22. Bury A Friend

188 19 49
                                    

- Wiesz, czasami czuję, jakbym się topiła - wyznała Mahogany pewnej nocy, gdy obie z Gabrielą siedziały na dachu karczmy w Falkrecie.

Leżały na plecach, patrząc na gwiazdy wyłaniające się spomiędzy gałęzi drzew. Wraz z przyjściem wiosny powoli zaczęły pojawiać się drobne, zielonkawe liście. Mroczna Elfka przestała bawić się sztyletem, który starała się utrzymać w pionie na swoim wyciągniętym palcu, ostrzem do skóry. Spojrzała na swoją Siostrę spod naciągniętego kaptura, w ciszy studiując jej twarz. Przymknięte oczy, zadarty nos, pokaźne usta, bliznę. Nie odezwała się, czując, że Mahogany nie chce prowadzić rozmowy. Zamiast tego obniżyła się, podpierając ciało na łokciach i skupiła na odgarnianiu niesfornych loków z czoła przyjaciółki.

- Kiedy jesteś w wodzie, kiedy się topisz, twoim naturalnym instynktem jest nabranie powietrza. Twój ostatni oddech jest tym, który cię zabija - ciągnęła Mahogany. - Tak się czuję. Jakbym była o krok od tego ostatniego oddechu.

Gabriela obserwowała ją w ciszy. W końcu położyła dłoń na rozgrzanym policzku dziewczyny.

- A co jeśli jeszcze powalczysz z instynktem? Co, jeśli odepchniesz ten oddech? - zapytała.

Mahogany wreszcie zwróciła twarz w jej stronę. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka.

- Nie mogę, właśnie o to chodzi. - powiedziała odrobinę za głośno.

- No, ale jeśli wytrzymasz jeszcze trochę, może uda ci się wydostać - zaproponowała Gabriela.

Redgardka pokręciła głową, po raz kolejny zwracając oblicze w stronę gwiazd. Pod powiekami zabłyszczały jej słone łzy bezsilności. Przejechała dłonią po twarzy, czując, jak ociera pot i brud. Gabriela przysunęła się do niej, kładąc głowę na ramieniu dziewczyny i obejmując jej wychudzone ciało swoimi ramionami.

- Po prostu nie wpuszczaj wody do środka.

***

Tafla wody rozstąpiła się, uwalniając głowę Mahogany na powierzchnię. Dziewczyna zaczerpnęła głęboki, zdesperowany oddech i starała się podciągnąć na brzeg, porzucając w tym celu zamoczony płaszcz. Gorączkowo wyczołgała się na piasek. Leżała na plecach przez dłuższą chwilę, trzęsąc się jak osika, bynajmniej nie z zimna.

Poczuła na swoim policzku ciepły oddech, śmierdzący sianem i siarką, po czym znajome, mokre chrapy szturchnęły ją w szyję. Zerknęła w bok, spotykając dwójkę czerwonych oczu i czarny łeb Cienistego. Jej sytuacja nagle spadła na nią całym swoim ciężarem. Zakryła usta dłonią, gdy wstrząsnął nią pierwszy szloch.

Chwiejnie podniosła się z brzegu rzeki, podciągając się na karku konia. Jej wychudzone dłonie plątały się w czarnej grzywie.

- Cienisty - szpnęła, gdy wreszcie usadowiła się w siodle - Musimy ich ratować, na Sithisa, musimy.

Koń wydawał się zrozumieć desperację w jej głosie i natychmiast puścił się galopem w ogólnym kierunku Falkretu. Mahogany trzymała się oburącz jego szyi, przylegając do umięśnionego ciała i chowając głowę w ramionach. Mokre ubranie przyklejało się niewygodnie do jej skóry, a ciężkie, zamoczone włosy odbijały się o jej plecy z plaskiem. Wiatr szumiał jej w uszach tak, że nie słyszała swojego rozgorączkowanego serca.

Cienisty wydawał się nigdy nie męczyć, nawet po ponad dwóch godzinach nieustannego galopu przez pola i lasy Skyrim. Wiatr szastał jej policzki zimnymi biczami, jej dłonie zakleszczyły się na grzywie Cienistego. Znała drogę, którą obecnie pędzili. Podniosła głowę. Nad wysokimi wierzchołkami wiekowych sosen unosił się słup czarnego dymu.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz