Carida, układ Carida
34 ABYWyraźnie czuła spływającą po plecach strużkę potu, która narodziwszy się na karku wśród splątanych włosów, rozpoczęła swoją wędrówkę w wzdłuż kręgosłupa. Kiedy słona kropla minęła łopatki i zaczęła staczać się coraz niżej, Sara nie wytrzymała.
Puściła drążek i sięgnęła urękawiczoną dłonią w stronę pleców, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, jakie towarzyszyło podróżującej kropli potu.
W końcu mogła to zrobić. Mogła głośno odetchnąć.
Pojedynek między szwadronem Najwyższego Porządku oraz wrogimi jednostkami zakończył się zwycięstwem sił wielkiej organizacji.
Sara byłaby w stanie uznać tę sytuację za swój osobisty sukces, gdyby nie fakt, że największe gratulacje należały się w tej chwili kapitanowi eskadry. Mężczyzna, wyczuwając niepewność swojego dowódcy, mając na uwadze bezpieczeństwo własnych ludzi, postanowił podetrzeć sobie tyłek protokołem i przejął dowodzenie nad całą akcją.
Oczywiście nie mogła sobie pozwolić na wyrażenie otwartej wdzięczności i podziękowań. Za takie zachowanie, jakiego się dopuścił, kapitanowi groził pluton egzekucyjny. Ostatecznie nieprzestrzeganie protokołu to jeden z największych grzechów, jakich może się dopuścić członek Najwyższego Porządku. Sara była jednak wdzięczna za interwencje znacznie bardziej doświadczonego od niej kapitana. Gdyby nie determinacja tego człowieka, cała potyczka mogłaby się zakończyć zupełnie inaczej.
Z zamyślenia wyrwał ją trzask w słuchawce komunikatora, który zwiastował nadejście połączenia.
- Pani Wiceadmirał, proszę wrócić na krążownik. Czekam na panią ma mostku. – Głos Ariza rozbrzmiał tuż przy jej uchu.
Sara zawróciła swój niewielki stateczek, odłączając się tym samym od swobodnie dryfującego w przestrzeni kosmicznej oddziału.
W hangarze lotniskowym, gdzie przechowywane były wszystkie myśliwce znajdujące się na Might, powitała ją ekipa techniczna. Młodzi ludzie w służbowych kombinezonach uwijali się sprawnie wokół maszyny.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że kiedy schodziła na pokład krążownika po podstawionej jej drabinie, jej nogi zaczęły drżeć w niekontrolowany sposób.
Postanowiła jednak zignorować stan swoich nóg. Podobnie, jak postanowiła zignorować pobrudzony mundur i roztrzepane włosy.
Natychmiast skierowała się w stronę mostka.
Admirała zastała pochylonego nad holostołem. Kiedy podniósł wzrok, żeby zaszczycić ją spojrzeniem, mogła zobaczyć delikatny uśmiech satysfakcji, błąkający się po twarzy mężczyzny. Chociaż bardzo się starała, nie mogła dojść do tego, co ten uśmiech miał oznaczać. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad okolicznościami, w których poprzedni Wiceadmirał Might pożegnał się ze światem.
- Niech się pani przygotuje – nakazał Ariz, wracając do obserwacji holostołu. – Żeby zaplanować dalsze działania w układzie, musimy koniecznie udać się do stoczni i porozmawiać z tamtejszymi inżynierami.
- Dlaczego to my mamy się udać do stoczni? Inżynierom coś się stanie, jeśli przylecą do nas.
- Nie, nic im by się nie stało. Ja mam jednak dość tkwienia na tym statku i chętnie zrobię sobie małą wycieczkę. – Na twarzy mężczyzny ponownie zagościł delikatny uśmiech.
Chciała jakoś skomentować odpowiedź swojego dowódcy, jednak delikatne machnięcie ręką dało Sarze znać, że mężczyzna nie ma zamiaru prowadzić z nią jakiejkolwiek rozmowy. Niechętnie oddaliła się z mostka, posłuszna poleceniu.
CZYTASZ
Mistrzyni Zakonu Ren
FanfictionKylo Ren był przekonany, że zabili ją członkowie Ruchu Oporu. Przez dwa lata jej nieobecności zdążył opłakać jej odejście i zażądać zemsty na tych, których obwiniał za jej śmierć. Kiedy ponownie pojawiła się na jego drodze, nie wiedział jak się odna...