Patrzyłem.
On za to pochylił się.
Palcem przejechał po moich ustach.
-Waruj-wysyczałem.
W odpowiedzi dostałem ten irytujący uśmiech.
-Miał Panicz czekoladę na ustach.
- Wiem doskonale co tam miałem.
Skłonił się i gdy miał już odchodzić, moja głowa przedstawiła mi obraz odchodzącego Sebastiana, który nie ma zamiaru już do mnie wrócić.
Złapałem go za materiał.
Odwrócił się w moje stronę.
-Coś się stało?
Co mam mu powiedzieć?
Zostań?
Nie potrafie.
-Paniczu?
Znów pochylił się nade mną.
Jego zapach.
Te różowo-blade usta.
Milimetry.
I jego krwiste oczy.
Czy to pożądanie?
Czy ja zgłupiałem?
Gdy dystans między nami prawie znikł, usłyszeliśmy dziewczęcy pisk oraz dźwięk pantofli.
-Elizabeth.-warknąłem.
Moja twarz przybrała znów ten sam wyraz obojętności.
Odsuneliśmy się od siebie.
I właśnie w tym momencie poczułem uderzający zapach przeslodzonych perfum. I ciężar rąk,które zostały zawieszone na mojej szyi.
Gdy jej loki zasłoniły obiekt moich westchnień, dostrzegłem w jego oczach coś jeszcze niż spokój.
To była zazdrość.
-Sebastianie, czyżby Twoja zabawa w człowieka miała skutki uboczne?-rzucilem w glowie do siebie.
CZYTASZ
Kontrahent.
FanficTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?