Jesienne popołudnie wydawało się być identyczne jak każde inne. Na zewnątrz padał deszcz, kolejne liście spadały z drzew, chmury na niebie tylko dodawały posępnego nastroju. Nikt się nie spodziewał, że ktokolwiek mógłby przerwać ten jakże spokojny dzień. Jednak wystarczył tylko jeden dzwonek do drzwi i wszystko natychmiast uległo zmianie.
- Otworzę, ty tu zostań - Chanyeol wstał z kanapy i ucałował swoją żonę w czoło, żeby po tym skierować się do korytarza i otworzyć drzwi niespodziewanemu przybyszowi. Cicho podśpiewując pod nosem, wyszedł z salonu. W końcu od samego rana miał dobry humor i nic nie zdawało się tego zmienić.
Jednak, gdy tylko zobaczył kto niezapowiedzianie do nich zawitał, cały świat wydawał się legnąć w gruzach.
- Co ty tu robisz? - warknął Park, zaciskając dłoń na klamce.
- Chcę porozmawiać z Jiah. Soyeon mi powiedziała, że ona tutaj mieszka.
Chanyeol zacisnął zęby, ledwie powstrzymując się przed rzuceniem się na przybysza. Kim on był? Oh Sehun. Ten sam, który kilka lat wcześniej odszedł w daleki świat, zostawiając wszystko co miał. Ten sam, który wyrządził tyle krzywd. Ten sam, który ośmielił się zranić Jiah.
Jego Jiah.
- Jakim prawem w ogóle tu stoisz? - był wściekły. I nawet nie zamierzał tego ukrywać. - Jakim prawem wracasz i...
- Channie, co się dzieje? - poczuł drobną dłoń na swoim ramieniu i dosłownie niecałą sekundę później Sehun dostał tego, po co tu przyszedł.
Ale nie spodziewał się najmniej oczekiwanej rzeczy.
To już nie była ta sama Jiah, którą zostawił na tamtym parkingu. To już nie była ta drobna, delikatna, bezbronna istotka, która mimo wszystko potrafiła walczyć o swoje. Teraz przed nim stała kobieta. Kobieta z obrączką na palcu i ciążowym brzuchem.
Właśnie ta jedna rzecz sprawiła, że jego serce zostało zmiażdżone do końca.
- Możemy porozmawiać? - spytał Sehun, mając nadzieję na zamienienie chociaż kilku słów ze swoją dawną przyjaciółką.
- Mówiłem, że... - zaczął Chanyeol, ale gdy tylko poczuł na sobie karcący wzrok swojej żony, zamilkł.
- Chodź - nie wiedziała, czy na pewno dobrze robiła. Jak zwykle, gdy chodziło o tę jedną osobę. Może po prostu dalej w jej idiotycznej podświadomości, Sehun był idealnym przyjacielem. Mimo tego, co jej zrobił. Mimo tego, co zrobił im wszystkim.
Zaprowadziła "gościa" do kuchni i od razu dała znać Chanyeolowi, żeby zostawił ich samych, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Usiedli naprzeciwko siebie. Wspomnienia z przeszłości zaczęły powracać.
- Kiedy wróciłeś? - spytała Jiah, poprawiając kosmyk włosów.
- Dzisiaj rano - odpowiedział mężczyzna. - Który miesiąc?
- Już końcówka. Za trzy tygodnie mam termin - nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nawet po tych kilku latach.
- Więc Chanyeolowi dałaś się przelecieć bez gadania - prychnął, nerwowo stukając paznokciami o blat.
- On jest moim mężem i przynajmniej oboje byliśmy świadomi tego, co robiliśmy - zacisnęła pięści, uporczywie omijając wzroku Sehuna. Zupełnie tak jak wtedy, gdy ostatni raz się widzieli. - Powiesz po co tutaj przyszedłeś?
- Chciałem cię zobaczyć zanim znowu wyjadę - nie potrafił oderwać oczu od obrączki na palcu Song. Czy raczej Park. A tuż obok niej przeklęty pierścionek. W końcu to nie tak miało być. Jiah miała być jego, a nie Chanyeola. To on kochał ją przez te wszystkie lata. To on chciał dla niej jak najlepiej.
To on ją zostawił.
To on nie potrafił być dla niej dobry.
Starał się wychwycić wzrokiem jeszcze jedną rzecz, która dałaby mu nadzieję, że jednak nie został całkowicie wymazany z serca swojej ukochanej. Uporczywie błądził wzrokiem po nadgarstkach Jiah, pragnąc zobaczyć tę bransoletkę.
- Sam kazałeś mi o tobie zapomnieć - lekko skrzywiła usta w grymasie, czując kolejne kopnięcie dziecka. - Jeśli liczyłeś na to, że rzucę ci się w ramiona jak tylko wrócisz, to się bardzo myliłeś.
Oh tylko słabo się zaśmiał w odpowiedzi na to jakże bolesne zdanie. Bo czego w zasadzie oczekiwał? Że ona będzie na niego czekać? Że gdy tylko wróci, okaże się, że Jiah przez ten cały czas go kochała? Że miał jakiekolwiek szanse na szczęście?
- Od kiedy jesteś z Chanyeolem? - zmienił temat. Pozornie.
- Zostaliśmy parą kilka tygodni po twoim odejściu, rok później się zaręczyliśmy, a dwa lata temu wzięliśmy ślub - starała się zachować chociaż śladowe opanowanie. W końcu teraz tym bardziej nie mogła pokazać słabości. Zupełnie jakby cofnęła się o te cztery lata.
- Jak zareagowali na to twoi rodzice? - jedno z najgorszych pytań, jakie można było zadać w tamtym momencie.
- Zerwali ze mną kontakt - Jiah lekko się uśmiechnęła, czując znikomy żal. Resztki przywiązania do własnej rodziny. - To nie ma teraz znaczenia, Sehun. Powiesz po co tu przyszedłeś?
Powtórzyła pytanie. Zawahał się. W tej sytuacji był zmuszony powiedzieć jakiekolwiek kłamstwo, które przyszłoby mu do głowy. Prawda stała się zakazana, gdy tylko zobaczył Jiah. Przecież nie mógłby jej teraz wyznać, że tak naprawdę to właśnie ona była miłością jego życia. Nie mógłby jej tego zrobić. Wystarczyło mu, że znalazła szczęście u boku Chanyeola. Szczęście, którego Oh nigdy nie byłby w stanie jej dać. Kiedyś się łudził, że jest inaczej, że ma szansę zostać mężem swojej ukochanej Jiji. Najwidoczniej los chciał inaczej.
- Po prostu byłem idiotą - przetarł twarz dłonią, jakby chciał tym samym z powrotem założyć maskę, której nie pozbywał się przez kilka ostatnich lat. - Miło było znowu cię zobaczyć. Żegnaj, Jiah.
Uciekł. Bo inaczej tego nie można było nazwać. Niemal identycznie jak cztery lata wcześniej czym prędzej odszedł, nie pozwalając sobie na przyznanie się do posiadania jakichkolwiek uczuć. W końcu wolał zostać w pamięci Jiah jako ten, który był najgorszy na świecie, niż jako ten, który zwyczajnie się zagubił przez miłość do przyjaciółki. Miłość, o której nikt już się nie dowie.
Jiah powoli podniosła się z krzesła, gdy do kuchni wszedł zdezorientowany Chanyeol. Spojrzał niepewnie na swoją żonę, opierając się o ścianę. O nic nie pytał. Te kilka lat związku nauczyły go, że nie warto wyciągać od niej jakichkolwiek informacji. Powie wtedy, gdy będzie na to gotowa. Na samo usłyszenie "kocham cię" musiał czekać rok. Ale był pewien, że się opłacało. Dla niej mógłby zrobić wszystko.
- Channie, nigdy mi nie powiedziałeś dlaczego w ogóle przyszedł ci do głowy pomysł z tym zakładem - odezwała się niepewnie, jakby Sehun w ogóle ich nie odwiedził. Zdawało się, że udawanie było najlepszym wyjściem.
- Po prostu byłem idiotą. Myślałem, że to z nim masz być. Nie słuchałem tego, co...
Na zewnątrz rozległ się pisk hamującego samochodu i głośny huk. Kobieta natychmiast wyszła z domu, obawiając się najgorszego. Jednak gdy tylko zobaczyła to, co się stało, upadła na kolana, czując jak coś spływa po jej nogach. Z jej ust wydobył się głośny krzyk. Krzyk bólu i żalu.
Nikt by się nie spodziewał, że w jednym momencie czyjeś życie może się kończyć, a czyjeś dopiero się zaczynać.
A nieszczęsna bransoletka leżała na szafce nocnej w sypialni. Bo akurat tego dnia Jiah postanowiła jej nie zakładać. Pierwszy raz od czterech lat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobrnęliśmy do samiutkiego koniuszka. No cóż. Mam nadzieję, że jest zrozumiale napisane, hahah. Dziękuję każdemu, kto to przeczytał, gwiazdkował, komentował, cokolwiek. Chyba pierwszy raz tak długo cokolwiek pisałam, bo akurat wczoraj minęło siedem miesięcy od opublikowania pierwszego rozdziału. Ehh, mam nadzieję, że wam się choć trochę to podobało.
Buziaki!!
ps. niedługo wrócę.
CZYTASZ
We've got time // Oh Sehun [Sehun EXO]
FanfictionJak wiele może zmienić jedna noc? Jak wiele może zmienić jeden zakład? Jak wiele zależy od nas?