7. Mistrz Eliksirów czy Mistrz Kuchni?

781 42 2
                                    

Światło wpadające przez okno w lochach, co wydawałoby się niemożliwe, padło na ich śpiące twarze. Obudził się. Mężczyzna potarł dłońmi swoje zmęczone oczy i spojrzał na kobietę, której twarz promieniała. Możliwe, że to za sprawą słońca. Ale możliwe też, że za sprawą wczorajszego wieczoru. Może jej się spodobało, a może jednak nie? Tyle pytań, na które Severus nie mógł sobie odpowiedzieć. Zrezygnowanym wzrokiem spojrzał w dół. Był dla niej za stary, zbyt brzydki i obrzydliwy. Zbyt sarkastyczny, ironiczny. Nie miał tego, czego mógłby jej dać taki Krum czy Weasley. Obaj młodzi i na swój sposób przystojni. Ale on? On nie miał się nawet nad czym użalać... Ale dlaczego to robi? Cały czas, bez przerwy. Musiał przestać, teraz nie było na to czasu. Chciał spróbować, dla niej. Porzucić dawne życie i rozpocząć nowe. Z nią. 

Poszedł do kuchni. Przez wakacje był zmuszony sam sobie przygotowywać śniadania. To znaczy, niezupełnie był zmuszony, mógł wezwać skrzaty. Ale wiedział, jak ważne dla Hermiony jest W.E.S.Z. Wyciągnął z szafki mąkę i postawił przy naszykowanych już składnikach. Naleśniki. Banalne, a jednocześnie genialne. Z nutellą i owocami. Tylko bez kiwi. Fuj. Miał na nie uczulenie, od kiedy na sto dziesiątych urodzinach Albusa, kochana Minerwa zrobiła tort, a na szczycie umieszczone zostały dla dekoracji egzotyczne owoce. Oczywiście, Snape'owi zawsze dopisywało szczęście, więc i tym razem trafił mu się akurat ten kawałek, na którym było kiwi. Jego skóra w okolicach ust i twarzy zaczęła swędzieć. Jednak miał te szczęście, że był Mistrzem Eliksirów, więc jego uczulenie nie było groźne. W każdym bądź razie, Hermiona, w czasie gdy Snape przyrządzał swoje genialne naleśniki, obudziła się, co było przewidywalne przy tak nieziemskim zapachu. Mimowolnie się uśmiechnęła i obróciła, mając nadzieję, że ujrzy swojego kochanego profesorka. Nic bardziej mylnego. Na łóżku leżała tylko Hermiona Granger. Jednak, jej nos coś wyczuł. Pachniało cudownie. Wstała z łóżka. Zapach pokierował ją do kuchni. Ujrzała swojego profesora. Stał do niej tyłem, więc nie mógł jej zauważyć. Chyba... Oparła się o futrynę drzwi, a jej ręce były splecione po piersiami. Uśmiechnęła się. I właśnie w tym momencie Snape odwrócił się, a ich spojrzenia spotkały się. Stali tak w bezruchu. Ona uśmiechnięta, podgryzająca lekko dolną wargę, on stojący w rozkroku z wyciągniętą ręką po talerz. Ciszę przerwała Hermiona. Nie chciała, aby wyszło, że jest niegrzeczna czy coś w tym stylu.

- Dzień dobry, profesorze Snape.- Serio?! Musiała wszystko spieprzyć... O co jej chodzi? W jednej chwili Severus, w drugiej profesor Snape. To jest męczące.* Prosił ją, a ona swoje. Och, tylko dlaczego? Natychmiast ściągnął brwi. Nie podobało mu się to, jak go nazwała. Jednak najgorsze było to, że ona wcale a wcale wydawała się nie zwracać na to uwagi. Spięła się jednak widząc, że Snape wyglądał jak na jednej z lekcji z Nevillem, gdy to Longbottom właśnie przez przypadek wrzucił do kociołka składniki w nieodpowiedniej kolejności. Wtedy, wybuch był spektakularny, a teraz? Musiał się uspokoić. Myślenie, gdy był wkurzony nie udawało mu się. 

- Dzień dobry, panno Granger.- odpłacił się. Hermionie też coś nie pasowało, jednak puściła to mimo uszu. Prawie niezauważalnie wzruszyła ramionami, jednak nie ruszyła się z miejsca. Wskazał ręką stół, aby usiadła i położył na nim dwa talerze z jedzeniem. Dziewczyna zajęła miejsce i mruknęła coś, czego Snape nie usłyszał, ale miał nadzieję, że powiedziała "Smacznego". Jedli w ciszy. To cholerne przywitanie kompletnie zepsuło im humor. Hermiona wpatrywała się w fikusa benjamina**.  Severus przyglądał się jej, ale gdy tylko Hermiona spojrzała na niego, natychmiast odwracał spuszczał wzrok na podłogę. Nie wiedział co robić. Niby miał plan i tak dalej, ale nie przewidział, że się pokłócą. To znaczy, chyba nie można tego nazwać kłótnią, może sprzeczka? W każdym bądź razie, nie rozmawiali ze sobą. Ta wszechogarniająca cisza była nie do zniesienia. Gdy zjedli Hermiona po raz mruknęła coś równie niezrozumiałego co przedtem, ale tym razem był pewien, że mruknęła "Dziękuję". Wzięła ich talerze i odniosła do zlewu. Niby mogła je umyć za pomocą magii, ale teraz potrzebowała zajęcia na zabicie nudy. Co mogła zrobić? Wrócić do Nory? Nie ma szans. Jeszcze zastanie tam Rona i Lavender w dziwnej pozycji i nie wyjdzie z pokoju przez tydzień. Zostać u Snape'a? Może to i dobry pomysł, ale jest na nią zły. Nie wiem za co, ale dowiem się. I tak czy siak, miała z nim praktyki o piętnastej. Spojrzała na zegar. Cholera, dziesiąta. Co ja zrobię przez te pięć godzin?- zakłopotana powróciła do swojej czynności. Umycie dwóch talerzy, choćby nie wiem jak upaćkanych, nie oszukujmy się, nie trwało długo. Wzięła do ręki suchy ręcznik i wytarła nim dłonie, jednocześnie obracając się. Snape cały czas się jej przyglądał. Zarumieniła się i zaczęła uparcie wpatrywać się w podłogę. Jej nauczyciel musiał ją jakoś rozluźnić, chociaż nie wiem komu by się to bardziej przydało. Oparła się o blat i wreszcie podniosła wzrok. Snape się uśmiechnął, co może tydzień temu by ją zdziwiło. Ale teraz? Zmienił się, albo pokazał drugą twarz, która Hermionie osobiście nie przypadła do gustu. Wolała żeby się z nią przekomarzał, dogryzał jej. To było zabawne. A teraz romantyczny Snape proponujący jej randkę w Paryżu. Cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. To musiałoby wyglądać przekomicznie.- pomyślała. Severus chrząknął, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Odkleiła wzrok z podłogi i automatycznie spojrzała na Snape'a. 

- Jak ci się podobają praktyki?- zapytał- Nauczyłaś się czegoś nowego?

- Czy nie przypomina pan sobie, że wszystko, co do tej pory robiliśmy, było dla mnie powtórką?- Cholera! Że też nie pomyślałem!- skarcił się w myślach.

- Wybacz, zapomniałem. Chciałem po prostu nawiązać rozmowę, ale jak widać to chyba nie ma sensu- spuścił wzrok i zrezygnowany postanowił opuścić kuchnię.

- Przestań.- powiedziała. O co, na Merlina, jej chodzi?- Zachowujesz się dziwnie, od czasu gdy Dumbledore kazał ci przyjąć mnie jako swoją praktykantkę. Nie wiem o co chodzi, ale jeśli mogę to muszę ci coś powiedzieć.- spojrzał na nią pytająco, co uznała za przyzwolenie, więc kontynuowała- Wolę, gdy jesteś sobą, gdy nie udajesz... nie wiem czy mogę tak powiedzieć, ale- roześmiała się- gdy nie udajesz romantycznego chłopaka. Gdy jesteś sarkastyczny, cyniczny. No, wtedy chociaż jest zabawnie. Jak już mówiłam, nie wiem co to ma na celu, ale przestań. Chciałabym, jeśli mogę, abyś zachowywał się w stosunku do mnie naturalnie. 

- O, czyżby nie przeszkadzał ci mój jakże cudowny charakter. Czyżbyś wolała aroganckiego dupka z lochów, czy też nietoperza?- spojrzał na nią, podnosząc swoją słynną brew. Oczekiwał, że się zarumieni, czy może zacznie się tłumaczyć. Jego plany legły w gruzach. Po raz kolejny... Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna- pomyślał.

- Skąd wiesz, że cię tak nazywamy?- i znowu zwróciła się do niego nieoficjalnie, ale to mu uleciało. Ważniejsze było coś całkiem innego.

- CZEKAJ! Co masz na myśli mówiąc, że "cię tak nazywaMY"? Czyli ty też, Granger?!- Hermiona widząc jego zdenerwowanie, zrobiła coś całkiem głupiego, idiotycznego, nieodpowiedniego. Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Tak po prostu. Swojego nauczyciela. Odsunęła się i natychmiast spłonęła rumieńcem. Nie interesował jej teraz fakt, że była w piżamie. Wybiegła z kuchni i używając kominka i proszka Fiuu już była w Norze. Nie zwróciła jakiejś szczególnej uwagi na osoby siedzące w Norze. Po prostu przebiegła przez kuchnię na schody, po których wbiegła na górę w ułamku sekundy. Otworzyła drzwi swojego pokoju, które natychmiast zostały zamknięte z wielkim hukiem. Runęła na łóżko i wtuliła twarz w poduszkę. Co mnie napadło- powtarzała w kółko w myślach. 

W tym samym czasie, Snape, wybudziwszy się z rozmyślania nad niewinnym pocałunkiem Hermiony. Jeśli cmoknięcie w policzek można uznać za pocałunek. Gdybym wiedział, że muszę być sobą, żeby ją mieć, to już byłaby już moją narzeczoną.- parsknął. Przecież to niemożliwe. Która by mnie chciała?- i znów zaczął się nad sobą użalać. Żałosne, ale może i potrzebne. Teraz potrzebował Minerwy i Albusa. Tylko ci dwaj mogli coś poradzić. Wyczarował patronusa. 

Jutro o dziesiątej rano w Trzech Miotłach. Severus.

Łania zniknęła, a Snape poszedł po swoją przyjaciółkę, która zawsze go wysłucha i zawsze mu pomoże. Skutki są przykre, ale chociaż nie myśli przez parę godzin.

~~~

*kursywą zaznaczam myśli naszych bohaterów

**takie drzewko, bardzo ładne ogólnie

Tak, wiem rozdziału nie było długo, ale jak wiecie koniec roku się zbliża! Za niedługo mam zawody z siatkówki, więc jest problem. Postaram się dodać w następnym tygodniu dwa rozdziały, tak w ramach przeprosin. Dzisiaj króciutko, ale dopiero o dziewiętnastej wzięłam się za pisanie. 

W sumie, to mi jest obojętnie, ale to dla Was jest to opowiadanie. Wolicie długie (2000-3000 słów) czy krótkie (1000-2000)? 

Poza tym, dziękuję za głosy i pozdrawiam! <3

Granger! || » Sevmione «Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz