Obudził mnie smród spalenizny.
Co jest?-zapytałem sam siebie i wybiegłem ze swojej sypilani, kierowałem się w stronę zadymionego pomieszczenia.
W kuchni był Baldroy.
-Paniczu przepraszam! Miałem zrobić śniadanie ale coś nie wyszło!
Mój miotacz ognia nie dał się dziś poskromić!
-Gdzie jest Sebastian?
Nie usłyszałem odpowiedzi.
-Gdzie jest Sebastian?!
-Powiedział, że ma do załatwienia parę spraw. Wyznaczył nam zadania. Nic więcej nie powiedział, paniczu..
-Słucham?! Ja nic na ten temat nie wiem!
Byłem wściekły. Gdzie on jest? Co to ma znaczyć?
Moje myśli krzyczały jego imię.
Gdzie Ty jesteś..-pytałem sam siebie.
Cały dzień nie jadłem.
Cały dzień nie piłem.
Cały dzień Sebastian w mojej głowie.
Może z kimś innym jest teraz?
Może z kimś innym teraz się bawi?
A gdyby coś mi groziło?
Oświeciło mnie!
Tak!
Taki jesteś mądry?
No to zobaczymy.
Nalałem wody,aż zaczęło się wylewać z wanny.
Zanurzyłem się.
Zaczęło brakować mi tlenu.
Umieram?
Nagle czyjeś ręce wyciągnęły mnie z wody.
-Czy Panicz zgłupiał?!
Sebastian..
Czy on właśnie na mnie krzyczy?
Jak dobrze słyszeć jego głos..
Cholero,czemu tak późno..
Nie czuję siebie..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PANIE I PANOWIE BRAKOWAŁO MI WENY,BARDZO!
ALE!
Chyba zaczynam wracać do żywych!
MAM POMYSŁÓW!TAKŻE!
BUZIAKI!
DZIĘKUJĘ, za każdą miłą wiadomość i wyrozumiałość!
CZYTASZ
Kontrahent.
FanfictionTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?