-Paniczu? Nie uważasz ,iż warto dziś wyjść na świeże powietrze?
Mówił coś do mnie.
A ja kompletnie go nie słuchałem.
Patrzyłem na jego blado-różowe usta.
Teraz mówią do mnie.
-Paniczu?
Nim się zorientowałem stał obok mnie. Tak blisko. Za blisko?
Czuje jego woń.
Kuchnia, ogród i..
I Sebastian.
To mój ulubiony zapach.
Uśmiechnąłem się mimowolnie do siebie.
-Paniczu? -Poczułem jego dłoń na moim ramieniu. Nawet przez rękawiczki, czuje chłód jego skóry.
Pokręciłem głowa, jakbym chciał z niej coś wyrzucić.
-Przepraszam, zamysliłem się. W czym rzecz?
Spojrzałem na niego. Wpatrywał się we mnie jakby szukał odpowiedzi do swoich własnych pytań.
-Zaproponowałem,aby Panicz wyszedł się przewietrzyć.
I znowu głuchnę. I patrzę w jego oczy. Nie odrywając wzroku, jedyne co jestem w stanie wykrztusić to ciche :
-Tak, masz rację.
-Dobrze się Panicz czuje?- poczułem jego rękę na swoim czole. Znów ten przyjemny chłód. Mój żołądek wariuje.
Przytakuje głową.
-W porządku, w takim razie zaraz podam deser. -Uśmiechnął się do mnie. A może dla mnie? Po tych słowach wyszedł.
-Wolałabym dostać deser w innej formie. -Szepnąłem sam do siebie.
Po chwili popukałem się w czoło,karcąc się w myślach za swoje brudne myśli.
Oparłem rękę o twarz i przymknąłem oczy.
Nie wiem kiedy morfeusz zabrał mnie do krainy snów.

CZYTASZ
Kontrahent.
Fiksi PenggemarTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?