support

551 72 0
                                    




Myślałem, że ją rozszarpię. Byłem wściekły, bo znowu wpieprzała się w bardzo delikatną sferę mojego życia. Poznała moją historię, ale wciąż pragnęła więcej. Jude była niecierpliwa, ale narzucanie się mojej rodzinie w rocznice śmierci ojca to było przegięcie nawet jak na nią.

- Czy ty jesteś normalna? Ile razy mogę cię prosić żebyś dała spokój, powiedziałem ci tyle ile mogłem. Znowu zaczynasz węszyć Judith?

- Nie wiedziałam gdzie jesteś! Nikt nie chciał mi powiedzieć, a chciałam się z tobą spotkać! - westchnąłem ciężko, bo ta rozmowa nie miała sensu i lepiej dogadałbym się z pięcioletnim Charlsem.

- Dzisiaj rocznica śmierci mojego ojca, zawsze spędzamy ją razem. Udaję dla matki, że daję radę i pogodziłem się z gównem, które zostało na mnie wylane, a Jack sztyletuje mnie wzrokiem. Coś jeszcze chciałaś wiedzieć?  - spojrzałem obojętnie w jej błękitne oczy, tylko obojętność na nią działała no i ignorowanie. Przygryzła zawstydzona wargę i podeszła do mnie. Wtuliła się w moje ramię i objęła mnie mocno.

- Przepraszam - szepnęła, a wypuściłem powietrze i objąłem ją w talii - zachowuję się jak idiotka, nie wiem co sobie myślałam. Meredith mówiła o akcjach Mike i...

- Byłaś zazdrosna? - odsunąłem się patrząc w jej oczy, a ona spuściła wzrok zawstydzona. Wiedziałem, że była.

- Nie odezwałeś się przez dwa dni - uderzyła mnie w ramię, a pokręciłem głową i chwyciłem jej dłoń.

- Idziemy, dziewczyno. Skoro zaczęłaś przedstawienie to teraz je skończysz - wyciągnąłem ją z toalety, a ona wyszarpnęła się z mojego uścisku.

- Chyba zgłupiałeś - pokręciła głową - nie będę ośmieszać się przed twoją rodziną i tak przegięłam.

- Proszę? - nie wiem, ale chyba wtedy chciałem poczuć się jak Jack, przy którym była Astrid. Samotność w trudnych chwilach to gówniane uczucie. Ona chyba zawsze jest gównianym uczuciem. Tak zdecydowanie, samotność jest chujowa. Fakt Hilde przegięła z tym cyrkiem, ale skoro już była w tej restauracji to mogła poudawać i chociaż przez chwilę potrzymać moją dłoń gdy Jack nie spuszczał ze mnie tego swojego nienawistnego wzroku.

- Mamy udawać? - uniosła brew i uśmiechnęła się lekko - zwariowałeś - pokręciła głową.

- Mam dość swojego brata, on ma swoją żonę, a ja...- westchnęła i widziałem, że posmutniała. Teraz wiem, że poczuła się tak jakby była tarczą przed moją chorą rodzinką. To było głupie, ale no cóż zgodziła się. Wróciliśmy do stolika ze splecionymi dłońmi, a mama patrzyła na nas z uśmiechem. Dostawiono nakrycie dla Jude w czasie naszej nieobecności.

- Przepraszamy, po prostu...

- Co ty znowu wymyśliłeś, kurwa? - braciszek wybuchł znowu, matka zbladła, a Astrid usiłowała powstrzymać swojego męża - przeprowadzasz jedną ze swoich panienek na rodzinny obiad - Jude spojrzała na mnie zdezorientowana. Ja i panienki, no cóż kiedyś tak, byłem królem życia - idziesz pieprzyć ją do łazienki i wracasz jak gdyby nigdy nic?

- Jack! - słowo pieprzyć w obecności rodzicielki nigdy nie jest mile widziane.

- Zaprosiłem ją, bo miałem dosyć twojego zachowania. Nie jestem workiem treningowym do cholery, też mam uczucia - zacisnąłem szczękę, bo mój brat zaśmiał się szyderczo.

- Mordercy też mają uczucia? Judith kręcą cię psychole? - nie wytrzymałem i wstałem gwałtownie z krzesła przewracając je. Mogłem go uderzyć, ale tego nie zrobiłem. Po prostu stamtąd wyszedłem słysząc płacz mamy i głos Astrid. To był głupi pomysł, że zabrałem tam Jude. Chyba fakt, że ja też znalazłem kogoś kto był dla mnie wsparciem go tak rozwścieczył. Usłyszałem wołania za sobą, stanąłem i oparłem plecy o drzwi mojego auta przymykając oczy. Musiałem odetchnąć i nie mogłem pokazać się w takim stanie zwłaszcza blondynce, po chwili poczułem drobne ręce, które mnie obejmują.

- Nie jesteś mordercą Luke. Jesteś wart więcej niż im się wydaje - szepnęła w moje ramię, a ja objąłem ją desperacko.

exhausted | l. hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz