Aksamitne obcasy stukały o brukowaną posadzkę wielkich ogrodów przed Niebieskim Pałacem w Samotni. Ich dźwięk mieszał się z głośnymi rozmowami i okazjonalnymi wybuchami śmiechu, nadawały cichy rytm muzyce, sączącej się z niewielkiej altany, gdzie przesiadywała grupka bardów.
Ceremonia zaślubin była otwarta dla mieszkańców Samotni. Każdy, kto chciał złożyć młodej parze życzenia, mógł podejść do podwyższenia, na którym siedzieli, przyklęknąć na jedno kolano i zachwycać się pięknem panny młodej, lub niezwykle przystojną twarzą pana młodego.
Nowożeńcy rzeczywiście stanowili niezwykły widok.
Asgeir Śnieżna Stopa wypinał dumnie pierś, ozdobioną złotymi łańcuchami i misternymi zdobieniami. Jego błyszczące w słońcu, jasne włosy zostały spięte w tradycyjny sposób złotymi klamrami. Nawet broda została przyozdobiona. Niebieskimi oczami skanował tłum, uśmiechając się szczerze i szeroko. Miał w sobie pewien urok. Gdyby bujny zarost nie połykał łapczywie jego twarzy, można by go było uznać za przystojnego mężczyznę.
Po jego lewej stronie siedziała Vittoria. Splotła dłonie na udach, z gracją odpowiadając na życzenia. Jej opalona skóra zdawała się mienić kryształkami, pokrywającymi drobniutkie piegi na policzkach i nosie. Nie wyglądała na tak szczęśliwą, jak jej nowy mąż. Jej niebieskim oczom brakowało blasku, a kąciki ust ledwo dźwigały się w górę, zęby pozostawały osłonięte. Była w końcu dziewczyną z wielkiego miasta, wychowaną w przepychu i elegancji. Teraz czeka ją życie z Nordem biznesmenem, któremu, w jej oczach, nie pomogą żadne błyskotki.
Polityczne małżeństwa nigdy nie wiązały się z miłością. Ludzie wokół wydawali się ten fakt ignorować.
Mahogany dotarła wreszcie na główny plac, gdzie miało miejsce przyjęcie. W drodze rozplątała dwa warkocze, misternie przytwierdzone do jej głowy i pozbyła się przebrania służącej, rozwijając spod spodu czerwoną suknię. Wyprostowała fałdy materiału, nim zmieszała się z tłumem świętujących mieszkańców.
Wykonanie swojej części zadania wydawało się dziewczynie nader łatwe. Bez problemu wślizgnęła się do komnaty z balkonem, udając pokorną służkę. Szybko znalazła odpowiedni kielich i opróżniła parującą zawartość fiolki, którą dostała od Babette. Następnie, niczym niewidzialna, prześlizgnęła się przez oświetlony pochodniami korytarz. Astrid miała zająć się Strażą. Jakkolwiek to zrobiła, wydawało się działać.
Dziewczyna odrzuciła włosy do tyłu, uwalniając ramiona i dekolt od ich duszącej obecności. Samotnia była skąpana w gorących promieniach letniego słońca. Na ściśniętej piersi Redgardki zaczynały pojawiać się pierwsze krople potu. Powoli, z uniesioną głową, tak jak ją uczyła Gabriella, Mahogany przecisnęła się przez tłum, w stronę siedzącej pary młodej. Zdecydowała się złożyć im życzenia po podaniu trucizny. Wolała nie ryzykować nagłych wyrzutów sumienia.
Vittoria Vici zaszczyciła ją oszczędnym uśmiechem, podczas gdy jej nowy mąż w wulgarnie bezpośredni sposób zmierzył ją wzrokiem.
- Moje najszczersze gratulacje - powiedziała Mahogany, pochylając się lekko w płytkim ukłonie. - Taka piękna uroczystość, mimo okoliczności...
Vittoria skinęła głową, jej uśmiech zbladł odrobinę. W tej chwili Redgardce zaczęło być żal kobiety.
- Tak, doprawdy, teraz świat potrzebuje choć chwili wytchnienia - zgodziła się panna młoda, w zamyśleniu spoglądając na wyłożony kamieniami plac.
- Jestem pewna, że wszystko jakoś się ułoży - powiedziała na odchodne Mahogany, skłaniając się odrobinę niżej.
Vici uśmiechnęła się na te słowa, wzdychając i pozwalając sobie na ukazanie górnego rzędu idealnie białych i równych zębów. Wyglądała teraz o wiele lepiej. Jakby faktycznie była szczęśliwa. Jakby ten ślub był dla niej, a nie dla kraju.
CZYTASZ
Skyrim: Kalopsia
FanfictionKalopsia - stan, w którym wszystko wydaje się piękniejsze, niż jest w rzeczywistości. Wiele osób chce mieć Smocze Dziecię pod swoją kontrolą. Gromowładni i Cesarscy marzą, by położyć łapy na mocy, jaką daje Smocza Krew. Jednak, podczas gdy Skyrim j...