Jego ciemne jak noc oczy błądziły po pobliskich roślinach i budynkach, czasami też zerkały na mnie, tylko po to, by przekonać mnie w tym że Hoseok to najpiękniejsza istota na świecie. Na jego twarzy znowu malowało się bardzo dużo niemożliwych emocji, a ja nie potrafiłem go odczytać.
Hobi.
Jung Hoseok.
Promyczek.
Chłopak ze szpitala, w którym byłem i ja. Delikatny, wrażliwy i dobry.
Moje słońce, równocześnie będące każdą moją nocą.
Głosem grającym każdego dnia w moich uszach i wizją widzianą w każdym śnie.
Nie ważne, którą z tych osób był, wiedziałem, że jest mój. Że będziemy razem i nigdy się nie rozstaniemy. Popatrzyłem na jego profil, który z tym wiecznym, sercowym uśmiechem, który roztapiał śnieg i kruszył lód, biegł przede mną. Uśmiech, który wiosną pobudzał kwiaty, rośliny i zwierzęta do życia, który latem zapraszał deszcz i jesienią odpędzał go. Uśmiech, który zimą onieśmielał Słońce na tyle, że chowało się za chmurami. Tylko Jung Hoseok był w stanie to uczynić. Mały chłopiec trzymający mnie w tej chwili za rękę, która idealnie pasowała do tej jego.
Biegł ze mną, coraz bardziej oddalając się od ulic miasta. Jego dźwięczny śmiech rozchodził się daleko w powietrzu. Unosił się ku górze, aż po same gwiazdy i dryfował razem z wiatrem obijając się o moje zimne i czerwone policzki. Ręce miałem skostniałe, ale biegłem wytrwale za Hobim, który trzymał mnie mocno i ciągnął w tylko sobie znanym kierunku.
- Hobi, gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałem z lekką zadyszką, jakby nie patrzeć biegliśmy już tak około dziesięciu minut.
- Zaraz zobaczysz - w jego głosie usłyszałem całą, bezgraniczną radość tego świata.
Razem biegliśmy przez śnieg, który trzeszczał pod naszymi nogami niczym śnieżnobiała kołdra, lekka pierzynka lub zardzewiałe, stare nożyce, które próbowały przeciąć nasze wspomnienia. Ale dopóki byłem z Hoseokiem, żadna siła nie dałaby rady zniszyć naszych wspomnień. Razem tworzyliśmy wszystko, a osobno byliśmy niczym.
Dopiero wtedy, gdy u boku miałem Hoseokiem dotarło do mnie, że znalazłem całe swoje szczęście lub ono mnie. Znalazłem cały swój sens istnienia, nie pod postacią głupich gier lub fałszywych ludzi. Nawet nie pod postacią moich rodziców czy rodziny, tylko pod postacią Hoseoka. Małego, czarnowłosego chłopca, który bał się burzy, często płakał i tym samym mącił w swoich tęczówkach ciemną noc, który spał razem ze mną w jednym łóżku, rozpychając się i kopiąc mnie po plecach. Chłopca, który swoim uśmiechem przeganiał chmury, a łzami pobudzał ocean. To właśnie ten niepozorny chłopiec, również zaatakowany przez Pana Złośnika, wiecznie podpięty do Kropelki zmienił całe moje życie.
- To tutaj - zwolnił swojego kroku i zatrzymał się. Nad naszymi głowami roiło się od białych kropek, tak jakby jakiś artysta ukradł te białe płatki i rozwiesił ja pod czarnym sufitem na niewidzialnych niteczkach.
- Po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Za chwilę zobaczysz - powiedział z tym tajemniczym błyskiem w oku i usiadł na ziemi. Poklepał miejsce obok siebie. Posłusznie wykonałem zadanie i wtedy to się stało.
Na czarne niebo wylały się tysiące różnych barw. Roztrzaskiwały się w powietrzu, a barwne pióropusze wypalały się i spadały na ziemię. Kolorowe iskry migały się w powietrzu tańcząc. Walc angielski, a przy akompaniamencie głośnego huku skry mieszały się z białym puchem i wirując unosiły się na nieboskłonie, chwilę później opadając delikatnie. Tango, sarabanda, bolero... Przeróżne widowiska, chwilę później zamieniały się w festiwal, a my patrzyliśmy na to z zapartym tchem.
CZYTASZ
The Way Of Sunflowers || jhs~myg
FanfictionO tym, jak ciężka choroba może połączyć ludzi na zawsze. "...Hej jestem Hoseok... Ale mów mi Hobi!- powiedział i wyciągnął do mnie rękę ciągle się uśmiechając. -H-hej... Jestem Yoongi... - powiedziałem nieśmiało i podałem mu swoją rękę..."