Krzyk

963 52 7
                                    

  Przepraszam, że nie było przez długi czas rozdziału, ale byłam na dwóch obozach i jeden z nich był obozem selekcyjnym do kadry polskiej więc nie miałam za bardzo czasu a sami wiecie, że na telefonie się trudno pisze.

Stałam właśnie z krasnoludami i Hobbitem na murze, ale za nim stało całe wojsko Elfów, a na ich czele Thranduill i Bard. Nasz plan, który wcześniej wymyśliłam z Bilbem szedł na razie po naszej myśli. Łucznik pokazał Arcyklejnot i powiedział, że odda go, tylko jeśli oddadzą obiecane złoto. Thorin musiał się zgodzić, bo zrobi przecież wszystko dla tego klejnotu, a po drugie, jeśli się nie zgodzi to rozpocznie się bitwa, której i tak nie wygra, bo nie ma swojego wojska. Czekałam tylko na jego słowa potwierdzające układ, ale usłyszałam zupełnie coś innego.

-Przecież to nie jest prawdziwy Arcyklejnot.

Powiedział do siebie.

-WY CHCECIE NASZ OSZUKAĆ ARCYKLEJNOT JEST TUTAJ. W EREBORZE!

-To jest prawdziwy Arcyklejnot.

Powiedziałam w tym samym momencie co Bilbo. Na twarzy Thorina pojawiło się lekki szok z niedowierzaniem.

-Ja im go dałem.

Ciągnął dalej Bilbo, a Thorin obrócił się powoli w naszym kierunku.

-Ty?

-To była moja piętnasta część.

-Wiec okradłeś mnie.

Thorin miał pustkę na twarzy nic nie dało się z niej wyczytać. Moje serce zaczęło bić szybciej, ze strachu.

-Okradłem? Ooo nie, może jestem włamywaczem, ale jednak uczciwym i niech to będzie cały mój i udział Victorii w skarbie.

Krasnolud podszedł do nas powoli.

-Wasz udział w skarbie? Nie było cię przez połowę wyprawy. Nic nie dostaniecie!

Byłam bardzo zaskoczona odwagą Bilba, który nadal rozmawiał z wściekłym Thorinem.

-Zamierzałem ci go dać, zamierzałem i to nie raz, ale...

-Ale co, Złodzieju!

Thorin przerwał wypowiedź Hobbita, którą ja postanowiłam dokończyć.

-Zmieniłeś się Thorine. Thorina, którego poznałam podczas drogi tutaj nie złamałby danego słowa. Nie wątpiłby w lojalność swoich poddanych.

- Ty chcesz mnie uczyć lojalności. Zepchnąć ich z murów!

Nikt się nie ruszył. Nikt się nie odezwał. Krasnolud zaczął się rozglądać ze wściekłością na twarzy. Szarpnął Filiego za bark, żeby się ruszył, ale on się sprzeciwił. Wyszarpał się i odszedł parę kroków w tył.

-Nie. No to sam to zrobię!

Thorin podszedł Szybkim krokiem do Hobbita, chwycił go za ubrania i przycisnął go do muru. Jego podwładni próbowali go powstrzymać, ale nic to nie dało. Nagle zza szeregów elfów wyłonił się Gandalf szary.

-Nie podoba ci się mój włamywacz. Proszę, nie krzywdź go. Niech wróci do mnie. Z tego, co widzę nie najlepiej sprawdzasz się jako król pod Górą. Zgadza się? Thorinie synu Thraina.

Krasnolud puścił Bilba, a Bofur i Fili zaprowadzili go do liny, z której bezpiecznie zszedł na dół.

W tej chwili nastała cisza, nikt się nie odzywał. Ja nadal stałam na murze, nie chciałam odejść. Bo musiałam pomóc Thorinowi pokonać chorobę. Nagle mężczyzna odwrócił się w moim kierunku, jedyne słowo, które wypowiedział sprawiło, że moje serce zabiło mocniej.

-Odejdź

Nadal stałam w miejscu.

-Nie chcę ciebie widzieć, żałuje, że cię poznałem.

Łzy zaczęły mi powoli napływać do oczu. Byłam bezradna, co ja mogłam zrobić w tej sytuacji, ale i tak postanowiłam postawić na swoim, wiedziałam, że mówi tak przez smoczą chorobę, jednakże nic to nie dawało, Bo te słowa tak samo mocno mnie zabolały.

-Thorine, nie odejdę. Proszę.

-ODEJDŹ!!

Krzyknął Krasnolud, wymachując rękoma. Nie chciał sprawić mi bólu, tak jak hobbitowi pchając go na mur.

-Nie

Powiedziałam z łzami spływającymi po mojej twarzy. Mój sprzeciw sprawił, że zaczęłam odczuwać ból w klatce piersiowej, który się nasilał. Przypomniała mi się w tym momencie moja przysięga związana z Thorinem. Upadłam na ziemie a, z moich ust wydobył się głośny krzyk bólu. Czułam jak by ktoś rozcinał mi brzuch i przewracał wszystko w środku.

Od razu podbiegło do mnie kilka krasnoludów. Chcieli mi jakoś pomóc, ale nie mogli nic zrobić, więc zaczęli prosić Thorina by przestał, ale on stał z kamienną twarzą wpatrujący się w moją twarz z grymasem ból. Co chwila było słychać moje krzyki.

-P-Proszę przestań!!!

Tylko mi się to udało wymówić. W tym momencie Thorin jakoś ocknął się i podszedł do mnie.

-Stop.

Powiedział, a ból od razu ustał, ale nie cały. Zmęczenie dawało o sobie znać. Oddychałam ciężko.

-J-ja... przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło...

Widziałam żal w jego błękitnych oczach, ale wiedziałam, że zaraz znowu będzie oschły i będzie mógł mi coś zrobić, więc muszę odejść. Wstałam powoli i chwiejnym krokiem udałam się w stronę liny, którą wcześniej schodził Bilbo. Chciałam już schodzić, ale zatrzymała mnie ręka Balina.

-Jesteś jeszcze osłabiona, nie schodź, poczekaj.

-Nie, skoro Thorin mnie nie chce to odejdę teraz.

Odtrąciłam rękę krasnoluda i powoli zaczęłam schodzić na dół. Mimo bólu mięśni jakoś udało mi się to. Gdy byłam na ziemi zaczęłam powoli iść w stronę lasu po prawej stronie Ereboru...

Pov Thorin:

Victoria właśnie odeszła, a ja nic z tym nie zrobiłem. To przez tę chorobę, ja nie jestem sobą.

A co ona mnie w ogóle mnie obchodzi, niech sobie robi co chce dostałą już swoją karę. Czas się skupić na Elfach.

-To jak wybierasz wojnę czy oddasz nam obiecane złoto.

Odezwał się łucznik, trzymając w dłoni Arcyklejnot. Nagle zza wzgórza zobaczyłem kruka lecącego w stronę góry. Podejrzewałem czyj to kruk, a gdy tylko usiadł na murze obok mnie byłem pewien, że to ptak mojego kuzyna. Uśmiechnąłem się chytrze i odrzekłem.

-Wybieram wojnę...  

________________

Czy tylko ja uważam że ten rozdział jest bez sensu?

Nie jesteś samOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz