brothers

512 52 4
                                    


W tamtym momencie mógł pić ze mną sam Barack Obama, a ja miałbym wyjebane. Dlatego miałem w nosie Jacka, który nie spuszczał ze mnie wzroku gdy siedzieliśmy na plaży przy domu.

- Możesz przestań? Nie popełnię samobójstwa topiąc się - przewróciłem oczami upijając łyk alkoholu.

- Sam fakt, że o tym wspomniałeś jest podejrzany - parsknął, a ja uśmiechnąłem się krzywo.

- Po co tak właściwie tu ze mną siedzisz? Masz satysfakcję z tego, że znowu jestem nieudacznikiem czy?

- Przestań serio - przewrócił oczami- dlaczego niby jesteś nieudacznikiem? Nagrałaś zajebistą płytę, ruszasz w trasę za miesiąc, zwiedzisz świat.

- Bez niej nie dam sobie rady - szepnąłem niepewnie patrząc przed siebie.

- Kurwa możesz skończyć z tą niepewnością siebie? To ty stworzyłeś i zagrałeś tę muzykę, ty masz talent nie ona...

- Ona mnie pchnęła.

- I widocznie tutaj jej rola się kończy - westchnął ciężko - musisz nauczyć się żyć bez niej.

- A co robiłem bez niej? Po śmierci ojca byłem nic niewartym śmieciem, a wy z matką pchaliście mnie w to jeszcze bardziej. Ona zobaczyła we mnie coś wartościowego, a teraz potraktowała jak śmiecia. A ja ją kurwa kocham - parsknąłem żałosnym śmiechem i pociągnąłem łyka wódki z butelki.

- Nie jesteś śmieciem, nigdy...

- Przestań kurwa - wrzasnąłem, wstając - byłem pośmiewiskiem w szkole, wpadłem w złe towarzystwo, moje marzenia nie mogły być normalnie spełnione, zabiłem kurwa jedyną osobę, która mnie rozumiała, Jack! - darłem się, wyliczając na palcach i płacząc. Tak właśnie poryczałem się jak małe dziecko.

- To ja jestem śmieciem okej?! Ja i matka, bo doprowadziliśmy cię do tego - wskazał na mnie, stanął na nogi obok mnie, ale wciąż był niższy. Mieliśmy identyczne rysy twarzy, oczy, włosy, zarost, a wciąż byliśmy różni - ojciec cię rozumiał, bo wiedział jak to jest mieć niespełnione marzenia, a ja... Byłem zaślepiony przez tyle lat, Luke. Byłeś nastoletnim gnojkiem, ale nigdy nie chciałeś śmierci ojca. Dopiero w rocznice śmierci zrozumiałem co ci zrobiłem... musiałeś znaleźć Judith żeby uwierzyć w swoją wartość. Byłem wściekły, bo jesteś wart więcej niż ja. Nie mam nic. Mieszkanie jest na kredyt, z firmy mnie zwolnili, a nie stać mnie na własny biznes. Nigdy nie umiałem stanąć na nogi, dlatego wściekłem się gdy cię z nią zobaczyłem - wziął głęboki oddech - wiedziałem, że ona popchnie cię do przodu, do wielkich rzeczy o których zawsze marzyłeś, dlatego zareagowałem agresją... po prostu nie pozwól sobie wmówić, że jesteś nikim nigdy więcej. Jesteś wart więcej niż myślisz Luke. I dasz radę z nią czy bez niej - nie wiedziałem co się dzieje, ale mój brat, który nienawidził mnie od kilku lat podszedł i objął mnie. Zamknął mnie w szczelnym uścisku, a poczułem, że odzyskałem brata i oddałem jego uścisk. Oczywiście byłem wciąż na niego zły, bo jego agresja względem mnie trwała tyle lat, ale dobrze mieć brata. Odsunąłem się od niego po chwili i poklepałem jego ramię.

- Nie jesteś śmieciem, masz wspaniałą żonę i przez wiele lat dawałeś matce wsparcie. Wiem, że pieniądze za które kupiła mi gitarę były od ciebie - spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się lekko, a on popchnął mnie do tyłu ze śmiechem.

- Już, już, bo znowu się rozbeczysz panie artysto - przewróciłem oczami i z lekkim uśmiechem usiadłem na piasku. Może bez niej nie będzie tak źle? Może sobie poradzę? A może ona jednak mnie posłucha i zostanie? Takie myśli krążyły po mojej głowie, a Jack spojrzał na mnie siadając obok.

- Idź do niej.

- Nie. Jestem już podpity i to się źle skończy - pokręciłem głową i wyjąłem telefon z kieszeni spodni. Dziesięć nieodebranych połączeń od niej i trzy od Caluma. Dwie wiadomości. "Luke gdzie jesteś? Odezwij się, nie tak to miało wyglądać." i "Luke, proszę...". Jack spojrzał na ekran telefonu, a później na mnie.

- I co zrobisz?

- Dam jej czas. 

________________________________________________________________

słowo "brat" celowo jest często powtarzane w tym rozdziale, o .

exhausted | l. hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz