19. Dark Necessities

123 15 46
                                    

Markart przywitał Mahogany krwią i strachem. Gdy tylko przestąpiła mury miasta, stała się świadkiem morderstwa młodej kobiety, która niewinnie kupowała biżuterię. W ułamku sekundy niski, krępy mężczyzna wyskoczył z tłumu kupujących na targu ludzi, dzierżąc sztylet w ręce, krzycząc o Renegatach i dźgający kobietę raz, drugi, trzeci. 

Mahogany stała na uboczu, gdy Straż przeszyła go mieczem. Obserwowała, jak krew spływa między kamieniami brukowanej uliczki i pędzi w stronę jej butów, niczym rozrastające się drzewo. 

- Siostro, chodźmy dalej - ponaglił ją Lucien, kładąc lodowatą dłoń na jej ramieniu.

Czasami była za niego wdzięczna. W takich sytuacjach dbał o to, by nie pozostawała w swoim umyśle sama na długo. Popychał ją do przodu. Dziewczyna skinęła głowę, kierując się w stronę Grodu Podkamień, obecnej siedziby Jarla, gdzie według danych zebranych przez Festusa, znajdował się Anton Virane. Przedzierała się kamiennymi uliczkami, podziwiając niesamowite miejsce, w którym się znalazła. W całych swoich podróżach nie widziała jeszcze miasta podobnego do Markartu. Każdy dom zdawał się wyrastać z naturalnie wyrzeźbionych kamiennych skarp. Wąskie uliczki przeplatały się między wielopoziomowymi budynkami. Setki schodów i ramp mijały się i przecinały. Była to prawdziwa plątanina kamienia, okazjonalnie zasiedlona przez zielone, żółte i brunatne porosty. Mahogany szybko zdała sobie sprawę, że czuje się przytłoczona pochylającymi się nad nią budynkami. 

- Nie podoba mi się tutaj - wyznała półgłosem, wspinając się po schodach w stronę gigantycznych, pozłacanych wrót do Grodu.

- Oh? - Lucien zmaterializował się w jej polu widzenia - Krzyki zaklęte w ścianach starożytnych sal tortur nie wprawiają cię w stan ekstazy?

Mahogany zatrzymała się w połowie schodów, rzucając oburzone spojrzenie na ducha. Żartował, widziała, jak kącik jego ust wędrował do góry, tworząc niewielką zmarszczkę.

- Czasami jesteś nie do zniesienia - westchnęła dziewczyna, odgarniając włosy z czoła.

- Ty również, a jednak tego nie komentuję - zauważył Lucien, na co Mahogany odpowiedziała burknięciem.

Był w dobrym humorze. Mahogany zauważyła, że zdarzało się to rzadko, zwłaszcza w ciągu ostatniego miesiąca. Powinna się cieszyć z tych zwykłych rozmów i zapewne w normalnej sytuacji by się cieszyła. Ale znajdowali się w Markarcie, gdzie dziewczyna czuła się jak kawałek mięsa podany na tacy wygłodniałemu wilkowi.

Gród Podkamień był bardzo nieprzyjemnym miejscem. Wnętrze przypominało bardziej kopalnię niż pałac. Wszędzie zalegał gruz, wokół unosił się charakterystyczny zapach dymu i kurzu, a oszczędnie rozstawione latarnie dawały tylko tyle światła, by się nie zabić na korytarzach.

Mahogany poprawiła szarą koszulę, którą wybrała dla niej Gabriela. Wspólnie doszły do wniosku, że nie powinna myszkować po siedzibie Jarla w pełnej zbroi. Dziewczyna miała na sobie lnianą koszulę, wciśniętą w szeroką, wielowarstwową spódnicę, która sięgała prawie do ziemi, odsłaniając sznurowane buty podróżne, których dziewczyna nie miała zamiaru poświęcać na rzecz trzewików.

- Chodzi o niewinność - tłumaczyła Gabriella, rozpinając dwa górne guziki koszuli - Masz wyglądać jak zwykła prostaczka.

Mahogany nie kwestionowała, skąd dokładnie wziął się obraz prostaczki, wyimaginowany przez Mroczną Elfkę. Przynajmniej jej stopom było wygodnie. 

Po chwili przemykania słabo oświetlonymi korytarzami Mahogany odnalazła kuchnię. Uderzył ją zapach smażonego mięsa i egzotycznych przypraw. Poczuła się, jakby wstąpiła na targ w Samotni. Kobieta w czerwonej spódnicy i białej chuście na głowie ominęła dziewczynę, zamiatając kamienne płyty podłogowe tuż za jej stopami. Wydawała się nie zauważać intruza, za co Redgardka była wdzięczna Sithisowi. Oprócz krzątającej się sprzątaczki w kuchni znajdował się jeszcze pomocnik głównego kucharza i gwiazda dzisiejszego wieczoru lub w tym przypadku, południa. 

Skyrim: KalopsiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz