Leiftan siedział na gałęzi drzewa i w milczeniu obserwował świętującą Kwaterę Główną.
- Nie wszyscy mają skrzydła – powiedział mężczyzna w masce, który wspinał się na drzewo, by zająć miejsce obok daemona.
Blondyn zignorował tę uwagę, nie miał ochoty odpowiadać.
Zamaskowany usiadł na gałęzi, kierując wzrok na budynek, z którego były wystrzeliwane sztuczne ognie.
- Świętują to, że ta dziewucha dokończyła rytuał, żałosne – stwierdził zamaskowany – swoją drogą, czemu dalej cię tak interesuje. Nie przeszła na naszą stronę – kontynuował, oczekując odpowiedzi.
Daemon nie wytrzymał.
- Nic nie rozumiesz – oświadczył.
- To wytłumacz mi w końcu – zażądał nieznajomy.
Leiftan nie chciał wyjawiać mu prawdy, tego, czego naprawdę pragnął, a pragnął władzy, którą mógł mieć tylko z idealną i równie potężną kobietą.
Ten smok by tego nie zrozumiał. Odszedł z powodów, których nie zdradził, więc czemu i on miałby mu mówić – pomyślał Leiftan.
- Nie – odpowiedział tylko.
- Czemu mi nie powiesz? - upierał się zamaskowany.
- Czemu ty odszedłeś? - odparował daemon.
Poskutkowało, zamaskowany zamilkł.
- Właśnie, nie powiedziałeś, więc nie oczekuj tego ode mnie. Ona jest mi po prostu potrzebna i tyle informacji musi ci wystarczyć – powiedział Leiftan.
Daemon stanął na gałęzi, szykując się do odlotu.
- Nie mówisz mi wszystkiego, więc nie oczekuj, że ja będę wylewny. Pamiętaj o tym Lance – oświadczył Leiftan, po czym wzbił się w powietrze, znikając wśród chmur na nocnym niebie.
Zamaskowany został sam. Zdjął maskę i po raz ostatni popatrzył w stronę kwatery.
- Kiedyś tam wrócę – powiedział do siebie, po czym zszedł z drzewa i rozpłynął się w otchłani lasu.
CZYTASZ
Moja opowieść z Eldaryi: Wybrana (I) ✔
FanficJestem Elenija i jestem ziemianką. Pewnego dnia postanowiłam pójść na spacer i nie wiadomo czemu, podkusiło mnie, żeby wejść w grzybowy krąg. Tak właśnie znalazłam się w Eldaryi, magicznej krainie, gdzie postacie rodem z legend i bajek są prawdziwe...