Rozdział XXVII

588 28 13
                                    

Jak Ewe mi powiedziała, po południu mogłam w końcu opuścić przychodnię. Tak jak obiecałam Karenn od razu udałyśmy się na obiad. Karuto przywitał mnie bardzo ciepło, co mnie bardzo miło zaskoczyło. Dostałyśmy z Karenn swoje dania i usiadłyśmy przy pierwszym napotkanym wolnym stoliku.

- Karuto był dla ciebie wyjątkowo miły – zauważyła wampirzyca.

- To prawda, nie spodziewałam się tego. Chyba wie, co zrobiłam – powiedziałam.

- Żartujesz? Wszyscy wiedzą – poinformowała mnie Karenn.

- Jak to? - spytałam zaskoczona.

- Miiko dzień po tym, jak dopełniłaś Niebieską Ofiarę, zawiadomiła całą kwaterę, o tym, czego dokonałaś. Jesteś dla nich wszystkich tutaj prawdziwą bohaterką. Co prawda, nie wiedzą jeszcze jak sobie poradzić z tymi zmianami pogody, ale damy radę – odpowiedziała mi wampirzyca.

Chwilę po tym podeszła do nas jakaś grupka dziewczyn, prawdopodobnie z Absyntu.

- Przepraszamy, że przeszkadzamy – zaczęła jedna z nich – ale chciałybyśmy, spytać, czy nie dałabyś nam autografu?

Nie ukrywam, trochę mnie tym zaskoczyły.

- Tak, oczywiście, czemu nie – powiedziałam, gdy pierwszy szok minął.

Wzięłam od każdej z nich pióro i podpisałam im się w notatnikach.

- Jesteś sławna – zauważyła Karenn, kiedy sobie poszły, chichocząc pod nosem.

- Nie wiem, czy się do tego przyzwyczaję – wyznałam.

Ja tylko uleczyłam Kryształ, to nic wielkiego, prawda?

Karenn tylko zaśmiała się i pokręciła głową.

- Czemu nikt mi nie powiedział, że wyszłaś ze szpitala? - spytał głos stojący za mną.

- Nie wiemy, gdzie byłeś, a umierałyśmy z głodu – odpowiedziała bratu Karenn.

Nevra, pocałował każdą z nas w czubek głowy.

- Idę po swoją porcję i zaraz tu wracam – powiedział, po czym odszedł.

- No to sobie po stoi – zauważyła Karenn, kierując wzrok w stronę baru.

Również tam spojrzałam. Kolejka była dość spora.

- Skąd się tutaj wzięło tyle ludzi? - spytałam.

- Nie zauważyłaś, że wszyscy na ciebie patrzą? - odpowiedziała mi pytaniem.

Rozejrzałam się po sali. Faktycznie wszyscy na mnie zerkali.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że przyszli po to, żeby zjeść wtedy co ja – rzekłam, nie dowierzając we własne słowa.

- Chyba właśnie stąd tu tyle ludzi – zaśmiała się Karenn.

Teraz to ja pokręciłam głową.

- Proszę, proszę. Nasza mała hybrydka się w końcu wybudziła. Z tego, co wiem, pocałunek ukochanego nie pomógł – odezwała się Caprina stając nade mną.

- Caprina, odbierasz mi apetyt – powiedziałam.

- Nie licz, że ja też będę ci się przymilać, z powodu tego, co zrobiłaś – rzuciła kąśliwie.

Jak ja jej nie cierpiałam.

- Nie każę ci tego robić – starałam się zachować spokój.

- Ciągle myślisz, że znalazłaś tu dom? - włożyła w to tyle jadu, że aż słabo mi się zrobiło.

Moja opowieść z Eldaryi: Wybrana (I) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz