18.

940 73 37
                                    

Kolejny dzień zaczął się okropnie. Przynajmniej z mojego punktu widzenia taki był. Odkąd wstałam cały czas mnie mdliło, na zewnątrz lało jak z cebra, chociaż był dopiero koniec sierpnia, ale faktycznie ostatnie kilkanaście dni nie należało do tych najbardziej słonecznych i przypominało sobą bardziej jesień aniżeli lato. Niezbyt szybkim krokiem poszłam w stronę kuchni i od razu nastawiłam wodę na kawę, której tak bardzo potrzebowałam w tamtym momencie. Usiadłam na jednym z krzeseł, jeszcze bardziej opatulając się swoim puchatym szlafrokiem i dziękując komukolwiek za samo to, że była sobota i nie musiałam iść do pracy. A czułam się jakbym miała kaca bez żadnej imprezy. Przynajmniej mogłam tego dnia pozwolić sobie na jeszcze większe leniuchowanie niż zazwyczaj się to działo na weekendzie, gdy nie zostawałam zmuszana do wyjścia gdziekolwiek. 

Wygodnie rozłożyłam się na kanapie, wcześniej stawiając kubek z kawą na ławie. Położyłam sobie laptopa na kolanach i włączyłam go z zamiarem obejrzenia jakiejś mniej lub bardziej ciekawej dramy. Oczywiście, gdy tylko znalazłam jakiś tytuł, którego nie znałam, ktoś musiał do mnie. Przeklinając pod nosem wstałam i poszłam do sypialni po telefon. Nauczona na swoich błędach, spojrzałam na wyświetlacz. Sehun. Odrzuciłam połączenie, w duchu ciesząc się, że jednak tym razem raczyłam spojrzeć na to, kto dzwonił. Wróciłam do spełniania swoich ambitnych planów, kładąc wyciszony telefon tuż obok kubka i wyklinając wszystkich pod nosem. Nie miałam ochoty na użeranie się z kimkolwiek i w tamtym momencie odrzuciłabym połączenie od każdej osoby, która zamierzałaby do mnie zadzwonić. Jeden dzień spokoju. Jeden dzień w ciszy. Jeden dzień próby oderwania się od niepotrzebnych myśli o wszystkim, co się działo w moim życiu. Tylko ja i jakieś durne filmy.  

W taki sposób spędziłam czas do mniej więcej trzeciej po południu. O tamtej porze mój głód zaprowadził mnie do kuchni, ignorując tym samym mdłości, które w pewnym stopniu wciąż mnie dręczyły. Co prawda w dużo mniejszym niż wcześniej, ale to nie zmieniało ich uciążliwości. Znowu siedziałam w kuchni, czekając aż zagotuje się woda, a ryż ugotuje się w urządzeniu do tego przeznaczonym. Naprawdę wolałam już zjeść cokolwiek, żeby później to zwymiotować, niż głodować cały dzień i następnie wysłuchiwać kazań Soyeon na temat zdrowia. Gdy tak niemal zasypiałam przy stole, ktoś zadzwonił do moich drzwi. Kolejne przekleństwa wyszły z moich ust, ale mimo wszystko poszłam chociaż dowiedzieć się kto raczył mnie odwiedzić, mając cichą nadzieję, że spławię tego kogoś jak najszybciej. Odkluczyłam drzwi i otworzyłam je jednym ruchem, kompletnie zapominając o spojrzeniu przez judasza. W końcu to by ułatwiło sprawę i mogłabym po prostu udawać, że nie było mnie w mieszkaniu. Jednak to byłoby zbyt mądre jak na mnie. Dlatego tym razem zaczęłam wyklinać samą siebie.

- Czego chcesz? - spytałam, opierając się o framugę.

- Nie odbierałaś, więc przyszedłem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku - odpowiedział Sehun, drapiąc się po karku. - Myślałem, że będziesz choć trochę ogarnięta.

- Dlaczego nagle cię to obchodzi? - poprawiłam szlafrok po czym skrzyżowałam ramiona na piersi, a chłopak mnie wyminął i wszedł do środka. Zacisnęłam pięści i wróciłam do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Pociągnęłam Sehuna w stronę kuchni, tylko po to, żeby mieć go na oku i dopilnować czy aby na pewno nie zrobi czegoś durnego.

- Zamierzasz się w ogóle doprowadzić do ładu? - Oh usiadł na krześle, które zajmowałam przed jego niespodziewanym przyjściem. - Moglibyśmy dzisiaj gdzieś wyjść.

Zignorowałam go, biorąc się za robienie kawy i przygotowywanie jedzenia. W tym czasie Sehun bacznie mi się przyglądał, jakby był widzem w teatrze, a ja odzwierciedlałam całą scenę. Z tym wyjątkiem, że on nie zapłacił za bilet. Mimo wszystko, skoro przyszedł to trzeba było go jakoś ugościć, tak? Postawiłam przed nim miskę, w której znajdowała się większa część ryżu, który się ugotował, wymieszana z przyprawami i sfermentowaną soją, a obok tego kubek z kawą i pałeczki.

- Dwie łyżeczki, z mlekiem i jedna cukru - burknęłam, nawet nie patrząc na jego zdziwioną minę. Przyjść do kogoś niezapowiedzianie i jeszcze dostać jedzenie i kawę? Faktycznie, wielki szok, niespotykane. Szczególnie, że cały czas gdzieś wewnątrz mnie tkwiło przekonanie o tym "złym Sehunie". Przez to nie potrafiłam mu zaufać tak jak kiedyś.

Zjedliśmy wszystko w ciszy. Ciszy, która na koniec została przerwana moim nagłym zerwaniem się i pobiegnięciem w stronę łazienki, żeby zwymiotować cały posiłek. Identycznie jak podejrzewałam.

- Dobrze się czujesz? - spytał Sehun, gdy ledwo podniosłam się z podłogi, żeby spuścić wodę w muszli. Nie odpowiedziałam. Podeszłam do umywalki i nabrałam wody w usta, żeby je przepłukać i choć trochę zniweczyć smród wymiocin. - Ile czasu minęło odkąd ostatni raz u ciebie byłem?

- Dwa tyg... - urwałam w połowie, uświadamiając sobie jedną rzecz. Jedną, cholernie istotną rzecz. - Jeśli jestem w ciąży to uduszę cię własnymi rękoma, a później wbiję sobie nożyczki w macicę.

Wtedy znowu poczułam się niepewnie. Nie mogłam zajść w ciążę w takim momencie swojego życia. A na pewno nie z Sehunem. Nie byłam w stanie dobrze zadbać o samą siebie, a co dopiero o kogoś, kto wymaga nieustannej opieki przez pierwsze kilkadziesiąt miesięcy.

- Jeśli jesteś w ciąży to wychowamy to dziecko razem - odpowiedział poważnie, a ja tylko się zaśmiałam.

- Za dużo sobie wyobrażasz - prychnęłam. - W końcu ono nawet nie musi cię znać. Nie musi wiedzieć, że powstało tylko dlatego, że tatuś przeleciał mamusię po pijaku, a ja nie mam zamiaru wychowywać tego bachora z kimś, kogo nawet nie kocham - zacisnęłam zęby i wyszłam z toalety. - Nie ma żadnego dziecka, rozumiesz?

Poszłam do kuchni, zostawiając chłopaka samego. Gdyby naprawdę się okazało, że zaszłam w ciążę, moi rodzice by mnie zabili. Ewentualnie zwyzywali od szmat, a później kazali wziąć ślub z Sehunem. To oznaczałoby istny koniec świata i nieustanne odgrywanie szczęśliwej żony przed wszystkimi. W takiej sytuacji nawet ja nie wytrzymałabym zbyt długo, skoro nawet teraz miałam momenty słabości. Złej, niszczącej słabości.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Spytam o to samo co pod innym ff - wolicie krótsze rozdziały (idk, tak 750-850 słów) ale dodawane częściej czy dłuższe (1300-1500) ale rzadziej? Bo jakkolwiek by na to nie patrzeć to to jest istotne, a jeśli wyłapaliście jakieś błędy to mówcie, w końcu każdemu zdarzy się coś przeoczyć.

Do następnego, buzi!


We've got time // Oh Sehun [Sehun EXO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz