POV Andy
Obudziłem się w pustym łóżku co nie było za przyjemne.. bardziej liczyłem na to że poprzytulamy się jeszcze trochę a tu nici..
Słysząc jakieś głosy z salonu, nie kłopocząc się z ubieraniem się po prostu opusilem pomieszczenie.-Dzień dobry Jack, cześć Blake - odezwałem się wchodząc do kuchni połączonej z salonem w której stał Duff i znajomy mi blondyn.
-Jestem Brook- poprawił mnie
-Cokolwiek- mruknąłem przechylając butelkę z cola-colą zero I wypijając ją do konca-Skąd się znacie- zapytał Jack patrząc raz na mnie razy na zielonookiego
-Mieszkamy na jednym osiedlu, ja na samym początku a on na końcu- mruknąłem wzruszając rękoma
-Właściwie to co ty tu robisz?- zapytał blondyn
-Właściwie mógłbym zapytać o to samo- odparłem się o róg ściany, wymownie na niego patrząc
Zlustrował mnie dwa razy po czym rzucił- Za dziwke robisz? W sumie po takiej szkole czego się dziwić..
-Skończyłeś te samą szkołę słonko. I rozczaruje cie nie robię za dziwke, nie jestem twoja konkurencja spokojnie. Poza tym jestem tu u swojego przyj- chłopaka- przerwał mi Rye pojawiając się dosłownie znikąd.
Objął mnie dłonią w pasie i lekko do siebie przyciągnął. Dopiero teraz poczułem że po jego ciele spływają małe kropelki wody.- To co może śniadanie? A raczej obiad!
Brook zostaniesz? - zapytał mój "chłopak" poprawiając ręcznik który TYLKO miał na sobie.-Podziękuje.. Będę się już zbierał- powiedział Brooklyn wstając z kanapy
- Na pewno? Może jednak zostaniesz- powiedziałem sarkastyczne zmieniając ton głosu
-Ta- mruknął tylko po czym zniknął za drzwiami wejściowymi
-Jack wszystko w porządku?- zapytałem widząc chłopaka w totalnej rozsypce
- Nie.. nic nie jest w porządku- krzyknął na mnie przez co lekko sie odsunąłem
-Emm twoj kolega chyba czegos zapomniał- powiedział Ryan podając Duffowi mała karteczkę
Jack jeszcze raz spojrzał na malutki rysunek i przekrecil kartkę na drugą stronę po czym powiedział załamującym się głosem
-On nie żyje- rzucił kartką o blat stołu przy którym siedział
Delikatnie wziąłem ją do ręki czytając co jest na niej napisane
'Synu poinformuj również jego o mojej śmierci.
Dziękuję za wszystko..
Jack Duff
Black Street 12A
Essex~Gibson '
-Czy to Brooklyn to był- tak to był jego syn.. pisałem z jego ojcem..- przerwał mi, łapiąc się za głowę zaczynając pociągać za końcówki swoich włosów
-Muszę za nim iść.. - wypalił nagle zrywając się z miejsca
-Ale dlaczego? O co chodzi?
-Obiecałem jego ojcu że jeśli mu się coś stanie to nie zostawie Brooklyna samego.. obiecałem mu to- powiedział ściskając obie dłonie w pięści
-Rozumiem.. A teraz daj mu ochłonąć Jack.. On też na to potrzebuje czasu tak jak ty-odezwał się Beaumont obejmując przyjaciela który odrazu wybuchł płaczem
Długo nie myśląc dołączyłem się do uścisku w którym trwaliśmy orzez dłuższą chwilę.
-Kocham Was chłopaki..
-My Ciebie też Jack- powiedział Rye przyciskając nas obu bardziej do siebie
- Mam do was prośbę.. pojedziecie ze mną.. na..na pogrzeb?-zapytał się zaczynając się jąkać
- Jasne mały- powiedziałem do młodszego a zarazem wyższego odemnie chłopaka co swoją drogą było śmieszne i rozśmieszyło ich obu
- Ja naprawdę nie mogę go zostawić samego- powiedział ponownie
- Wiem gdzie dokładnie mieszka. Jeśli chcesz to możemy tam jutro pojechać- zaproponowałem na co chłopak pokiwał głową na zgodę
-Dziękuję Andy- przytulił się do mnie I trwaliśmy tak póki Beaumont nie zakaszlał teatralnie
-Okej skoro już wszystko ustalone to chodźcie pojedziemy coś zjeść na miasto bo lodówka jest pusta
- Jasne, tylko się ubierzmy co?- zapytał Duff patrząc na nas stajacych w bokserkach i Ryana który nadal mnie i na sobie tylko ręcznik, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju
-A my chyba musimy o czym porozmawiać MÓJ CHŁOPAKU- odparłem patrząc wymownie na niego
-Myślę że rozmowa nie jest potrzebna..- mruknął przyciągając mnie do siebiePOV Brook
Wyszedłem z mieszkania trójki chłopaków będąc na siebie zły jak i na tego całego Jacka..
Skąd on znał w ogóle mojego ojca, I dlaczego on chciał by ten chłopak również o tym wiedział..
Próbowałem do tego dojść lecz nie było innej możliwości nich zapytanie się chłopaka wprost..
Też nie potrzebnie wypaliłem ten tekst z rodzicem..
Nie widziałem że nie ma I to w dodatku obu. Tego tekstu do blondasa też nie chciałem powiedzieć. Nie wiem kompletnie co się że mną dzieje.
Usiadłem na ławce biorąc kilka głębokich oddechów, przecierając twarz kilkukrotnie.
W pewnym momencie poczułem kropelki wody które spadały z nieba z coraz większą częstotliwością..-Zajebiście jeszcze pada..- mruknąłem pod nosem, przeklinając to wszystko A jeszcze bardziej to że nie mam ze sobą bluzy z kapturem.
Nie mając nic do stracenia ruszyłem w stronę przystanku by sprawdzić o której mam autobus powrotny do domu.-Że co?- krzyknąłem będąc już na miejscu uderzając pięścią w rozkład jazdy
Przystanek był pusty, w sumie nie dziwię się bo najszybszy jakikolwiek środek transportu miał być za półtorej godziny..Usiadłem cały przemoknięty na równie mokrej ławce grzecznie czekając na upragniony autobus. I tak nie maiłem już nic do stracenia..
Po około dziesięciu minutach siedzenia w deszczu który powoli przeradzał się w ulewę nagle podjechało auto, zatrzymując się centralnie przede mną wychylajac szybę.
-Wskakujesz czy mam jechać sam?- usłyszałem dobrze znany mi głos więc pofatygowalem się by spojrzeć w stronę jego nadawcy
-Mikey!- krzyknąłem ucieszony odrazu zrywając się z miejsca, łapiąc za klamkę I siadajac na miejscu pasażera
-Cześć stary co ty tu robisz? Mieszkasz w kompletnie innej części miasta
-Musialem tu coś załatwić.. Nie ważne.. podwieziesz mnie do domu?- zapytałem zapinając pas
- No nie tak po prostu cie tu zawołałem.
No chyba oczywiste że cie zawiozę!-Dziekuje, ale napewno masz po drodze ?
-Jadę do siostry więc jak pojadę troszkę na około nic mi się nie stanie, a Ty za to nie dostaniesz zapalenia płuc
-Dziekuje jeszcze raz.. I emm mikey?- dodałem gdy już jechaliśmy
-Tak?
-Chciałbym z Tobą o czym ważnym porozmawiać.. czy jak bedziesz wracał to mógłbyś do mnie zajechać? To dla mnie bardzo ważne- odparłem na co chłopak przytaknął będąc skupiony na drodze
Wiedząc że czeka nas kawałek drogi powrotnej do domu przymknąłem oczy by chciaz na chwile odciąć się od problemów.. chociaż na dziesięć minut.
-Brook jesteśmy na miejscu- obudził mnie przyjaciel gdy pojechaliśmypod mój dom a deszcz nadal nie ustal
- To do zobaczenia- mruknąłem chcąc wyjść z auta ale Cobban mnie zatrzymał
- Nie wiem co się stało ale widzę że jest coś na rzeczy..
Weź gorący prysznic i się przebierz żeby nie być chorym A ja za niedługo będę- odparł po czym wypuścił mnie z auta
CZYTASZ
"HERO" | JACKLYN |
FanfictionCześć jestem Jack. Jack Duff i jestem w tym jakby nowy. Nie wiem za bardzo jak mam zacząć ale myślę że nie za nudzę Cię swoją osobą! Więc jeśli wiesz jak mam na imię to opowiem troszkę o sobie.. Albo Jack mieszka od kilku lat w domu dziecka z powodu...