Nadszedł w końcu, tak długo wyczekiwany, dzień przeprowadzki. Razem z Shawnem nie mieliśmy dużo rzeczy, więc pomagały nam tylko nasze mamy. Tak, trzy kobiety, same wnosiły kartony na drugie piętro. Trochę nam to zajęło, ale jakoś dałyśmy radę. Shawn w tym czasie, spokojnie, siedział sobie w mieszkaniu, co niestety, niezbyt mu się podobało. Nie mógł jednak niczego konkretnego zrobić.
Ogromnym plusem, jak już kiedyś wspominałam, były w większości umeblowane pomieszczenia. Ja, jako mieszkanka akademika, nie posiadałam swoich mebli, prócz tych w moim domu rodzinnym. U Shawna sytuacja wyglądała jednakowo, dlatego też, było to ważne.
Wniesienie wszystkich przedmiotów zajęło nam, z jakieś dwie godziny. Były to, głównie, książki, filmy, ubrania i sprzęty codziennego użytku, takie jak : talerze, sztućce czy kubki. No i oczywiście, telewizor, laptop i mikrofalówka, bez której nie wyobrażałam sobie życia.
Po zrobieniu wszystkiego usiedliśmy i spokojnie napiliśmy się herbaty. Musieliśmy też, jeszcze raz wszystko omówić.
- Dzieci, najbliższe cztery tygodnie będą dla was próbą. Jeżeli sobie nie poradzicie, będziemy zmuszone zniszczyć wasze plany - odezwała się pani Mendes
- Tak, wiemy - powiedział Shawn
- Melissa, w razie jakichkolwiek problemów, dzwoń, a ja postaram jak najszybciej przyjechać.
Przytaknęłam, ale sama wiedziałam, że jeśli choć raz zadzwonię do pani Mendes, to wszystko będzie skończone. Niestety, ale żeby wszystko było okey, musiałam liczyć sama na siebie.
- Mamo, poradzimy sobie - oznajmił Shawn
- Nie wątpię, ale... to nie jest łatwe. Pomaganie tobie to ciężka praca.
- Mamo! Czy ty myślisz, że my nie mamy tej świadomości? Ja jej we wszystkim pomogę. Na tyle, ile będę, oczywiście, mógł.
Moja mama w tym czasie prawie wcale się nie odzywała. Ona chyba bardziej wierzyła, że damy sobie radę, ale w końcu, to nie ja jeździłam na wózku, tylko Shawn. Zachowanie pani Mendes, można było, jak najbardziej, usprawiedliwić.
Po naszej pogawędce, nadszedł w końcu czas, abyśmy zostali sami. Pożegnanie, jak każde inne, nie było łatwe i przyjemne. Jak zwykle, padło mnóstwo tych samych słów, które, szczerze powiedziawszy, znałam już na pamięć. Pamiętaj o tym, pamiętaj o tamtym...W sumie, nie powinno tak być, ale cieszyliśmy się, kiedy mogliśmy w końcu zamknąć drzwi i przekręcić w nich zamek.
Spojrzałam na Shawna i usiadłam na kanapie, a w zasadzie, to rzuciłam się na nią.
- Sorry, że to powiem, ale czekałam kiedy wyjdą.
- Dobrze to ujęłaś.
- Trzeba będzie poogarniać to wszystko, bo nie możemy mieć wszystkiego pod nogami.
- No wiesz, ja teoretycznie bym mógł - uśmiechnął się
Cieszyłam się, że potrafił z tego wszystkiego żartować.
- Pogodziłeś się się tym, prawda?
- Melissa, a co ja miałem zrobić? Mogłem ewentualnie... wypaść przez okno, skoczyć do rzeki, a raczej do niej wpełznąć jak wąż.
- Przestań! - krzyknęłam, a jego to jeszcze bardziej rozśmieszyło
- Musiałem to zaakceptować, w końcu... to nic takiego sikać do cewnika, myć się na siedząco, leżeć jak kłoda, nie ja pierwszy i nie ostatni.
Ciężko się tego słuchało. Mówił, że przywykł do kalectwa, ale ja wiedziałam, że chociaż częściowo, robił dobrą minę do złej gry. Tak naprawdę minęło tylko kilka miesięcy i nie wierzyłam, że tak łatwo było mu się z tym pogodzić, biorąc pod uwagę że to, co mówił nawet mnie troszeczkę przerastało. Oczywiście, bałam się jak to będzie, ale uczucia, którymi go darzyłam, rekompensowały mi wszystkie trudy.
Wieczorem czekała mnie pierwsza próba. Mycie, ubieranie i spanie. Dla zwykłego człowieka, można powiedzieć, szybkie dwadzieścia minut, ale nie dla Shawna.
- Melissa, poszukasz dużego, czerwonego ręcznika
- Tak, już idę.
Zaczęłam szperać w nierozpakowanych jeszcze kartonach, na szczęście nie musiałam długo szukać.
- Trzymaj - podałam Shawnowi, będącemu już w łazience.
- Melissa...
- Tak? - stałam spoglądając na niego
- No wiesz... czy mogłabyś..?
- O jezu, przepraszam, już wychodzę.
Ale głupio mi się zrobiło. W ogóle nie pomyślałam, że przecież Shawn będzie chciał się rozebrać.
- Ale poczekaj - zawołał, a ja wychyliłam się przez szparę w drzwiach
- Tak?
- Jak cie zawołałam, to przyjdziesz tu okey?
- Dobrze - odpowiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi, po czym poszłam przygotować kanapki na kolację.
Po jakiś dwudziestu pięciu minutach usłyszałam wołanie.
- Melissa, możesz wejść.
- Na pewno - upewniłam się
- Tak.
W powietrzu unosił się zapach żelu pod prysznic. Moim oczom ukazał się Shawn siedzący na wózku, owinięty samym ręcznikiem od pasa w dół. Na jego nagiej klatce piersiowej widniały, jeszcze, kropelki wody, a włosy były mokre i poczochrane. Nie powiem, moje serce zabiło mocniej na jego widok, ale w końcu, było to też krępujące. Owszem, zawsze byliśmy sobie bliscy, ale z pewnymi granicami.
- Celowo prosiłem moją mamę, żeby nie opowiadała ci jak masz mi szczegółowo pomagać, bo ona jest moją mamą i wiesz... będziemy musieli inaczej trochę to rozegrać.
- To może założę sobie opaskę na oczy - zaproponowałam
- Nie no, chyba obejdzie się bez niej - zaśmiał się - Musisz mi pomóc założyć bokserki.
O matko, nigdy nie spałam z żadnym facetem, nawet nigdy nie miałam męskich bokserek w ręku, a tu miałam zrobić taką rzecz.
- Noo... okey, od tego tu jestem - uśmiechnęłam się sztuczne, ukrywając swoje zdenerwowanie - No więc, założysz mi je tak do połowy uda i wtedy musisz mnie podnieść trochę, dasz radę?
A miałam inny wybór?
- Jasne.
Wzięłam bokserki do ręki, przełożyłam przez nie nogi i pociągnęłam je do ud, tak jak mówił Shawn. Potem złapałam go pod pachami i oparłam, lekko, na swoim ramieniu. Opłaciło się chodzić latami na siłownię, bo Shawn mimo, że był szczupły, to nie ważył tyle, co ptasie pióro.
-Okey, możesz mnie puścić.
Zrobiłam to i odsunełam się.
Shawn odłożył ręcznik na bok i siedział teraz, obok mnie w samych bokserkach. Mimowolnie spojrzałam mu się na krocze, ale od razu zapaliła mi się czerwona lampka i mój wzrok powędrował na jego klatkę piersią.
- Ale chwila - coś mi dało do myślenia - Jak ty zdjąłeś te poprzednie bokserki, skoro... musiałam cię podnieść?
Shawn spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Shawn! - krzyknęłam - Zrobiłeś to specjalnie!
- No, trochę tak.
- Przecież się wstydziłeś - rzekłam
- Nie, udawałem tylko? Przecież nic by się nie stało, jakby ten ręcznik mi spadł, ale wolałem cię, aż tak, zbytnio nie onieśmielać.
- Oj coś czuję, że będzie tu jeszcze zabawnie.
- No i tak ma być, zero stresu, tylko super zabawa.
- Wiesz, gdyby tylko nasze życie było takie beztroskie... ale, niestety, jutro mam zajęcia.
- Wiem i dlatego pomóż mi się położyć i jesteś wolna.
- Ale nie jadłeś jeszcze kolacji.
- Zjem na leżąco.
- Ale mi to, naprawdę, nie robi kiedy pójdę spać - oznajmiłam mu
- Melissa, zrób tak jak mówię.
Zawiozłam Shawna do jego pokoju i pościeliłam, szybko, jego łóżko.
- Ja sam się przesiądę, a ty pomożesz mi się ułożyć.
Usiadłam na krześle i spoglądałam jak hawn sobie radzi. Naprawdę, byłam pod wielkim wrażeniem tego, że wszystko, tak świetnie mu szło.
-Możesz podejść?
- Już.
Wstałam i podeszłam do niego.
- Przekieruj moje nogi na łóżko - zrobiłam to, a on położył się na wznak, po czym przykryłam go kołdrą.
- Wiesz, brakuje ci czegoś - odezwał się Shawn
- Czego?
- No wiesz, takiego seksownego stroju pielęgniarki.
Co.
- Czy ty nie masz przypadkiem gorączki? - dotknęłam jego czoła, ale odepchnał moją rękę. Nie lubił tego, gdy ktoś dotykał jego czoła.
- Siostro, może pani zgasić światło i mnie przytulić?
- A kolacja, panie Mendes?
- Nie będę jadł, najadłem się pani widokiem.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-A tak na serio, przytulisz mnie?
- Ciebie...zawsze.###########################
Przepraszam was za drobną pomyłkę. Wczoraj opublikowałam wam rozdział z pominięciem jednego, wczesniejszego. Ale naprawiłam juz błąd.
CZYTASZ
Disability // S.M.
FanfictionBo prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie niczego już w zamian nie oczekuję." Antoine de Saint Exupery Melissa i Shawn poznają się w szkole i zostają bardzo dobrymi przyjaciółmi. Po jakimś czasie dziewczyna zaczyna...