W powozie nie odezwałem się ani słowem.
Ani on.
Gdy wysiedliśmy,a człowiek który prowadził karoce odjechał, poczułem że to ten moment.
Złapałem go za marynarkę i pocałowałem.
Przycisnął mnie do kolumny.
Chaotyczny pocałunek.
Całowałem go wszędzie.
Oczywiście, gdzie sięgnąłem.
Jego miękkie włosy pod moimi opuszkami palców.
Jego dłoń pod moją koszulą.
Moja dłoń dotykająca go wszędzie.
Skierowaliśmy się w stronę mojej sypialni,nie odrywając się od siebie.
Podniósł mnie,moje nogi oplatały jego pas.
Nie wiem ile razy obiliśmy się o jakąś ścianę.
Nasze języki..
Chyba nie wiem jak to nazwać.
Ślina ściekała mi po brodzie,mimo to,dalej się calowaliśmy.
Gdy znaleźliśmy się w mojej sypialni,nie było opcji, że trafimy na łóżko.
Padliśmy na puchaty dywan.
Nie wiem kiedy, zostałem rozebrany.
Nie wiem kiedy ja,rozebrałem jego.
Chwila minęła zanim zorientowałem się co się dzieję.
-Sebastian..ja nie jestem jeszcze gotowy.
Znowu.
Znowu stchórzyłem.
-Nie ma najmniejszego problemu.
Chyba widziałem w jego oczach zawód?
Leżeliśmy tak.
Patrząc na siebie.
Bez słów.
Głaskał mnie cały czas po buzi.
Nie wiem kiedy zasnąłem.
Ale czułem się źle.
Chciałem mu sie oddać.
Najzwyczajniej w świecie się bałem.
Odplynąłem..
CZYTASZ
Kontrahent.
FanfictionTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?