Przez cały dzień kręci mi się w głowie i zbiera mi się na wymioty. Jestem bardzo słaby, nie mam nawet siły by ruszyć ręką.
Był u mnie wujek Tae. Dał mi Słonecznik, jest taki jak wszystkie inne. Również ładny. Przez te kilka dni uzbierał mi się całkiem spory bukiet z nich. Zdjęcie, które dostałem od Hobiego zdobi moją szafkę wraz z kwiatami. Niestety nie mam siły żeby otrząsnąć je z kurzu, a sprzątaczki nie interesują się zbytnio moimi prośbami o to, żeby je wyczyściły.
Pogoda też mnie denerwuje, non stop leje deszcz a te głupie pielęgniarki nie chcą zamknąć okna i upierają się że jest przepiękna pogoda i musi być otwarte bo inaczej się ugotuje przez ten gorąc. One kłamią, wiem o tym. Chcą żeby zalało mój pokój i żebym się utopił, nie miałyby wtedy problemów.
/ ale tego dnia pogoda była piękna, ludzie przechadzali się uliczkami, a dzieci bawiły się w najlepsze. na ulewę nie zapowiadało się i stan ten trwał aż do wieczora /
Ten szpital mnie wykończy, mówię wam. Niech no tylko wrócę do domu, to będę robił wszystko żeby już nigdy tu nie trafić. Wolę umrzeć niż siedzieć tu i słuchać fanaberii pielęgniarek. Patrzą na mnie tak, jakby chciały mnie zabić a z ich wzroku mogę wyczytać jedynie " giń głupie dziecko, nikt cię nie chce. To że żyjesz to jakiś cud, ale mamy nadzieję że się niedługo skończy. Nikomu nie chce się tobą opiekować " i z takim spojrzeniem przychodzą do mnie i zmieniają mi Kropelkę.
Nawet nie chcą mi podać przeciwbólowych leków. Mówię, że boli mnie głowa i mi słabo to one się upierają że wszystko dobrze i to dormalne w tym stadium choroby. Mówią też, że niedługo będzie dobrze. Mhm. Ciekawe dla kogo, pewnie dla nich, bo na pewno nie dla mnie. Będę musiał chodzić z chustą na głowie a dzieci będą się na mnie patrzeć z wyrzutem. Na ulicach będą mnie wytykać palcami albo patrzeć się z pilotowaniem. Zagaduję, że będą mnie przezywać " Łysol" albo " Rak" albo nie wiem jeszcze jak inaczej.
Przyjaciół, a nawet znajomych pewnie nigdy już nie będę miał. Mój jedyny, najdroższy przyjaciel odszedł. A ja zostałem tutaj, by się męczyć.
Przepraszam was za moje marudzenie, ale cała moja radość dzisiaj gdzieś uciekła.
Do jutra, pa ;D
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Szybko oddychałem, a serce biło mi niemożliwe szybko. Ścisnęło mi się w gardle,nie byłem w stanie cokolwiek powiedzieć...
W sumie, to pierwszy raz byłem w takiej sprawie u dyrektora, co nie?
- No nic, raz się żyje - pomyślałem i zapukałem do drzwi.
- Proszę. - usłyszałem trochę zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Dzień dobry panie dyrektorze. - powiedziałem nieśmiało.
- Witam pana, panie Kim Taehyung. W czym mogę pomóc?- powiedział i lekko uśmiechnął się do mnie. Poprawił się na krześle i spojrzał się w moje oczy.
- Chciałem poprosić pana o urlop do przyszłego tygodnia. Ważna dla mnie osoba jest ciężko chora, najprawdopodobniej umiera - powiedziałem i przełknąłem ślinę. Myślałem że serce mi za chwilę wyskoczy z klatki.
- Ale jeszcze żyje? - zapytał się o wiele mniej pogodny niż wcześniej.
- No tak panie dyrektorze, ale - wypowiedź dokończyłem w myślach, ponieważ mi przerwał.
- Żadnych ale, jeszcze żyje, więc proszę mi nie zawracać głowy i wracać do pracy. W razie śmierci tej osoby, oczywiście dostanie pan urlop, ale teraz nie ma takiej potrzeby. Do widzenia. - powiedział lekko zirytowany. Mi się zrobiło przykro, ale uśmiechnąłem się. Nie mam przecież dwóch lat, żeby płakać o byle co.
- Dziękuję, do widzenia i miłego dnia - odpowiedziałem wychodząc z gabinetu. Zamknąłem drzwi i udałem się w kierunku samochodu tylko po to, żeby się w nim zamknąć i dać upust emocjom...
CZYTASZ
The Way Of Sunflowers || jhs~myg
FanfictionO tym, jak ciężka choroba może połączyć ludzi na zawsze. "...Hej jestem Hoseok... Ale mów mi Hobi!- powiedział i wyciągnął do mnie rękę ciągle się uśmiechając. -H-hej... Jestem Yoongi... - powiedziałem nieśmiało i podałem mu swoją rękę..."