23. Bed Of Roses

196 18 103
                                        

Główną salę Sanktuarium w Falkrecie od ponad godziny wypełniał miarowy dźwięk kopania.

Mahogany nigdy nie była osobą o dobrej kondycji. Od najmłodszych lat była zbyt mała i wątła, by pomagać przy noszeniu tabunów karawany. Oczywiście S'Jobargo zmuszał ją do dźwigania ciężkich rol materiału. Pewnego dnia jedna z nawiniętych na drewniany kij zasłon wyślizgnęła się z dłoni, wtedy dwunastoletniej dziewczynki i przygniotła jej ciało do ziemi. Od tego czasu Ma'Rii pilnowała, żeby Mahogany nigdy nie pracowała sama.

Jej nastawienie do pracy fizycznej nie zmieniło się podczas pobytu w Skyrim. Czystym przypadkiem dostała się do Towarzyszy i wkrótce okazało się, że nawet najostrzejszy trening nie był w stanie zrobić z niej prawidłowego wojownika. Mimo ciągłej katorgi na placu przed Jorrvaskr, mięśnie ramion Mahogany były porównywalne do wiotkich nitek, powiewających na wietrze podczas Babiego Lata.

Obecny czas nie stanowił wyjątku. Czarna tunika została rozsznurowana, odsłaniając głęboki dekolt i zżółknięte bandaże, owinięte wokół piersi. Długie rękawy podwinięto wysoko, tak że tworzyły oponki na wciąż ruchomych bicepsach dziewczyny.

Pot spływał z niej strumieniami, przesiąkając tunikę. Odgarnęła niesforne kosmyki, które przykleiły się do jej czoła, zostawiając za sobą brązową pręgę z ziemi.

Stała po pas w wielkim dole, wykopanym na środku głównej sali. Odgarnięta ziemia otaczała ją pagórkami, prawie przesłaniając widok całkowicie. Mahogany oparła zmęczone ciało na wbitej łopacie i przez ułamek sekundy podziwiała swoje dzieło.

***

Lucien trzymał ją mocno, gdy ostatnie szlochy opuściły jej ciało. Siedzieli przez dłuższą chwilę w całkowitej ciszy, klęcząc na wciąż gorącej ziemi. Mężczyzna słuchał dźwięku jej oddechów, coraz głębszych i spokojniejszych. Jej serce również się uspokajało, kończąc swój szaleńczy maraton w jej piersi. Gniew wciąż wstrząsał nią co kilka chwil, lecz teraz patrzyła przez jego pół przezroczystą sylwetkę na przerażająco znajomy widok.

Szara, kobieca ręka wystawała zza seledynowego ciała Veezary. Wraz z nią, część Mahogany odeszła. Dziewczyna nie spodziewała się, by jej najlepsza przyjaciółka przeżyła napad na Sankuarium, jednak dopiero, gdy zobaczyła jej ciało na stosie, zdała sobie sprawę z tragizmu sytuacji.

Ze wszystkich ciał, Gabriela wydawała się najmniej uszkodzona. Zabił ją pojedynczy grot strzały, wycelowany prosto w jej szyję. Wykrwawiła się w samotności, niezauważona przez nikogo w rozszalałym chaosie. Najmniej skomplikowana i najmniej majestatyczna śmierć, jednak dla Mahogany znaczyła najwięcej. Wątpiła, czy kiedykolwiek zapełni pustkę, którą zostawiła po sobie jej Rodzina. Wątpiła, czy kiedykolwiek będzie chciała ją zapełnić.

Powoli, strzelając stawami, Mahogany podniosła się z kolan i wyślizgnęła z uścisku Luciena. Nie próbował ją zatrzymać, jedynie również podniósł się z ziemi i obserwował ją uważnie.

Bez słowa Mahogany wyszła z Sanktuarium, przez ułamek sekundy delektując się świeżym, rześkim powietrzem. Festus wisiał ledwo kilka kroków od niej. Zaczęła wyjmować strzały z jego ciała, każdą po kolei, siłując się z tymi, które natrafiły na kości. Lucien oferował jej pomoc, lecz odmówiła. Musiała, chciała to zrobić samodzielnie.

Gdy bezwładne ciało Festusa wreszcie opadło na ziemię z głuchym tupnięciem, Mahogany zebrała ponad setkę strzał. Z niemałą trudnością przełożyła zwłoki przez swoje ramiona i chwiejącym się krokiem weszła z powrotem do Sanktuarium.

Ułożyła Festusa na pustym miejscu, tuż przy Arnbjornie.

Znalezienie łopaty okazało się, o dziwo, o wiele łatwiejsze. Schody zaczęły się, gdy znalazła odpowiednie miejsce. Jeszcze nigdy nie była tak wykończona. Jej ręce krwawiły od ciągłego obcierania się o drewnianą rączkę łopaty. Mięśnie ramion drgały niekontrolowanie za każdym razem, gdy pozostawały w bezruchu.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz