Znacie uczucie, kiedy wasze życie jest pasmem porażek i nieszczęść czekających za rogiem ? Kiedy za każdym razem budzisz się ze świadomością, że twoje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a wszystko, co budowałeś, przez całe swoje życie nagle traci sens. Zdajesz sobie sprawę jak bardzo jeden moment, jedna decyzja może zaważyć na całym twoim życiu. Czas ucieka, a ty z każdą chwilą podejmujesz jakąś decyzję i żyjesz z dnia na dzień, aż w końcu po jakimś czasie zatrzymujesz się i zastanawiasz czy to, co podjąłeś parę godzin, dni, lat temu było dobrą decyzją. Zastanawiasz się "co by było, gdyby", a twoja wyobraźnia jeszcze bardziej niszczy Cię psychicznie.
Jedna decyzja, która zaważyła na dalszych losach chłopaka o blond włosach.
Wszystko, co się działo w jego życiu, od feralnego zerwania, było pasmem niepowodzeń. Alkohol, który miał być jego odskocznią, stał się codziennością, bez której nie potrafił normalnie funkcjonować. Jego myśli krążyły wokół niej - pięknej blondynki o nieskazitelnej urodzie. Mimo że to był koniec, on wciąż ją kochał i nie mógł sobie wybaczyć, że ją stracił, raz na zawsze. Nie raz próbował zakończyć, użalać się nad sobą i podnieść się z tego dołku, w którym utkwił, lecz nie potrafił. Kochał ją, a świadomość, że była paręnaście tysięcy kilometrów od niego z innym mężczyzną przy boku nie dawała mu spokoju. Potrafił pić cały czas tylko po to, aby zapomnieć. Tęsknota go zabijała, a procenty, które w siebie wlewał były ukojeniem jego cierpienia. To była jego decyzja, którą sam podjął i żadna osoba nie ma prawa go osądzać. Jedynie możemy mieć żal do siebie, że gdy tak bardzo nas potrzebował, my byliśmy zapatrzeni w swój czubek nosa. Gdy on zalewał się w trupa, my mściliśmy się na jego byłej. W momencie, gdy on potrzebował pomocy, my byliśmy paręnaście tysięcy kilometrów dalej i skupialiśmy się na sobie. Jedyne co możemy teraz zrobić to mieć żal do siebie, bo gdy on potrzebował wsparcia, nas przy nim nie było. I ani ja, ani Dylan, nie wybaczymy sobie tego, co zrobiliśmy, jak bardzo go zawiedliśmy. Gdy on prosił o pomoc, nas - jego najlepszych przyjaciół, nie było. Świadomość, że mogliśmy postąpić inaczej, nie da nam spokoju do końca naszych dni.
- Mia, idziesz? Już czas - powiedział Dylan, który ubrany był w czarną koszulę i czarne spodnie.
- Tak - powiedziałam, patrząc w odbicie w lustrze, które pokazywało nasze jakże smutne wyrazy twarzy.
Poprawiłam czarną prostą sukienkę i popatrzyłam ostatni raz w lustro, które dobrze pokazywało, jak ostatnie dni wpłynęły na mnie samą. Zabrałam czarną torebeczkę i ruszyłam w stronę samochodu, gdzie czekał Dylan wraz z rodzicami. Każdy z nas nie mógł uwierzyć, że wszystko się tak potoczyło. W samochodzie panowała głucha cisza, którą nikt z nas, nawet wygadana pani Black nie miał czelności przerwać. Każdy z nas w sercu miał żałobę, a lekka wzmianka o tym, co się stało, doprowadzała nas do łez. Pogoda, która panowała na zewnątrz, była bardzo odpowiednia do sytuacji. Krople deszczu, które spływały po szybie samochodu, były znakiem, że nie tylko my cierpimy. Samo niebo płacze nad tym, co się stało.
Westchnęłam cicho, gdy samochód się zatrzymał, a my staliśmy naprzeciwko kaplicy. Nikt z nas nie potrafił wysiąść i po prostu wejść do środka. Nikt z nas nie chciał uświadamiać sobie tego, co się dzieje.
- Chodźcie dzieci - powiedział, ojciec chłopaka, wyrywając nas z zamyśleń. Popatrzyłam w smutne oczy Dylna i wiedziałam, że to będzie trudne parę godzin.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy prosto do kaplicy. Z każdym krokiem miałam wrażenie, jakby czas stawał w miejscu. Żołądek ściskał mnie, gdy na środku zobaczyliśmy trumnę. W tamtym momencie nie przejmowałam się nikim ani niczym. Podeszłam do trumny, a w moich oczach pojawiły się łzy, które strumieniem zaczęły spływać po policzkach, gdy zobaczyłam jego.
David leżał tak bezbronny, jego twarz była blada, a ręce sine. Podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam zimny jak lód, policzek. Przymknęłam lekko powieki i zacisnęłam usta, aby nie wydobył się z nich głośny, pełny żalu szloch.
- Dziękuję i przepraszam - mówię cicho, a moja łza spływa po jego zimnym policzku.
Za sobą słyszę bardzo głośny szloch, który należy do matki chłopaka, sama nie wiem, jak ona musi się okropnie czuć ze świadomością, że jej ukochany syn nie żyje. My się czujemy okropnie, a nie wiemy nawet, jak czuje się kobieta, która straciła swojego jedynego syna. Oddalam się od trumny i siadam w ławce, która jest niedaleko. Z moich oczu wciąż płyną łzy, a ból w klatce piersiowej nasila się jeszcze bardziej. Myśli w mojej głowie obarczają mnie winą, gdy do kaplicy wchodzi ksiądz, który zaczyna mszę.
Przez cały czas moje myśli krążą wokół Davida i tego, jak bardzo go zawiedliśmy. Świadomość, że dołożyliśmy cegiełkę do jego śmierci, siadała na psychice.
- Czy ktoś chce coś jeszcze dodać ? - zapytał ksiądz, wyrywając mnie z zamyśleń.
- Ja - powiedział, dobrze znany mi głos.
Popatrzyłam na chłopaka który wstał i podszedł do księdza. Stanął przed mikrofonem i popatrzył wprost w moje oczy.
-Rodzino, znajomi, przyjaciele. David był osobą zawsze uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną do życia. Zapewne chciałby, abyśmy w ten dzień wszyscy nie byli smutni, tylko przypomnieli sobie każde miłe wspomnienie z nim. Dla każdego z nas był on kimś ważnym. Dla mnie był najlepszym przyjacielem, którego od małego traktowałem jak brata. Mimo wszystko zawsze miał rację i zawsze próbował mnie bronić, nawet gdy byliśmy młodsi, nigdy nie pojmował moich głupich pomysłów i zawsze próbował mnie przed nimi strzec, lecz nigdy go nie słuchałem, a on zawsze powtarzał "a nie mówiłem?" śmiejąc się ze mnie dość długo. Każda chwila spędzona z nim na głupich żartach, poważnych rozmowach i krótkich chwilach była wyjątkowa. Kochałem go jak brata i to nigdy się nie zmieni. Mimo wszystko pamiętajcie, że on zawsze będzie w naszych sercach. - powiedział chłopak i wrócił na swoje miejsce.
Jego słowa uderzyły we mnie z dwojoną mocą. David nie chciałby, abyśmy płakali i byli smutni. On zawsze zarażał wesołą energią i uśmiechem. Wspierał i dawał do myślenia, gdy robiliśmy głupie rzeczy i mimo że nie ma go, już obok nas zawsze będzie naszym małym aniołem stróżem, który będzie nas pilnował.
Wynoszenie trumny i wkładanie jej do grobu było bardzo ciężkim momentem dla matki chłopaka, która rzuciła się na nią i szlochała, żeby go nie zabierali. Widok roztrzęsionej kobiety był straszny, sama nie wiem, jak bardzo musiała to przeżyć. Gdy jej mąż odciągnął ją od trumny, a grabarze mogli go pochować, wtedy każdy z nas wrzucił białą różę. Róż było dwadzieścia jeden tyle ile lat miał David.
Po zakończonym pogrzebie, gdy każdy już się rozchodził, w oddali zauważyłam dobrze znaną mi sylwetkę do której od razu podeszłam.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam szarpiąc dziewczynę za ramię.
- Przyszłam na pogrzeb - powiedziała dziewczyna, a smutek który jeszcze chwilę temu był zmienił się w złość.
- Masz czelność przychodzić na jego pogrzeb, gdy tak naprawdę dołożyłaś cegiełkę do jego śmierci ? - zapytałam z wyczuwalną złością.
- Mia, daj spokój - powiedział Dylan który nagle pojawił się obok nas.
- Nie Dylan. To ona zostawiła go przy ołtarzu, gdzie mieli obiecać sobie że ich miłość będzie trwać na zawsze - powiedziałam, patrząc na chłopaka, który błagalnym wzrokiem patrzył w moje oczy.
- Mia, nic nie rozumiesz. Wiele rzeczy nie wiesz... Wiem bardzo dobrze, że popełniłam błąd i może jakbym inaczej postąpiła to by on nie umarł, ale Mia czasu nie cofniesz. David miał pełno tajemnic, które go zniszczyły, a wy wiele nie wiecie.. - powiedziała dziewczyna gdy nagle w mojej głowie rozległ się głośny pisk, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Reszta to tylko wielka pustka..
***
Hej kochani ! Wiem że długo mnie nie było i zdaje sobie z tego sprawę. Nie chciałam pisać jakiegoś gniotu tylko na siłę. Nie miałam czasu i pomysłu żeby napisać ten rozdział dlatego też dopiero teraz się pojawia. Mam nadzieję że wam się podoba chodź jest bardzo smutny. Dawajcie znać co sądzicie :) Do następnego, buziaki :*
CZYTASZ
You'll always be in my life
Teen FictionDruga część opowiadania "I hate that I love you" Przegrali walkę z czasem, niszcząc siebie nawzajem. Ich znajomość oficjalnie się skończyła. Ona- wyjechała i zaczęła nowe lepsze życie On - został sam w wielkim mieście które bez niej nie miało sens...