Żadnej odpowiedzi.
Ani pojawienia sie lokaja.
-Dobra, no to idę-szepnąłem do siebie.
Szedłem ciemnym korytarzem.
Drzwi od sypialni Sebastiana były uchylone.
W pomieszczeniu paliło sie światło.
Gdy chciałem zapukać, drzwi rozchyliły się a przede mną stanął demon.
-W czym mogę Ci pomóc?-był oziębły.
-Sebastianie..ja..-zaciąłem sie.
No powiedz to. Cholera.
-Tak?-jego wzrok trochę spotulniał?
-Ja po prostu tęsknię..
-Za?-uniósł brew.
-Za Tobą..
-Myślę,ze musi Panicz wracać do Panienki.
Poczułem nieprzyjemne uczucie w sercu.
-Nic nie muszę. Rozumiesz?-pociagnąłem go za koszulę. Wpiłem się w niego. Nie dałem rady sie powstrzymać. On też nie. Przygwoździł mnie do ściany. Oplotłem nogami jego pas,nie przerywając niczego.
To były pocałunki pełne tęsknoty,zazdrości,pragnienia,pożądania..
Chciałem zdjąć z niego koszulkę gdy wten postawił mnie na ziemi, odsunął się.
-Seb..-nie zdążyłem nic powiedzieć. Drzwi sie otworzyły.
-Lizzy?!-wysyczałem.
-Cieluuuuuuuuu? Co robisz tutaj o tej godzinie-mówiąc to przecierała oczy.
-Chciałem napić się ciepłego mleka.
-hmpf..rozumiem. Ale chodz juz ze mna..
Chciało mi sie płakać.
Sebastian doskonale to widział.
Gdy Elizabeth złapała mnie za rękę chcąc kierować się w stronę sypialni zrobiłem coś na co bardzo długo się zbierałem w sobie.
Bezglośnie wypowiedziałem kocham Cię w stronę Sebastiana.
Jego źrenice sie rozszerzyły.
Wychylił się ze swojej sypialni.
Patrzył na mnie dopóki nie zniknalem z jego pola widzenia.
Uśmiechnąłem sie do siebie.
Kocham go.
Tak właśnie.
CZYTASZ
Kontrahent.
FanfictionTo historia nie mająca prawa bytu. Ale co ma sie zrobić gdy serce pragnie kogoś bardziej niż płuca tlenu?