17. Apple Tree

128 16 13
                                    

Słyszała delikatny, odległy dźwięk wody. Kapanie, szumienie fal, dalekie cieknięcie. Czuła ciepłe, parne powietrze, osiadające na jej twarzy wilgotną warstwą. Wzięła pierwszy, ostrożny oddech, o wiele płytszy, niż zamierzała.

Gdy Mahogany otworzyła oczy, siedziała na krawędzi czarnej platformy. Jej nogi machały bezwiednie, nad rozpościerającym się gdzie oko sięgnie, czarnym oceanem. Dziewczyna z zafascynowaniem przyglądała się gęstej niczym smoła cieczy. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że widzi kotłującą się masę, gdzieś w głębi. Oddychała powoli. Pamiętała, gdy była bardzo małym dzieckiem Ma'Ri zabrała ją do świątyni w jednym z większych miast w Hammerfell. Khajitka miała wtedy za zadanie przechwycić towar od jednego z lokalnych przemytników. Dziewczyna pamiętała jak masy ludzi, napierających na nią z każdej strony wydawały się kraść jej dopływ powietrza. Jakby ich ciała wsysały tlen przeznaczony dla niej. Teraz czuła się podobnie. Nie było to przyjemne uczucie. Drżącą, wychudzoną dłonią odgarnęła mokre od potu i wszechobecnej wilgoci włosy z czoła.

- Taki jest twój plan?

Z jakiegoś powodu, Mahogany nie czuła się nawet zaskoczona niskim głosem, tuż koło niej. Czuła obecność mężczyzny po swojej prawej stronie, lecz nie podniosła głowy, wpatrując się jak zaczarowana w daleki horyzont, przesłonięty chorobliwie żółto-zieloną mgłą.

- Chcesz sczeznąć w zimnej dziurze, wygłodzona i wyczerpana? - oskarżył mężczyzna.

Mahogany czuła jak materiał jego szaty dotyka jej nogi. Pokręciła głową w zamyśleniu, przyciągając kolana do piersi i obejmując się szczelnie ramionami.

- Nie chcę umrzeć. - stwierdziła, ciszej niż zamierzała.

- Ależ chcesz - mężczyzna nie wydawał się ani trochę poruszony jej słowami.

Wręcz przeciwnie, ton jego głosu był monotonny i nade wszystko niezwykle znudzony.

- Myślałaś, że wizja własnego domu ci wystarczy, ale okazała się zbyt odległa - nieznajomy tłumaczył spokojnie, jakby robił to wiele razy - Myślałaś, że dom, łóżko i harmonia przeniesie cię, przez wszystkie próby życia.

Mahogany wypuściła wstrzymywane powietrze rozedrganym wydechem. Jej ramiona opadły bezwiednie.

- Jestem taka zmęczona... - szepnęła łamiącym się głosem.

Nim powiedziała cokolwiek więcej, poczuła ciężką, wielką dłoń na swoim ramieniu. Gest powinien dodać jej otuchy, jednak dziewczyna nie mogła przestać drżeć pod dotykiem nieznajomego. Zastygła w miejscu, bojąc się oddychać.

- Uwierz mi, Smocze Dziecię - uścisk na jej ramieniu zacieśnił się, silne palce wbiły się w skórę - Jakkolwiek bardzo chciałbym patrzeć na twoją śmierć... - Mahogany pisnęła cicho, gdy poczuła na swoim policzku oddech, zbyt przerażona, by zerknąć w bok - Jesteś mi potrzebna.

Dopiero teraz dziewczyna poczuła nagły przypływ odwagi. Błyskawicznie przekręciła głowę, będąc gotową, na spotkanie z nieznajomym twarzą w twarz. To, co zobaczyła, sprawiło jednak, że z jej gardła uleciał ostry, przenikliwy krzyk.

Dwójka palących się niczym węgle, żółtych oczu, schowana za maską ociekającą gęstą, smolistą cieczą. I ciemność. Nieprzerwana, bezkresna ciemność, falująca i oplatająca ciało dziewczyny niczym bluszcz. Wnikająca przez jej usta, uszy i nos, trzymająca jej umysł w swoich zimnych jak Otchłań szponach.

Mahogany ciągle czuła duszący uścisk, gdy poderwała się zlana potem z prowizorycznego posłania na kamiennej posadzce Sanktuarium w Gwieździe Zarannej.

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz