Rozdział 2

3.5K 215 6
                                    

 „Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać."  

~ Antoine de Saint - Exupéry 

Po dotarciu na miejsce, wysiadłam z samochodu, a Raven już na mnie czekała. Posłała mi słaby uśmiech, a ja wzruszyłam ramionami.

— Pomogę ci. — powiedziała jej mama, kiedy chciałam zabrać walizki.

— Nie, nie trzeba.

— Jasne. — prychnęła i wręcz mi je wyrwała. Przewróciłam oczami, idąc za nią, na co Raven się zaśmiała. Moje rzeczy bezpiecznie dotarły do jej pokoju, a ja oklapłam w nim na fotel w jego kącie. Moja przyjaciółka po chwili zrobiła to samo na łóżku.

— Zacznijmy od tego, że jest trochę niezręcznie, ale przywykniemy. Nie? — spojrzała na mnie.

— Myślę, że tak... — na mojej twarzy pojawił się grymas.

— Jezu, tak mi cię żal. — podeszła do mnie i zamknęła w niedźwiedzim uścisku. Trwałyśmy w nim chyba przez jakieś pięć minut.

— Naprawdę nic nie pamiętasz? — pokiwałam przecząco głową.

— Bez jaj! — szturchnęła mnie. — To... Dziwne.

— Tak trochę. Trochę bardzo. — przyznałam.

— W każdym razie, stałam sobie z Colinem i Luke przyszedł i dał mi to — podała mi moją kokardę — pytając, co ty robiłaś, czy coś takiego i usłyszeliśmy jakieś piski, więc zeszliśmy do ogrodu, a ty chciałaś chyba kąpać się nago. — powiedziała na jednym wdechu. — A potem zabrałam cię do spania, bo byłaś mega narąbana. — rozłożyła ręce.

— Czekaj co? Wcześniej mi powiedziałaś, że nie oddałaś mi kokardki, bo nie mogłaś mnie znaleźć?

— Serio? Może powiedziałam tak, bo nie chciało mi się tłumaczyć. — uśmiechnęła się niewinnie.

— Boże, co za wstyd. — ukryłam twarz w dłoniach.

— Eee tam! — machnęła lekceważąco ręką. — To normalka na imprezach.

— Serio? — spojrzałam na nią zirytowana. — Nie dla mnie. Co sobie ludzie pomyślą...

— Nikt o tym nie będzie pamiętał. — położyła dłoń na moim ramieniu.

— Mam nadzieję. — jęknęłam.


* * *

— Raven, na litość boską, jedz szybciej! — krzyknęła na nią jej mama, kręcąc głową.

— Jezu... — odłożyła łyżkę z hukiem. — Jakoś wcześniej nie miałaś z tym problemu.

— Nie denerwuj mnie.

— Masz dzisiaj klienta?

— Raven.

— Mamo.

— Idźcie już. — wypędziła nas ścierką. Rozbawione wyszłyśmy na zewnątrz.

— Nie martw się, dziś rano mieli trening, więc nas nie zaczepi, ale nie wiem jak z innymi dniami. — miałam wrażenie, że czyta mi w myślach. Ostatnie co chciałam aby się wydarzyło, to zjawienie się Lucasa.

Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ponieważ moja twarz nadal była w złym stanie, ale przyzwyczaiłam się do tych spojrzeń. Na progu szkoły czekała już Charlotte.

— No witam, witam. — przytuliła mnie, a potem Raven. — Twój Ken czeka na górze. — rzuciła do Raven, a ona wywróciła oczami i poszła w wyznaczone miejsce.

Twój dotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz