odparła z satysfakcją brunetka, po czym uśmiechnęła się flirciarsko.

— Nie powiedziałaś nam!? — uderzyłam ją w ramię.

— Zapomniałam! — uniosła ręce w geście obronnym. — Byliście z Lukiem grzeczni?

— Powiedzmy. — odsłoniłam szyję.

— No to nieźle! — zachichotała. — Ciekawe co się będzie dzisiaj działo. — włożyła do ust łyżeczkę lodów karmelowych, które kupiłyśmy wcześniej.

— Nic. — wzruszyłam ramionami.

— Jest bal. — spojrzała na mnie z pod byka.

— Na balu się tańczy, ewentualnie całuje. — westchnęłam.

— Ale przecież potem idziemy do Luke'a imprezować. — zdziwiłam się, kiedy Charlotte to powiedziała.

— Do Luke'a? — zapytała Raven. — Myślałam, że Colin bierze to na siebie.

— Aaa... Faktycznie! — uśmiechnęła się.

— Boże, znowu impreza. — zaczęłam stękać.

— Będzie fanie. — przytuliły mnie obie. — Idziemy? Bo zanim ja się wyszykuję, już dawno będzie piąta.

— Zbierajmy się. — zawtórowała jej Raven i wstałyśmy, po czym ruszyłyśmy do naszego domu.

* * *

— Tragedia! — krzyknęła Charlotte z łazienki. — No spójrzcie jak grubo wyglądam, jak jakiś waleń po McDonaldzie! Jak Blake mnie zobaczy, to spierdoli na Marsa! — pokazała się na nam w seledynowej sukience wykonanej z tiulu, która nie miała ramion, a od pasa była rozkloszowana tak bardzo, że zajmowała znaczną część pokoju.

— Wyglądasz jak milion dolców, tępa idiotko. — skarciła ją Raven.

— Lil..?

— Jest dobrze. — pokazałam jej kciuk. — Tylko zepnij włosy w koka.

— Okay... — wzięła niechętnie gumkę do włosów i zrobiła to, co jej poleciłam.

— Jakie buty? Czarne szpilki czy szare szpilki? — zapytała nas Raven.

— Ty w ogóle posiadasz szpilki? — zszokowałam się.

— Ha.Ha.Ha. To nie było śmieszne. Które?

— Szare. — powiedziałam równocześnie z Lottie.

— Będą pasowały do górnej części sukienki. — wyjaśniłam. Kreacja brunetki miała cieniutkie ramiączka. Od mostka suknia zaczynała się robić fioletowa, a na samym jej końcu taka właśnie była. Moja sukienka ,tak jak Charlotte, nie miała ramion, ale to nie był problem ponieważ blizny ponownie zostały zakryte przez profesjonalistkę. Była w kolorze kremowym ze srebrnymi zdobieniami u dołu, który z tyłu był do ziemi, a z przodu odkrywał mi nogi. Włosy miałam polokowane, ale kokarda została na miejscu.

— Zostaniesz królową Lily, jestem tego pewna. — powiedziała Lottie, mierząc mnie wzrokiem od stóp po sam czubek głowy.

— Nie zależy mi na tym, ale jeśli się tak stanie, będę szczęśliwa. — wzięłam do ręki swoją kopertówkę.

— Czy tylko dla mnie jest to idiotyczne? — fuknęła Raven. — Chodzi mi o to, że wszyscy chłopcy muszą być na sali pół godziny wcześniej. — sprostowała widząc nasze miny.

— Boże, laska! Chodzi o to, żeby było wielkie „WOOW" kiedy nasi partnerzy nas zobaczą. — Lottie pokręciła głową z niedowierzania. — Zbierajmy się.

— Wolałabym, żeby mój partner mnie zawiózł. — wymamrotała dziewczyna, a potem w milczeniu zeszłyśmy na dół.

— Oh! — mama Raven wyskoczyła z aparatem. — Jak wy cudownie wyglądacie! Ustawcie się. — rozkazała nam i tak zrobiłyśmy. Ja stałam z prawej strony, a z lewej Lottie, Raven była w środku.

— Już! — zakomunikowała radośnie. — Może was podwiozę?

— O tak! Doskonały pomysł, nie mam zamiaru w tych butach przemierzać połowy miasta. — zadeklarowała brunetka i wszystkie wkrótce znajdowałyśmy się w pojeździe. Nie minęło dwadzieścia minut, a już byłyśmy na miejscu. Ta kobieta to jakiś pirat drogowy. Ledwo uszłyśmy z życiem, ale lepsze to niż się spóźnić, chociaż jak to mawia Erika:

„Lepiej zrobić show wchodząc na salę spóźnionym, niż wejść ze wszystkimi tak, aby nikt cię nie zauważył."

Daphne nie będzie miała z tym problemu, zważając na jej delfinową sukienkę.

— Bawcie się dobrze! — zawołała do nas Hannah, posyłając buziaka i odjechała.

Od razu rzuciły mi się w oczy najstarsze dziewczyny, które tego wieczoru były najbardziej odpicowanie. W końcu to ich ostatni raz.

Kiedy tylko pomyślę, że za rok czeka mnie to samo, chce mi się płakać.

Wystrój był typowy. Co roku jest taki sam, czyli biało—niebieskie balony i wszystko wkoło w tej samej kolorystyce. Wykrzywiłam usta, kiedy to zobaczyłam.

— Ta, mnie też się już znudziło. — powiedział Colin, podchodząc do nas. Wręczył Raven bukiecik i skomplementował ją, a potem nam zabrał.

— Hej. — przede mną i Lottie wyrósł Tobias.

— No odczep się wreszcie typie... — Charlotte przewróciła oczami, zakładając ręce na krzyż.

— Zatańczysz? — podał mi dłoń, ale to zignorowałam.

— Nie. Nie przyszłam tu dla ciebie. — syknęłam, nerwowo rozglądając się po sali.

— Evans. — prychnął. — Jakoś go tutaj nie widzę.

— To pora udać się do okulisty, Tobiasie. — usłyszałam ten doskonale znany mi głos. — Przepraszam. — wyminął go i ujął moją rękę, a potem poprowadził w tłum kołyszących się ludzi. — Frajer, nie potrafi zrozumieć, że nie ma szans. — spojrzał mi w oczy. Oplotłam jego kark rękami, a on położył dłonie na mojej talii. — Ślicznie wyglądasz. — uśmiechnął się delikatnie, a ja zrobiłam to samo. Rozpływałam się na widok Lucasa w garniturze. Idealnie komponował się z jego czarnymi włosami.

— Dziękuję. — szepnęłam.

— Zawsze ślicznie wyglądasz. — powiedział szybko, a ja zaczęłam zmieniać się w dorodnego pomidora. — Nawet z tymi rumieńcami. — musnął mój policzek kciukiem.

— Wiesz co? Cieszę się, że jestem tutaj z takim przystojnym facetem. — pokazałam zęby.

— Oh, patrzysz tylko na wygląd. — westchnął udając smutek.

— Gdybym patrzyła tylko na wygląd, skreśliłabym cię za brązowe oczy.

— Ranisz. Ja nie skreśliłbym cię za nic. — przysunął się do mojego ucha ustami. — Jesteś perfekcyjna pod każdym względem. — szepnął, a mnie przeszły dreszcze. Zauważył to i posłał mi słodki uśmiech, a w jego oczach widziałam iskierki, które miał zawsze, kiedy coś mu się udało. 

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz