Ogień Smoka

871 56 5
                                    

Pov Victoria:

5 godzin później

  Obudził mnie Alandir szturchając lekko mnie w bark. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam twarz mężczyzny, która była zaniepokojona.

-Victoria, halo Victoria, wstawaj.

-dzzoo się stało.

Zapytałam lekko zaspana, przetarłam leniwie oczy dłońmi.

-Masz, wypij szybko i wstawaj, musimy uciekać.

-Co, czemu?

-Smok

Nagle po mieście rozniósł się ryk smoka. Gdy to usłyszałam, od razy się rozbudziłam. Wypiłam szybko zawartość kubka, który stał na stole. Nie zwracałam uwagi na smak. Odłożyłam go. Wstałam z kanapy i spojrzałam na Alandira.

- Dasz radę biec?

Zapytał lekko zmartwiony, ja tylko kiwnęłam potwierdzająco głową i ruszyłam w stronę wyjścia.

Oczom ukazało mi się miasto, które już w połowie płonęło. Bardzo dużo osób uciekała by przetrwać. Dachy domów zawalały się, zabijając, bardzo dużo niewinnych ludzi. Płacz dzieci i krzyki ludzi było słychać wszędzie, a od czasu do czasu głośny ryk smoka.

Poczułam dłoń łapiącą mój nadgarstek był to Alandir. Zaczął mnie ciągnąć w stronę łodzi. Biegłam za nim oglądając się na około.

Usiadłam w łodzi i czekałam aż mężczyzna odwiąże linę, do której była przycumowana. Gdy to zrobił odepchnął łudź od pomostu i odpłynęliśmy. Bardzo dużo ludzi prosiło nas by mogli wejść do nas i z nami odpłynąć, ale Alandir im odmawiał. Co chwila patrzył na mnie tak jak by się o mnie obawiał.
Nagle zobaczyłam Barda wchodzącego na wierzę z kuszą i czarną strzałą, on chciał zabić smoka, który nadal niszczył i zabijał mnóstwo ludzi. Właśnie wsadził i napiął strzałę,
czekał tylko na dobry moment by ustrzelić smoka, ale zanim on doczeka się tego momentu tego miasta już kompletnie nie będzie. Wpadłam na pomysł, ryzykowny, ale może się udać. Wyskoczyłam z łodzi na dziurawy pomost. I zaczęłam biec w stronę smoka po drodze zabierając leżące na ziemi strzały z łukiem i miecz dwu ręczny. Słyszałam za sobą krzyki Alandira, wołał mnie żebym wracała. Odwróciłam się na chwilę i zobaczyłam że biegnie za mną. Ja tylko przyśpieszyłam i wskoczyłam na dach, palącego się już w połowie, domu. Biegłam nie zważając na zmęczenie i ból. Skakałam z domu na dom. Odwróciłam się znowu a Alandir nadal biegł za mną. Myślałam że odpuść po po tym ja tu weszłam, ale nie spodziewałam się, że nie zostawi mnie. Biegłam dalej, rozglądałam się co chwila szukając jakiegoś miejsca, by ustawić smoka. Patrzę w prawo i widzę plac zebrań przed rozpadającym się ratuszem. Udaje się w tamtą stronę. Chce już zeskoczyć na ziemię, ale ktoś mnie złapał za nadgarstek.

-Co ty do cholery robisz!! Chcesz zginąć?

-Nie, nie chcę.

Alandir patrzył mi prosto w oczy widziałam w ich strach i niepokój.

-Proszę chodź ze mną. Zależy mi na tobie. Nie chcę by tobie coś się stało. Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, poczułem coś do ciebie, jesteś moją miłością od pierwszego wejrzenia. To musi być przeznaczenie Ja... Ja cię kocham...

Teraz to mnie zatkało, miałam otwarte usta z niedowierzania. Alandir wykorzystał to i wbił się w nie. Całował zachłannie. Nie oddawałam jego pocałunków, bo nadal nie dowierzałam ci się stało i dzieje. Gdy się ocknęłam odepchnęłam go robiąc dwa kroki do tyłu. W oczach mężczyzny zobaczyłam złość.

-Nie mogę, przepraszam. Nic do ciebie nie czuje. Kocham Thorina i nie zostawię go. Nigdy. Bo sam oszaleje przez smoczą chorobę bez opamiętania.

Nagle nad nami przeleciał smok. Przypomniało mi się co miałam zrobić.

-Ja idę nie mogę patrzeć jak ci niewinni ludzie giną w ogniu smoka.

Odwróciłam się od mężczyzny, chciałam już biec, ale usłyszałam jego głos.

-Jakoś, gdy ludzie ginęli przez ciebie nie przeszkadzało ci to...

Po raz trzeci zatkało mnie poczułam jak wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Odwróciłam się do niego z mordem w oczach podeszłam do niego i przywaliłam mu z całej siły w twarz. Łzy zebrały się do moich oczu.

-Z-zostaw mnie w spokoju i n-nigdy o tym nie wspominaj.

Odwróciłam się i zeskoczyłam z dachu. Mogłam go zabić, ale nie miałam czasu na to. Wzięłam pochodnie i stanęłam na środku placu zebrań uniosłam pochodnie do góry i krzyknęłam.

-Ej Smaug ty stary gadzie.

Podniosłam pochodnie do góry bym była bardziej widoczna. Smok najwidoczniej to usłyszał, bo ryknął i poleciał w moją stronę lądując jakieś 15 metrów ode mnie.

-Ooo kogo moje oczy widzą. Ostrze we własnej osobie. Przyszłaś mnie zabić.

Opuściłam głowę lekko w dół tak, że mój wzrok był skierowany na łapy bestii.

-Co ty sobie myślisz, że jak mnie zabijesz to wrócisz do swojego Thorina i będziecie żyć długo i szczęśliwie. Nie. Powoli zaczyna mieć obsesje na punkcie złota. Nie będzie widział nic poza nim. Będzie w stanie zabić za jedną monetę. Zapomnij o tobie. Jesteś teraz nikim. Jesteś...

-Śmiercią

Przerwałam gadowi, bo nie mogłam już tego słuchać. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.

Wzięłam linę która leżała obok. Zaczęłam biec w prawą stronę. Weszłam na dach i z dachu wskoczyłam na grzbiet zdezorientowanego smoka. Wszystko działo się tak szybko, że nie było czasu na błąd. Założyłam linę na szyi smoka, żeby nie spaść. Szarpnęła za linę, a jego głowa pochyliła się do tyłu, skrzydła się rozłożyły, zaczął nimi machać, by wybić się w powietrze. Miejsce gdzie nie ma łyski było właśnie odsłonięte, czekałam teraz tylko na to, jak Bard zestrzeli smoka, bo to był najlepszy moment.

Byliśmy około 25 metrów nad ziemią, gdy nagle rozległ się głośny ryk. Czarna strzał trafiła w odkryte miejsce. Gad przestał machać skrzydłami i zamiast lecieć ku górze zaczął spadać na szczątki miasta.

Niewiele myśląc puściłam się liny, odbiłam się nogami od smoka i skoczyłam jak najdalej od niego, by po chwili wlecieć w zimnej wody...

___________________________________

Mam nadzieję że się podobało
Dzięki za przeczytanie
Do następnej części...

Nie jesteś samOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz