Rozdział XXV

652 50 86
                                    



Gdzieś w nadświetlnej
34 ABY

- Noga, Lady.

Loke posłusznie odgarnęła płachtę materiału i wysunęła lewą nogę. Rosalie Pejo, ubrana tego dnia w skromną suknię właściwą dla służącej, z mistrzowską wprawą zapięła na udzie niewielką kaburę, w którą włożyła podręczny blaster.

Kiedy praca była skończona, Loke ukryła starannie broń pod sukienką. Kilka razy obróciła się delikatnie, żeby upewnić się, że nic nie zdradza obecności uzbrojenia.

Patrząc na siebie w lustrze, młoda wojowniczka nie mogła pozbyć się wrażenia, iż wygląda łudząco podobnie do swojej matki. Długa suknia w kolorze soczystej zieleni spływała swobodnie do samej ziemi. Materiał, z którego została wykonana, był przyjemny w dotyku i bardzo przewiewny. Długie rozcięcie po prawej stronie odsłaniało większą część nogi. Od stopy w delikatnej srebrzystej szpilce aż do połowy uda. Suknia miała grube ramiączka, które odsłaniały ramiona i dekolt. Dla dopełnienia stroju Rosalie kazała jej założyć srebrne bransoletki, delikatnie pobrzękujące przy każdym ruchu, naszyjnik z zielonym kamieniem oraz srebrzysty pasek, który tworzył delikatne odcięcie na wysokości talii.

- Powinnyśmy już iść, Lady. Czekają na panią na mostku. Lada moment będziemy wchodzić z nadświetlnej.

- Chodźmy.

Zarzuciła na ramiona podany jej płaszcz i chwyciła pewnie zgrabną torebkę, w której znajdował się jej miecz świetlny.

Wychodząc ze swoich kwater, stąpając niepewnie na wysokich obcasach, czuła się jak idiotka. Starała się oddychać spokojnie. Wiedziała, że w momencie, gdy pojawi się na mostku, oczy wszystkich obecnych zwrócą się w jej stronę. Nie chciała, żeby ktokolwiek się zorientował, jak bardzo jest zdenerwowana.

- Proszę się nie przejmować, Lady – odezwała się niespodziewanie Pejo, jakby czytała Loke w myślach. – To tylko kilka dni. Później będzie mogła pani wrócić do swojej... normalnej formy.

Loke nie wiedziała, jak powinna rozumieć ten komentarz. To było pocieszenie, czy przytyk do jej normalnych, ascetycznych strojów i niezbyt dostojnego stylu bycia? Postanowiła puścić go mimo uszu.

Stukot obcasów niósł się echem po korytarzu krążownika. Loke zaczęła się modlić, by jej policzki nie zrobiły się czerwone ze wstydu. Zaczynała bowiem podejrzewać, że znajduje się niezwykle blisko tego stanu.

Kiedy znalazła się przed śluzą prowadzącą na mostek, poczuła dłoń Rosalie na swoim ramieniu. Odwróciła się zaskoczona w stronę kobiety.

- Lady, proszę się uspokoić.

Loke poczuła, jak jej brwi ściągają się w wyrazie niezadowolenia.

- Jestem spostrzegawcza – zapewniła Pejo. – Widzę, że pani się denerwuje. Zapewniam, nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta sytuacja to dla pani coś zupełnie nowego. Będzie jednak lepiej, gdy przestanie się pani stresować i zacznie być... sobą.

- Czy przypadkiem nie chodzi w tym wszystkim o to, żebym nie była sobą? – przypomniała Rudowłosa.

- Na te kilka dni musi pani zostawić za sobą tytuł Lady Ren. Proszę mi jednak wierzyć, że to nie oznacza, że musi pani zostawić za sobą to, kim jest.

Loke poczuła, jak stres związany z jej nowym wyglądem i czekającym na nią zadaniem przeradza się w zdenerwowanie na Rosalie Pejo. Kobieta uznała to za dobry znak i nieco pewniej odwróciła się ponownie w stronę mostka.

Mistrzyni Zakonu RenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz