|32|Jest Pani żałosna..

501 78 11
                                    

POV Andy

Brook opiekował się mną już trzeci dzień, gdy Ryan musiał iść do pracy razem z Jackiem. Mówiłem mu już że nie potrzebuje by ktoś ze mną siedział, ale jak on to ładnie stwierdził 'woli by miał mnie ktoś na oku' wiec z ten sposób za każdym razem gdy Rye przekracza próg domu zaraz potem pojawia się Brooklyn.
Mimo tego że nienawidziłem brać leków, w tym momencie wiedziałem że one działają. Wcześniej nie mogłem praktycznie nic powiedzieć a jak to robiłem to myślałem że umrę z bólu. A teraz? Jest już znacznie lepiej! Jakoś za dużo nie mówię żeby nie przemęczać gardła ale szeptanie wtedy kiedy coś potrzeba, raz na jakiś czas to już postęp!

- Andy, czy ty też zauważyłeś że Jack jest ostatnio jakiś dziwny- zapytał Brook poprawiając niesforny kosmyk mojej grzywki
Szczerze mówiąc to zauważyłem, lecz nie chciałem go niepokoić. Może po prostu ma zły dzień, albo problemy w pracy? Przez ten miło spędzony czas razem naprawdę się zżyłem z blondynem.
Brook popatrzył na mnie wyczekująco A ja pokiwałem głową na nie.

-Bo wiesz.. ostatnio chodzi jakiś przybity. Nie ma na nic ochoty. Jak chce się po przytulać to mówi że jest śpiący albo po prostu mnie uciesza na różne sposoby- mrunkął zakładając mi na szyję szalik.
Wiem że to głupio wygląda, w środku lata szalik ale chce odzyskać głos jak najszybciej to możliwe I jestem w stanie poświęcić dla niego to jedne wyjście do sklepu. Poza tym ludzie chodzą tu na tyle dziwnie ubrani że mój szalik na szyji chyba nikogo nie zdziwi..

Cicho westchnąłem a reszta drogi minęła nam w ciszy.
Po małych zakupach zrobionych w Tesco w drodze powrotnej zauważyłem moje auto jadące z naprzeciwka.. TO MAM PRZEJEBANE
Schowałem się za Brookiem jakby miało to coś pomóc lecz i tak mnie zobaczył.

-Andy skarbie, powiesz mi co takiego robisz na dworze zamiast leżeć w ciepłym łóżku?- zapytał Ryan zjeżdżając z drogi pokazując ręką byśmy wsiedli do auta

- Ja poczułem się lepiej i chciełem wyjść, przepraszam- szepnąłem siadajac tuż obok niego, zaciskając dłoń na tej jego opuszczać głowę w dół

-Ostatni raz dobrze?- powiedział mi do ucha całujac miejsce za nim na co przeszedł mnie dreszcz

-Mhmm- mruknąłem uśmiechając się do niego

-A gdzie Jack? - zapytał Brook

-Powiedział że kończy później i że się przejdzie, proponowałem że poczekam ale się uparł

-Ohh rozumiem.. - odparł zapinając pasy po czym ruszyliśmy w stronę domu

POV Jack

- Nie Ryan przejdę się.. napewno- odparłem kończąc połączenie z przyjacielem zaczynając się przebierać.
Po nie całych pięciu minutach ruszyłem powolnym krokiem w stronę domu.
Idąc chodnikiem na skróty przez jedną z uliczek zostałem przyparty do zimnej ściany. A do mojej twarzy została przystawiona chusteczka najprawdopodobniej jakimś płynem..

- Co Pani robi? - zapytałem mame Brooka, nie wiedząc dlaczego to robi

-Posłuchaj mnie uważnie gówniarzu. Dobrze wiem że manipulujesz moim synem Ale to ci się nie uda. To wszytsko będzie moje. Odpuść sobie a nic nikomu się nie stanie

-Jest Pani żałosna- powiedziałem jej prosto w twarz odpychając ją od siebie

Nagle poczułem  jak robi mi się dziwnie słabo..

-Spróbuj komukolwiek O tym powiedzieć a będzie z Tobą źle i nie tylko z Tobą..- powiedziała po czym odeszła

Oparłem się plecami o ścianę próbując utrzymać równowagę.
Dopiero po dłuższej chwili doszedłem do siebie i czym prędzej ruszyłem w stronę domu.

- Co jest? - zapytałem sam siebie pod nosem obracając się po raz dziesiąty mając wrażenie że ktoś mnie śledzi, lecz nikogo za mną nie było.

Widząc już z daleka dom Fowlera podbiegłem ile miałem siły w nogach, wpadając do niego cały zaspany.

"HERO" | JACKLYN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz