Rozdział XXII

390 21 0
                                    

Siedziałam w swoim pokoju, skrobiąc w notatniku plan działania. Napisałam tylko parę punktów. Po pierwsze: ukraść sól z kuchni – to było proste, mało kto pilnował teraz zapasów w kuchni, po drugie: zdjąć pieczęć – to było trudniejsze, bo musiałam poznać zaklęcie, zamierzałam dyskretnie podpytać Ykhar; po trzecie: wyczarować własną pieczęć – żeby nikt mi nie przeszkodził; po czwarte: odprawić rytuał Niebieskiego Poświęcenia – to już umiałam; najgorszy był punkt piąty: spróbować przeżyć – nie wiem, czemu to napisałam, siłą rzeczy chciałam żyć, ale po wizycie Leiftana nie miałam wyjścia. Musiałam zginąć. Wzięłam długopis do ręki i wykreśliłam ostatnie zdanie. Chciałam jeszcze napisać listy pożegnalne, ale nie do końca wiedziałam komu i co chciałam przekazać. Postanowiłam pogłowić się nad tym jutro.

Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.

Wstałam z łóżka i schowałam notatnik pod materac, tak na wszelki wypadek.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na korytarzu stała Karenn.

- Czekałam i czekałam, a ty się nie zjawiłaś – oświadczyła gniewnie, tupiąc nogą.

No tak, miałam się spotkać z Karenn. Kompletnie zapomniałam. Byłam tak zaabsorbowana spotkaniem z Leiftanem, że plany wieczór wyleciały mi z głowy.

- Przepraszam, zapomniałam – tłumaczyłam się żałośnie.

Nie była zadowolona z tej wymówki.

- Mogę wiedzieć, dlaczego spotkanie z przyszywaną siostrą okazało się nie dość ważne? - spytała żalem.

- Rozmowa z Capriną wyprowadziła mnie trochę z równowagi – skłamałam.

Nie cierpiałam jej okłamywać, ale nie miałam wyboru.

- Mhm – chyba nie do końca mi uwierzyła.

- Przepraszam Karenn, wynagrodzę ci to – obiecałam.

- Masz okazję to zrobić. Chodź do mnie, to pogadamy – rzuciła wampirzyca, po czym złapała mnie z rękę i wyciągnęła z pokoju.

Zdążyłam złapać za klamkę i zatrzasnąć drzwi, klucz miałam w kieszeni, więc nie martwiłam się zamkiem.

Karenn niemalże siłą wepchnęła mnie do swojej sypialni, po czym ostrożnie zamknęła drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, w którym już raz byłam. Uwielbiała różowy, było to widać po wystroju. Usiadałam na łóżku, nad którym był rozciągnięty koronkowy baldachim. Wampirzyca zajęła miejsce obok mnie.

- Pewnie chcesz się dowiedzieć, co wydarzyło się w bibliotece? - zapytałam.

- Może później, najpierw chcę wiedzieć, o co chodzi z Ezarelem – powiedziała.

Podniosłam brwi ze zdziwienia.

Karenn tylko wskazała na swoje ucho.

No tak, wampirzy super słuch.

Spuściłam wzrok zawstydzona.

- Szukasz pocieszenia w ramionach tego głupiego elfa? - zapytała, nie kryjąc irytacji.

- Co? Nie! - zaprzeczyłam natychmiast.

- Wywnioskowałam już, że się wcześniej spotkaliście – stwierdziła.

- Tak, ale do niczego nie doszło – chciałam się bronić, ale traciłam grunt pod nogami.

- Po reakcji Eza myślę, że jednak coś zaszło – powiedziała to tak spokojnie, że moje poczucie winy wzrosło dziesięciokrotnie.

Milczałam. Bałam się powiedzieć jej prawdę.

- El, jestem twoją przyjaciółką. Możesz mi zaufać – mówiła dalej tym samym tonem głosu.

Moja opowieść z Eldaryi: Wybrana (I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz