home

196 25 157
                                    

Zerwałem się gwałtownie z łóżka i przetarłem twarz moją bladą dłonią. Jakaś kroplówka wystawała mi z jednej ręki, a obok na fotelu siedziała młoda kobieta. Patrzyła się na mnie czule. Do moich nozdrzy doleciał ten okropny zapach. Chyba sobie ze mnie żartujecie, prawda? Nie mówcie mi, że znowu jestem w szpitalu, a to wszystko było snem.

- Jak się czujesz, kochanie? - " kochanie?" ja nawet nie wiem ,kim jest ta kobieta. Podeszła bliżej mnie i pogłaskała delikatnie mój policzek. Uśmiechnęła się czule, a jej oczy zaszły łzami. Kim ona była?

- Przepraszam bardzo, ale kim pani jest? - zapytałem lekko przerażony, odpychając od siebie dziewczynę.

- Twoją mamą Yoongi - powiedziała i  siadła obok mnie na łóżku. Rozejrzałem się dookoła. Nie kojarzę ani jednej rzeczy z tego miejsca. To na pewno nie był szpital, w którym byłem.

- Gdzie ja jestem? - poprawiłem się na łóżku.

- W szpitalu.

- Ale po co? Jeżeli jestem twoim synem, to powinienem być w domu, a nie w jakimś durnym szpitalu! Chyba, że to nasze nowe mieszkanie. - zdenerwowałem się. Dlaczego to wszystko musiało być snem! Hoseok... On nie istniał? Moje oczy zaszły łzami. To niemożliwe, że to wszytko było snem.

- Byłeś w śpiączce kochanie - nie mów do mnie kochanie! Nie znam cię... I jak to, w śpiączce?

- Co? - moje ręce zaczęły się trząść. Nie chciałem tego wszystkiego powtarzać. Nie chciałem znowu siedzieć w szpitalu.

- Spokojnie, synu. Miałeś wypadek, gdy wracałeś ze szkoły. Przez to, że miałeś wstrząśnienie mózgu, zapadłeś środku w śpiączkę. Jeżeli wszystko będzie z tobą w porządku, to jutro cię wypiszemy. Pójdziemy do domu. - wytłumaczyła mi spokojnie. Jej oczy zaszły łzami.

- Dobrze, mamo - mruknąłem. Położyłem się z powrotem na szpitalnym łóżku, po czym przymknąłem powieki. Co jest prawdą, a co fikcją? Już nie wiedziałem. Łzy tłoczyły się w moim gardle, oczy sztrzypały.

🌻

Obudziłem się w domu. Białe zasłony sięgały aż do drewnianej podłogi, delikatnie falując przy mocniejszym podmuchu wiosennego wiatru. Podniosłem się, by lepiej widzieć świat otaczający mnie za oknem. Gdzie ja tak naprawdę byłem? Kim był Hoseok? Czy ta osoba, która dawała mi całe szczęście, nie istniała? Był tylko wytworem mojej durnej wyobraźni, a wszystkie te momenty były tylko snem? Nie, to na pewno nie jest kłamstwem. Ja musiałem go spotkać. On żył, żyje lub dopiero się urodzi. Reinkarnacja, jestem bardzo ciekaw, czy jej dostąpi. A może ja teraz jej dostąpiłem? Nie wiem. Już nic nie wiem, co tu się stało. W końcu, gdy otworzyłem oczy z wiecznego snu, ujrzałem anioła. Był nim Hoseok. W końcu z mętlikiem w głowie wstałem chwiejnie z wielkiego łóżka i podszedłem do okna.

Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Tuż za oknem mojego cichego i spokojnego pokoju rosła ogromna polana. Polana Słoneczników, a z daleka wyłaniał się las. Cichy szum traw i cykanie świerszczy muskało moje uszy. Z radia wydobywała się jakaś cicha melodia. Bardzo powolny, melancholijny utwór. Usiadłem na parapecie przy otwartym oknie. Spuściłem nogi po drugiej stronie, tak by wystawały za budynek, a ja usiadłem na skraju i wsłuchiwałem się w przyrodę. Cicha muzyka przyjemnie szumiała i mieszała się z otoczeniem. Życie, przepiękne kłamstwo, w które każdy wierzył. A nikt nie lubił śmierci, nikt jej nie pokochał. No tak, przecież nikt nie lubi okrutnej, czasami bolesnej prawdy. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem raj. Słoneczniki kołysały się, popychane tchnieniem wiatru, a wielkie jodły, z daleka wyglądające niczym małe krzaczki, szumiały swoją historię. Taki poranny nokturn, wyłaniał się zza chmur i razem z powietrzem opadał na ziemię, głaszcząc ją i przytulając. I wtedy go zobaczyłem. Siedział na tej polanie, zrywał bukiety i plókł wianki. Z malutką, kwiecistą koroną na głowie wyglądał, niczym jakaś przepiękna zjawa, niemożliwa kreatura. Nieziemska istota, bo Hoseok zdecydowanie człowiekiem nie był. Jego imię wydobyło się z moich ust i poleciało w jego kierunku. Niczym strzała przebiło nasze serca, a on tak jakby postrzelony, obruszył się i wzrokiem pustym, jakimś odmiennym odszukał ten mój. Ah, jakże jego oczy były magiczne, całe to nocne niebo z ukrytymi gwiazdami spoczywało w nich, a one tak niewinnie podziwiały świat. Ale dlaczego dzisiaj te oczy nienawidziły siebie? Pomachałem mu dłonią, lecz on nie odpowiedział. Odwrócił się plecami do mnie i nucąc ciche kołysanki plókł dalej kolorowe wianki.

 The Way Of Sunflowers || jhs~mygOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz