- Jestem wykończona - westchnęłam, siadając na kanapie obok mojego męża. - Wiedziałam, że wychowywanie dziecka jest trudne, ale nie że aż tak.
Chanyeol cicho się zaśmiał, wyłączył telewizor i mnie objął, składając krótkiego buziaka na moim czole. Podkuliłam nogi, a następnie wtuliłam się w niego, w myślach modląc się, żeby nasz syn nagle nie zaczął płakać.
- I tak jesteś lepszą matką, niż się tego spodziewałaś. Żoną też. Pamiętasz jak panikowałaś przed naszym ślubem i musiałem cię cały czas uspokajać?
Spojrzałam na niego, wydymając dolną wargę.
- Ile czasu musi minąć, żebyś przestał mi to wypominać? - burknęłam, wolną ręką łapiąc go za ucho, aby go za nie pociągnąć. - Masz szczęście, że Ilseong nie ma uszu po tobie, bo bym chyba nie wytrzymała tego gadania, że mnie nie przypomina.
- Skarbie, on niedługo kończy dopiero rok, daj mu jeszcze trochę czasu - westchnął brunet. - Właśnie, musimy obgadać co zrobimy na jego urodziny. Został niecały miesiąc.
Mimowolnie spięłam się, słysząc jego słowa. Ile bym dała, żeby ten dzień nigdy nie nadszedł. Za dużo złych wspomnień. Świadomość tego, jak szybko to minęło, przyprawiała mnie o mdłości i łzy w oczach.
- Zostawiam ci wolną rękę. Byleby wszystko zaczęło się najwcześniej o pierwszej. Rano muszę...
- Jiah, naprawdę chcesz w urodziny własnego dziecka jechać do kolumbarium? Nie wystarczy ci jeżdżenie tam co miesiąc?
Nie potrafił tego zrozumieć. Ja zresztą także. Dlaczego czułam obowiązek odwiedzania grobu kogoś, kto był przyczyną tylu złych rzeczy w moim życiu? Nie widziałam go przez ostatnie cztery lata, wydawało mi się, że już nigdy więcej go nie spotkam, a gdy nadszedł ten niechciany dzień, zostałam świadkiem jego śmierci.
Przez pierwsze dni nie chciałam przyjąć do wiadomości, że to się stało. Że gdy jedna z ważniejszych dla mnie osób walczyła o życie, ja rodziłam swoje pierwsze dziecko. Słyszałam jak jeden z lekarzy mówił do Chanyeola, że Sehun zmarł niemal w tym samym momencie, co Ilseong przyszedł na ten świat. Nie wiem po co mu to powiedział, nie wiem czy to była prawda, ale bolało. Jakby ktoś mi wbił nóż w serce i zaczął wywiercać nim dziurę. Nawet mając swojego syna na piersi, jedyne o czym myślałam to śmierć Sehuna.
Dopiero po kilku tygodniach byłam w stanie normalnie zająć się synem, bez niekontrolowanych napadów płaczu i poczucia winy przeszywającego mnie na wskroś. Mój mąż starał się mi pomagać jak tylko mógł, proponował wizyty u psychologa, starał się wyręczać mnie we wszystkim, co było możliwe. Jednak widok ciała Sehuna bezwładnie leżącego na ulicy po zderzeniu z tym samochodem prześladował mnie w niemal każdym momencie. Nie mogłam przez to spać, bo bałam się, że w śnie znów się pojawi. Żadne jedzenie nie przechodziło mi przez gardło, ale próbowałam je w siebie wmuszać, byleby mieć czym karmić Ilseonga. Na niewiele się to jednak zdało, bo już po tygodniu musieliśmy się przerzucić na mleko modyfikowane, co okazało się kolejnym powodem, przez który niektóre osoby przyprawiały mnie o jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- Błagam cię, nie zaczynaj tego kolejny raz - odsunęłam się od Chanyeola, a następnie wstałam z kanapy. - Idę wziąć prysznic. Jeśli Ilseong się obudzi, wiesz co robić.
Czym prędzej wyszłam z salonu, jakbym uciekała przed jakąkolwiek dalszą rozmową. Nie chciałam jej kontynuować. Nie z Chanyeolem. Słaby punkt nas obojga. Dla mnie zbyt bolesny, dla niego zbyt niezrozumiały. Wciąż widział Sehuna jako tego, kto go pobił i skrzywdził jego żonę. Nie mogłam go za to winić. Przecież nie wiedział o kilku rzeczach, które mogłyby zmienić jego zdanie. Jednak byłam pewna, że gdyby tylko one wyszły na jaw, prawdopodobnie całą swoją nienawiść przeniósłby na mnie. W końcu to ja go okłamywałam od pięciu lat, nie on mnie.
CZYTASZ
We've got time // Oh Sehun [Sehun EXO]
FanfictionJak wiele może zmienić jedna noc? Jak wiele może zmienić jeden zakład? Jak wiele zależy od nas?