Otworzyłem oczy.
Leżałem bez ruchu.
Promienie słońca co jakiś czas zaczepialy moją twarz.
Moja ręka powędrowała w miejsce gdzie powinien leżeć demon.
Pusto.
Wczoraj..
Właśnie.
Powiedział,że ma tylko jedną słabość.
Dlaczego po tych słowach zasnąłem?
Nie byłem zmęczony.
Chciałem rozmawiać.
Zrobił to specjalnie.
Jeszcze nie wiem jak, ale mój sen w najmniej adekwatnym momencie to jego sprawka.
-Idiota. -burknąłem pod nosem i jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł Sebastian.
-Dzień dobry Paniczu.-Było w nim tyle dobrej energii. Jego oczy były wypełnione dobrem? Czemu on sie zachowuje jak natchniona miłością dziewica?
-Słucha mnie Panicz?
-Oczywiście.-skłamałem
-W takim razie, na pewno wie Panicz co będzie na śniadanie, prawda?
-Oczywiście, nie każ mi sie powtarzać.
Patrzyłem na niego. Był niesamowity.
I nagle dopadło mnie rozczarowanie.
Musze sie zdystansować?
Przerażają mnie moje uczucia względem niego?
Nawet nie potrafię tego nazwać.
Mój lokaj, demon, syn Lucyfera.
I ja?
Ciel Phantomhive, pies królowej, kontrahent..
Jestem dla niego tylko skorupą z czymś wartościowym dla niego w środku.
-Paniczu? -popatrzylem w jego stronę, A on stał zirytowany.
Ogarnęła mnie wściekłość.
Jestem dla niego nikim.
Moje myśli krzyczały, A usta były dumnie zasznurowane.
Zwróciłem wzrok ku niemu.
- Nie mam najmniejszej ochoty dzisiaj jeść Twojego śniadania, nie wazne jakieby nie bylo. Nie chce Cie do końca dnia widzieć, zrozumieliśmy się?-wręcz wysyczałem.
Dostrzegłem w jego spojrzeniu, hm..
Złość? Rozżalenie? I to.
Dalej nie jestem w stanie tego opisać.
Jedyne co Sebastian zrobił to skłonił się nisko. I wyszedł.
Dlaczego nic nie powiedział?
Mój wybryk będzie mial swoje konsekwencje.
I on o tym wie.
I ja o tym wiem.
CZYTASZ
Kontrahent.
FanfictionTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?