9. Flaws

178 18 23
                                    

Lucien widział to już wcześniej.

Bohaterka i Piękny Chłopiec.

Pamiętał, jak wieki temu stał wraz z rozradowanym tłumem, rozlewającym się po całym Cheydinhal. Inwazja Daedr została odparta, Wrota Otchłani zamknięte, świat po raz kolejny uciekł od zniszczenia i chaosu. Nawet on nie mógł się oprzeć ciekawości.

Pośród zdziesiątkowanych żołnierzy stali oni. Bohaterka i Piękny Chłopiec. Ona, podtrzymywana przez swojego towarzysza, z krwawą raną tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się jej prawe oko. Wykończona, lecz żywa. Lucien poczuł, jak oddech sam ucieka mu z płuc. Był przyzwyczajony do jej sylwetki, zawsze w cieniu, twarzy schowanej pod kapturem, głosie cichym jak szepty Pustki. Teraz jednak stała wystawiona na oczy całego świata, bez wstydu, bez niczego do ukrycia.

Lucien przecisnął się bliżej. Jeszcze nigdy nie widział jej tak wyraźnie. Od jej wcielenia w szeregi Mrocznego Bractwa minęły miesiące, lecz mężczyzna dopiero teraz zdał sobie sprawę, ile piegów gości na nosie kobiety.

Piękny Chłopiec poprawił uchwyt na jej ramieniu. Jego oczy nawet na chwilę nie opuściły twarzy kobiety. Szukał jakiejkolwiek zmarszczki, wskazówki bólu. Bohaterka uśmiechnęła się lekko, krew z rany spływała jej po policzku i znikała za stalowym kołnierzem zbroi. Wymienili ze sobą kilka słów i Piękny Chłopiec odrzucił głowę, zanosząc się śmiechem. Wkrótce potem kobieta dołączyła do niego, śmiejąc się mimo cierpienia.

Lucien powoli założył kaptur na głowę. Od dwójki szczęśliwych zwycięzców dzieliło go tylko kilka metrów. Mógłby zrobić kilka kroków, ujawnić się, zdeptać swoją obecnością szczęście, zamienić śmiech w popiół. Jednak delikatny uśmiech, błysk w oku i brak zmarszczki, do tej pory zawsze obecnej między brwiami kobiety wystarczyły, by mężczyzna usunął się w cień.

***

Mahogany czuła, jak serce obija się o jej żebra. Zacisnęła zęby na dolnej wardze, aż skóra ustąpiła, a jej usta wypełnił smak krwi.

Jorrvaskr jeszcze nigdy nie wyglądało tak pusto. Cały budynek stał niepokojąco zaciemniony. Tylko w jednym oknie paliła się świeca, sygnalizująca mieszkańcom Białej Grani tlące się życie opiekuna Towarzyszy. Główna sala całkowicie opustoszała. Gołe stoły majaczyły w ciemności. Arrasy zwisające z sufitu stanowiły tylko ślad pradawnej chwały.

Ria prowadziła ją dalej, w dół po schodach. Tyle razy tędy chodziły. Mahogany przypominała sobie każdy raz. Gdy dźwigały razem zbroję dla Farkasa. Gdy przewracały się pijane po uczcie. Gdy uciekały przed grożącym im śmiercią Vilkasem, gdy Mahogany niechcący wylała na niego pomyje. Teraz, znów razem, szły w milczeniu.

Njada, Athis i Torvar siedzieli na podłodze przed sypialnią Kodlaka. Ledwo unieśli wzrok, by zobaczyć Redgardkę. Głowa Athisa była przepasana białym bandażem. Oczy Njady były otoczone ciemnymi worami, jakby nie spała przez kilka nocy z rzędu. Z twarzy Torvara zniknął wieczny pijacki rumieniec, przez co mężczyzna wydawał się chorobliwie blady. Żadne z nich nie miało siły, by zareagować na powrót dziewczyny.

Ria otworzyła drewniane drzwi i z ust Mahogany uciekło ciche westchnienie.

Na wielkim łóżku leżał Kodlak. Jego broda i włosy tworzyły aureolę wokół zapadniętej twarzy. Ciało miał przykryte karminowym kocem, unoszącym się i opadającym pod wpływem oddechu. Oczy starca odnalazły ją od razu, gdy tylko przestąpiła próg sypialni. Wydawały się teraz kompletnie białe, jakby niebieskie tęczówki rozpłynęły się we mgle.

Po prawicy starca stał Farkas. Ubrany w tradycyjną zbroję Towarzyszy, cichy i ponury. Jedynie żelazny uścisk wielkich dłoni na rękojeści miecza zdradzał burzę, jaka zebrała się w umyśle mężczyzny.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz