Gabriella i Mahogany siedziały na dachu. Wieczór zbliżał się powoli, oblewając miasto pod nimi ognistym blaskiem zachodzącego słońca. Dwójka kobiet wisiała nad nic niepodejrzewającymi mieszkańcami złowrogim cieniem. Od pewnego czasu przychodziły tu razem po udanych kontraktach, rozkładając suszone mięso i chleb z serem na kwadratowej chuście w kratę. Mahogany wyjmowała butelkę miodu i odkorkowywała ją zwinnie. Gabriella zagryzała trunek serem, Mahogany odkryła w sobie zamiłowanie do mięsa. Siedząc tak, stanowiły obrazę dla zasad wszechświata. Gabriella wciąż miała na butach krew po swojej ostatniej ofierze, a jednak bogowie pozwalali jej wyciągnąć się na dachu, rozpościerając ręce i patrzyć na swoją towarzyszkę spod rzęs. Bogowie mieli karać złych ludzi, więc dlaczego jeszcze żyją? Mahogany zadała kiedyś to pytanie Lucienowi, jednak rozmowa z nim na tego typu tematy była zawsze bezowocna.
"Sithis jest jedynym, prawdziwym bogiem, a ty pozostajesz mu wierna."
Było w tym stwierdzeniu ziarno prawdy. Mahogany nie mogła zaprzeczać istnieniu Sithisa i Mrocznej Matki, chociażby dlatego, że słyszała jej głos w swojej głowie. Nie była jednak przekonana, czy lojalność Mrocznemu Bractwu była motywowana religią, czy też najczystszą sympatią do rodziny, jaką tworzyła organizacja. Wracanie do Sanktuarium od dłuższego czasu nie wydawało się uciążliwe i stresujące. Teraz bardziej przypominało powrót do domu.
- Ten Khajit nieźle mnie poharatał. - stwierdziła Gabriella, oglądając dwie cięte rany na udzie.
Nie były zbyt głębokie, prawdopodobnie, przy dobrej kuracji nie zostawią po sobie nawet blizny.
- Może powinnaś przerzucić się na łuk? - zaproponowała Mahogany, odchylając się do tyłu i wspierając górną część ciała na łokciach. - Unikniesz możliwości ataku od strony kontraktu.
Gabriella prychnęła, kręcąc głową w zamyśleniu. Jej oczy zabłysnęły złowrogim blaskiem, który kolidował z jej delikatnym uśmiechem i spokojnym wyrazem twarzy.
- Nie - mruknęła - Nie ma na świecie większej przyjemności niż przesuwanie zimnym ostrzem po gardle jakiegoś nieszczęśnika.
Mahogany skrzywiła się mimowolnie, lecz zanim Gabriella zdążyła to skomentować, dziewczyna nałożyła maskę obojętności.
- No nie wiem... - powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami - Gorąca kąpiel po całym dniu roboty jest całkiem przyjemna.
Gabriella westchnęła z uśmiechem, wyprostowując się. Przez chwilę skanowała drogę przebiegającą bezpośrednio pod budynkiem, na którym siedziały. Jej usta wygięły się w iście zwierzęcym grymasie.
Mahogany widziała ten wyraz na twarzy Mrocznej Elfki już wiele razy. Wiedziała, że nie powinna się dziwić. Każdy miał swoje potrzeby, każdy odczuwał pewne zachcianki. Gabriella rzuciła szybkie spojrzenie dziewczynie, po czym wypiła ostatni łyk miodu i szybkim, gwałtownym ruchem otworzyła zasznurowany dekolt swojej szaty.
- Będziesz się z nim pieprzyć, czy go zabijesz? - zapytała Mahogany wyraźnie znudzonym głosem.
- Zobaczymy, jak się noc potoczy.
Dziewczyna obserwowała, jak jej towarzyszka ześlizguje się z dachu i bezszelestnie ląduje na chodniku. Zdejmując czarny kaptur z głowy i uwalniając rudawe, krótkie włosy, przeszła w stronę nic nie podejrzewającego, młodego Norda. Mahogany widziała, jak młodzieniec robi się czerwony i po chwili bierze wyciągniętą dłoń Gabrielli. Dziewczyna wywróciła oczami i położyła się z powrotem na ciągle ciepłych od słońca dachówkach. Położyła dłoń na oczach, odgradzając się od świata.
Tej samej nocy Gabriella powróciła do Sanktuarium, uśmiechnięta i na lekkich nogach. Mahogany obserwowała jak Mroczna Elfka podeszła do kojca, w którym rezydował udomowiony pająk śnieżny, po czym wyciągnęła zza pazuchy wciąż ociekającą krwią, męską dłoń.
CZYTASZ
Skyrim: Kalopsia
FanfictionKalopsia - stan, w którym wszystko wydaje się piękniejsze, niż jest w rzeczywistości. Wiele osób chce mieć Smocze Dziecię pod swoją kontrolą. Gromowładni i Cesarscy marzą, by położyć łapy na mocy, jaką daje Smocza Krew. Jednak, podczas gdy Skyrim j...