26. I'm Good, I'm Gone

164 14 41
                                    

- Hej, ho! Kolejkę nalej! Hej, ho! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom!

Nazir poprawił turban na głowie, naciągając materiał na uszy w bezowocnej próbie zagłuszenia dwóch, irytująco wysokich głosów, śpiewających kompletnie bez harmonii. Oczywiście, Słuchacz, przedstawiciel ich Rodziny, osoba na najwyższym z możliwych stanowisk, której należał się wszelki szacunek, nie potrafiła pozbyć się tego klauna, gdy nadszedł na to czas. Nazir nie był pewien, czego się po niej spodziewał. Być może odrobiny profesjonalizmu.

Mahogany oparła się plecami o siedzenie, zarzucając rękę na ramiona Cycerona, który siedział najdalej od Nazira, jak to tylko było możliwe. Błazen uśmiechał się szeroko, jego twarz przybrała barwę różu w związku z ciepłem i bliskością Słuchacza. Jego nogi podskakiwały na wozie, wciąż wybijając rytm zakończonej dawno piosenki. Mahogany również się uśmiechała, wystawiając kościstą twarz do słońca i przymykając oczy w błogim wyrazie.

Od tak dawna nie czuła szczęścia, nie była spokojna.

Jej pogodne myśli zostały gwałtownie przerwane przez Nazira, który zgarnął w dłonie swoją torbę oraz miecz, podnosząc się z siedzenia.

- Dotarliśmy - rzucił gburowatym tonem, zeskakując ze wciąż toczącego się wozu.

Zmiana w nastroju dziewczyny nastąpiła niemal natychmiastowo. Chwyciła podaną przez Cycerona rękę, jej oczy wydawały się odległe, jakby gęsta warstwa mgły ogarnęła je w całości. Uśmiech umarł na jej ustach, zastąpiony cienką linią zaciśniętych warg. Gdy tylko dotknęła stopami ubitej ziemi, ścisnęła dłoń Cycerona, posyłając mu ciepły, choć nieco wymuszony uśmiech, po czym ruszyła przed siebie, podążając za oddalającą się sylwetką Nazira.

Nie weszli do miasta główną bramą, decydując się na jedno z ukrytych w murach przejść, prowadzące prosto na miejski cmentarz.

Całe miejsce wydawało się opanowane przez naturę. Wysoka do kolan trawa wyrastała na każdym kroku. Porośnięte przysychającymi mchami nagrobki wystawały co jakiś czas nad ziemię, czyhając na piszczele nieuważnych wędrowców. Zapach wokół był oszałamiający. Kwitnące krzewy przepełniały powietrze słodkimi, niemal duszącymi aromatami, tak niepasującymi do miejsca, gdzie śmierć wygrywała nad życiem.

Mahogany i reszta przemierzyli cmentarz szybkim krokiem, zatrzymując się dopiero przy znajomej krypcie. Nazir skinął głową na dziewczynę, która odwróciła się do błazna, automatycznie przygładzając fałdy jego kostiumu na ramionach.

- Zostań tutaj, na warcie - poprosiła spokojnym głosem - Możemy potrzebować wsparcia, jeśli rzeczy nie pójdą po naszej myśli. Będziesz naszym asem w rękawie.

Cycero zaśmiał się wysoko, niemal piszcząc, trzęsąc ramionami. Wciąż spinał się, gdy czuł na sobie dotyk Mahogany, za każdym razem zaskoczony jej delikatnością.

- Oh! Cycero będzie tu stał jak kamień, nic go nie ruszy, nie, nie, nie! - mężczyzna pokiwał palcem w powietrzu, by jeszcze bardziej zaakcentować swoje oddanie.

Mahogany uśmiechnęła się ponownie, kiwając głową, po czym odwróciła się do Nazira i weszła za nim do krypty. Redgard pociągnął za znajomy łańcuch i chwilę później, wewnętrzny ołtarz odsunął się, posyłając kłęby pyłu w powietrze i odsłaniając sekretne wejście. Dziewczyna nie była w głównej siedzibie Gildii Złodziei od ponad roku, lecz musiała przyznać, że zapach nie zmienił się ani o odrobinę. Duszący smród otoczył ją w ułamku sekundy, gdy tylko zeszła po pierwszych dwóch szczeblach drabiny, przypominając jej w gwałtowny sposób, że znajdowała się w kanałach pod miastem. Jej stopy opadły na kamienną posadzkę z plaskiem, rozbryzgując kałużę na wszystkie strony. Wyprostowała fałdy koszuli na swoim ciele i odgarnęła włosy, biorąc krótkie, płytkie łyki powietrza, by nie nawdychać się nazbyt otaczających ją oparów.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz