wind flower

170 24 76
                                    


Obudziliśmy się na ogromnej łące. Słoneczniki wyłaniały się zza horyzontu. Znów byliśmy w niebie. To rześkie powietrze przyjemnie muskało nasze twarze. Hoseok wstał pierwszy, otrzepał swoje bialutkie spodeneczki i podał mi swoją małą pulchną łapkę. Ten anielski uśmiech przykrył jego twarz niczym kołderka, a ciepło otuliło mnie niczym puchaty kocyk. Nie potrzebnie bałem się śmierci, tutaj jest przecudownie, chociaż czasami tęsknię za wujkiem i rodzicami. Może kiedyś ich spotkam. Zobaczę.

- Yooooongi- krzyknął, gdy odbiegł ode mnie kawałek i zaczął machać rączkami - Chodź szybko! - uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Idę - powiedziałem i zrobiłem aż całe cztery kroki w jego kierunku. - Nie mam siły - stwierdziłem z lekkim uśmiechem i siadłem na ziemi.

- Yoongi, co że ty robisz?! Zobacz jak tu pięknie! - zerwał trochę trawy i kilka małych kwiatków, podbiegł do mnie i wszystko wyrzucił w górę, tworząc wiosenne konfetti, które spadło na moją głowę. Lecz kilka roślinek uniosło się dalej z rześkim powietrzem. Ah, cóż za piękne kwiaty wiatru. - Wstawaj! - krzyknął i złapał mnie pod pachy. - Nie zachowuj się jak ostatni dziadek! Przecież nie masz stu lat tylko dziesięć! - zebrał wyrzuconą trawę i cisnął mi ją w twarz.

- Mam prawo być zmęczony, nie denerwuj mnie. - powiedziałem z irytacją, wypluwając kawałki zielska z moich ust. - Nigdzie nie idę - stanąłem w miejscu i nie zamierzałem się ruszyć.

- Idziesz - złapał mnie za rękę i próbował pociągnąć, lecz zaparłem się mocno, przez co Hoseok tylko się szarpał jak głupek.

- Nie.

- Tak!

- Nie, i nie dyskutuj - powiedziałem surowo, lecz młodszy się nie przejął i dalej mną szarpał. Robił to z każdej możliwej strony. Skakał, ciągnął i pchał. Kilka razy nawet we mnie wbiegł, ale tylko się odbił i gdyby nie moje dłonie, które go łapały, najprawdopodobniej gryzłby piach.

- Ok...

- Nie wyglądasz na przekonanego.

- Ty też - powiedział cwaniacko nadal mną szarpiąc.

- Przestaniesz mną szarpać?

- Nie.

- A kiedy przestaniesz?

- Wtedy, gdy ze mną pójdziesz.

- Ale doskonale wiesz, że tego nie zrobię!

- Zrobisz!

- Nie ma mowy! Nigdy! - zacząłem krzyczeć, lecz zaraz spojrzałem na Hoseoka. Jego mina była przekomiczna, więc zacząłem się śmiać.

- No to cię poniosę, jeżeli nie masz siły ze mną iść.

Na te słowa istnie mnie zamurowało. Z lekko otwartą buzią patrzyłem na młodszego, który kucał i szykował się do tego ,bym na niego wlazł. Próbowałem coś powiedzieć, lecz nie byłem w stanie niczego z siebie wydusić.

- Idziesz?!

- T- tak - powiedziałem niepewnie i wskoczyłem na Hoseoka. Delikatnie złapał moje uda i poprawił się. Cieszyłem się, że nie wyrosły mu jeszcze oczy z tyłu głowy i nie widzi mojej twarzy koloru soczystego pomidora. Mój rumieniec był tak duży, że czułem jak nawet moje uszy zaczynają mnie piec.

Poczułem jak chłopak zaczyna truchtać przed siebie, chwilę potem przyspieszając kroku. Chwycił mnie mocniej, a ze spokojnego spacerku zrobił się wyścig lub jakiś inny bieg na złamanie karku. Momentami  specjalnie zaczynał się kręcić, albo skakać. Wtedy przytulałem się do niego i tłumiłem swój pisk, a on śmiał się głośno.

 The Way Of Sunflowers || jhs~mygOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz