Rozdział 7

2.4K 129 33
                                    

Ojciec jeszcze nie wrócił ale wysłał mi pieniądze na konto. Chociaż o tym pomyślał.

Cały tydzień minął mi szybko i przyjemnie. Właśnie czekałem na Zayna. Mamy jechać do Nialla i spotkać się wszyscy razem z chłopakami.

Siedziałem w salonie i oglądałem telewizję. Poczułem wibracje w kieszeni na przychodzącą wiadomość.

3:49 PM, Numer nieznany:
Już niedługo się spotkamy

No i ktoś znowu się pomylił~pomyślałem. Nagle przyszła kolejna wiadomość i kolejna.

3:50 PM, Numer nieznany:
Miej oczy dookoła głowy

3:50 PM, Numer nieznany:
Mogę być wszędzie

3:51 PM, Louis:
Nie ten numer, pomyłka

3:52 PM, Numer nieznany:
Ja bym na twoim miejscu uważał Tomlinson

Jak zobaczyłem treść wiadomości to prawie upuściłem telefon. Ktoś ewidentnie mi groził. Nie chciałem teraz o tym myśleć. Nie odpisując na wiadomość schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Nie minęła chwila, a już usłyszałem trąbienie. Pobiegłem szybko do przedpokoju. Miałem na sobie czerwoną koszulkę i czarne dresy adidasa do tego założyłem czarną bluzę i vansy. Wyszedłem z domu kierując się do samochodu. Przywitałem się z Zaynem i ruszyliśmy w drogę. Ciągle męczyły mnie te wiadomości wysłane do mnie.

- Zayn co byś zrobił gdyby ktoś ci groził w wiadomościach, a ty byś nie wiedział kto to jest? - wreszcie wyrzuciłem to z siebie.

- Yyy...nie wiem, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale na pewno chciałbym wiedzieć kto to pisze.

- A jak byś się już dowiedział to co byś zrobił?

- Najpierw porozmawiał na spokojnie, ale gdyby nadal dana osoba by mnie zastraszała to poszedłbym gdzieś z tym...a czemu pytasz? - zapytał podejrzliwie.

Wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem mu czytać te wiadomości od nieznajomego.

- Nie martw się tym. Popytam chłopaków czy znają ten numer, jestem pewien, że to ktoś ze szkoły i robi sobie żarty. - powiedział gdy skończyłem czytać.

- No mam taką nadzieję...- powiedziałem to bardziej do siebie niż do mulata.

Teraz jak mówił, że to ktoś ze szkoły to zacząłem się bać. A jak znowu mnie pobiją? Ale jak będę sam. Przecież wtedy mnie zabiją. Ja nie chcę umierać. Zacząłem z nerwów ruszać niespokojnie nogą. Malik na moje nieszczęście to zauważył. Ścisnął lekko moje udo i uśmiechnął się szeroko. Jakby chciał mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze bez wypowiedzenia ani jednego słowa. Włączył muzykę i zaczął cicho śpiewać pod nosem. W sumie to miał rację z tym abym się nie martwił. Tak naprawdę to po co? Przecież ja nawet nie wiem kto to i po co do mnie pisze. Może to faktycznie tylko głupi żart. Z tą myślą podjechaliśmy pod dom Irlandczyka. Wysiadłem i nie czekając na Zayna wpadłem do środka. Krzyknąłem, że już jesteśmy i udałem się do salonu skąd dochodziły dźwięki rozmów. Zauważyłem, że byli już wszyscy czyli Luke, Calum, Liam, Ashton i Michael. Przywitałem się z nimi i usiadłem między Calumem, a Ashtonem. Grali w Fife. Kiedy skończyli zabrałem Calumowi pada i zacząłem rywalizację z Ashtonem. Nie obyło się bez krzyków, wyzwisk i przepychanek na kanapie. Oczywiście ja wygrałem. Ogłosiłem moje zwycięstwo głośnym krzykiem, tańcem szczęścia i kolejnymi wyzwiskami w stronę Asha. Obróciłem głowę zdziwiony, bo nikt ze mną nie wiwatował. Wszyscy byli we mnie wgapieni.

- Co wy się tak gapicie, co? Nie można już się cieszyć, że się wygrało? - powiedziałem oburzony.

- Nigdy nie widziałem i nie słyszałem abyś się tak zachowywał Lou...- powiedział wreszcie Niall.

- No to moi drodzy poznajcie pewnego siebie Louisa, bo właśnie zagościł w naszych progach - zaśmiał się Zayn, a po nim wszyscy inni.

Uśmiechnąłem się dumny i pognałem do kuchni. Wziąłem ze sobą paczkę chipsów i wróciłem siadając w tym samym miejscu.

Całe spotkanie przebiegło naprawdę fajnie. Rozmawiałem i śmiałem się ze wszystkimi. Gdy z kimś grałem nie szczędziłem sobie licznych docinek i wyzwisk w jego stronę. Zjadłem chyba z cztery paczki chipsów i wypiłem 2l coli. Najadłem się tym strasznie, aż bolał mnie brzuch. Niall i Zayn złapali wspólny kontakt. Ciągle koło siebie siadali i buzie im się nie zamykały. Nawet doszło do tego, że Malik wziął Horana na swoje kolana. Mina blondyna była bezcenna. Widziałem jego nagły paraliż i buraka na twarzy. W końcu rozluźnił się i oparł plecy o tors mulata. Dobrze razem wyglądali. Wszystko to się działo bez alkoholu więc nie ma żadnych niedomówień. Oni muszą być razem.

Około 12 PM wróciłem do domu odwieziony wcześniej przez Luke'a. Udałem się od razu na górę. Przebrałem w piżamę. Umyłem tylko zęby i wskoczyłem do łóżka. Po czym szybko zasnąłem.

***

8.06.18

Fake love ~ LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz