21. Zwolnienie lekarskie

617 41 6
                                    

Hermiona lekko pobladła. Rozumiała, że za kilka dni miał odbyć się ich ślub, ale żeby zajść w ciążę tak teraz?!

- Żartujesz?- wykrztusiła. Tylko na to było ją aktualnie stać. Czuła się dziwnie. Jej najlepsza przyjaciółka spodziewa się dziecka. I może przyjęłaby to normalniej, gdyby jednak Ginny skończyła już szkołę. No i gdyby Draco znalazł pracę, choć w jego przypadku, to było całkowicie zbędne. Pomimo sporego konfliktu z ojcem, posiadał spory majątek.

- Ani trochę.- odparła pewnie, jednak trzymając kurczowo bladego Dracona. 

- Co  z Voldemortem? Ginny wojna się zbliża, a ty jesteś w  ciąży! Co z twoimi rodzicami, Draco!? Twój ojciec cię zabije, jeśli się dowie!

- Spokojnie, Granger. Moja matka wszystko załatwiła. Co do wojny, Ginny nie będzie walczyć.

- Wasi rodzice już wiedzą?

- Ty jesteś pierwszą osobą, której powiedzieliśmy. Mam zamiar powiedzieć im jutro.- bąknęła Ginny.

- Który to tydzień?- westchnęła znużona. 

- Siódmy, Hermiono.- Granger energicznie wstała, łapiąc się za głowę. Machnęła różdżką, rzucając Muffliato. 

- Czy wy do reszty zgłupieliście?! Siódmy tydzień! To prawie dwa miesiące! 

- Hermiono... Posłu

- Nie, Ginny! Trwa wojna! 

- Ale my tylko...

- Przepraszam was, ale chciałabym położyć się już spać.- warknęła na parę, która skinęła głową, po czym posłusznie wyszła z pokoju. Hermiona nie miała na nic ochoty. Szczerze mówiąc, była po prostu zazdrosna. Ginny spodziewała się dziecka, i za sześć dni miał odbyć się jej ślub. Miała wspaniałego narzeczonego i wspaniałą rodzinę. Odkąd zmodyfikowała swoim rodzicom pamięć i wysłała ich do Australii, praktycznie nie miała się komu wyżalić. Och, skończ się nad sobą użalać i idź wreszcie spać. Zbyt dużo atrakcji jak na jeden dzień. Po za tym, jutro wizyta u Sev, u profesora Snape'a. - zbeształa się w myślach i udała się do łazienki. Jutrzejszy dzień na pewno przyniesie coś lepszego-  pomyślała jeszcze na odchodne. 

Następny dzień nastąpił zanim Hermiona zdążyła przeczytać "Znaczenie roślin trujących w  eliksirach leczniczych".  Wielkie wory pod oczami wyraźnie mówiły, że nie spała wiele tej nocy. Zsunęła puszysty koc ze swoich nóg i leniwym krokiem udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ogarnęła splątane włosy. Przebrała się w obcisłe dżinsy i czarną bluzę z nazwą jakiegoś mugolskiego zespołu. Zrobiła lekki makijaż, po czym wyszła  z łazienki. Podeszła do jej całkiem sporej biblioteczki i wzięła do ręki jej ulubioną książkę. Miała nadzieję, że Snape' owi się spodoba, chociaż była napisana przez mugolskiego autora.  Zmniejszyła ją zaklęciem i schowała do kieszeni. Delikatnie i powoli zeszła po schodach, by nie obudzić żadnego z domowników. Chociaż i tak była pewna, że niektórzy już wstali. Jednak przy ostatnim schodku coś jej nie wyszło, i stare drewno głośno skrzypnęło.

- Merlinie, Hermiono! Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie wystraszyłaś! - krzyknęła pani Weasley, krzątając się po kuchni.

- Dzień dobry, pani Weasley. Nie chciałam nikogo wystraszyć, czy obudzić.

- Nonsens, kochaniutka! A gdzie się wybierasz, jest przecież dziesiąta! Z tego, co mi wiadomo, praktyki u Severusa masz o piętnastej. Pewnie nie zjadłaś śniadania. Musisz być potwornie głodna, Hermiono!- mówiła pani Weasley, i delikatnie łapiąc ją za ramię, usadowiła ją na krześle przy stole. Stół był już prawie przygotowany do śniadania, i Hermiona właśnie sobie dziękowała za wyczucie czasu. Gdyby przyszła trochę później, pani Weasley zaczęłaby budzić innych, i musiałaby się dodatkowo przed nimi tłumaczyć. Molly postawiła przed nią talerz z  jej ulubionymi  kanapkami  z indykiem, który Hermiona momentalnie odsunęła.

Granger! || » Sevmione «Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz