Rozdział 4

958 28 0
                                    

Tak jak było wcześniej ustalone, Shawn razem z Dianą i malutką Angel wybrali się ze swoimi próbkami DNA do kliniki. Swoją drogą, Angel była przecudownym dzieckiem. Zawsze wesoła i uśmiechnięta. Prawie nigdy nie płakała. Mimo iż nic nie było jeszcze pewne, zdarzało się nawet, że Diana zostawiała ją pod naszą opieką, abyśmy trochę oswoili się z tą sytuacją. Dla obojga nas była to nowość, ale myślę, że dobrze sobie radziliśmy. Można powiedzieć, że nawet bardzo cieszyliśmy się gdy do nas przychodziła, bo odciągała nas chociaż trochę od problemów. Każdego razu widziałam jak Shawn uśmiecha się na jej widok, a ja wtedy czułam kłucie w sercu. Owszem polubiłam ją, nawet bardzo, ale w dalszym ciągu cała ta sytuacja była skomplikowana.

Na wyniki badań czekaliśmy około trzech tygodni. Każdy musiał odebrać je osobiście, ale wiadome, że w każdej kopercie, czy to Shawna czy to Diany, wynik był identyczny.
Tego dnia pojechałam do kliniki razem z Shawnem i jego mamą.
- Synku? Chciałbyś, żeby to było twoje dziecko?
Nie wiedząc, co powiedzieć, a w zasadzie jak zareaguję na jego odpowiedź, spojrzał na mnie znacząco.
- Powiedz prawdę - powiedziałam - Ja zaakceptuję... każdą twoją decyzję.
- A więc, nie będę krył, że chciałbym. Ona jest wspaniała. Wiem, że jestem młody, ale chyba... już zdążyłem ją pokochać.
Nie musiał tego mówić. To było oczywiste. Od początku załapał z nią dobry kontakt i dzięki niej jeszcze bardziej zaczął czuć, że jest komuś potrzebny.

- Dzień dobry, chciałbym odebrać swoje wyniki.
- Nazwisko?- powiedziała opryskliwie recepcjonistka.
Ewidentnie nie lubiła swojej pracy.
- Mendes. Shawn Mendes.
- Proszę. I tutaj podpis. - podała mu kopertę, a następnie kartkę do podpisu.
Odeszliśmy od recepcji i skierowaliśmy się do drzwi wyjściowych. Shawn nie chciał dowiadywać się prawdy w miejscu publicznym, więc udaliśmy się do jego domu rodzinnego.
- Jesteście gotowe?- zapytał
- Pytanie czy ty jesteś?
- Chyba nigdy nie będę, ale cóż... Muszę to zrobić.
Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę z wynikami. Rozłożył ją, przeczytał coś i momentalnie zgniótł i rzucił nią o podłogę.
- Rozumiecie, że ona mnie oszukała?! I to nie pierwszy raz. Dlaczego ja muszę być taki naiwny.
- Shawn, nie jest naiwny. Jesteś po prostu dobrym człowiekiem - powiedziała pani Mendes
- To wiesz co, mamo? Mam gdzieś takie bycie dobrym człowiekiem.
Podeszłam do niego i złapałam jego ramienia.
- Zostaw. - odsunął się - Możecie mnie zostawić samego?
Spojrzałyśmy na siebie z panią Mendes i zdecydowałyśmy się pójść do pokoju na piętro.
- Jeśli mam być z tobą szczera, to cieszę się, że to nie jego dziecko. On jest jeszcze za młody na to wszystko. Poza tym ten wózek...
- Myli się pani - sprzeciwiłam się - Nie, żeby mnie pani źle zrozumiała, ale właśnie dzięki Angel, Shawn zaczął inaczej patrzeć na świat. Uwierzył, że jest ktoś, dla kogo musi walczyć. Owszem, ma mnie, ale potrzebował kogoś innego, tak samo bezradnego jak on. Ta wiadomość, że to jednak nie jest jego córka, znowu wszystko zburzy.
- Może i masz rację, ale teraz już nic z tym nie zrobimy. To nie jego dziecko i musi się z tym pogodzić.
Dla pani Mendes to była ulga, ale dla Shawna ponowna życiowa porażka.
Po upłynieciu około pół godziny, zeszłyśmy na dół, by porozmawiać na spokojnie z Shawnem, ale jego tam nie było.
- Gdzie on jest? Shawn! - zaczęłam wołać. - Chyba nie zrobi nic głupiego. - zaczęłam się martwić.
- Mam nadzieję. Ale myślę, że poszedł do Diany.
- To idźmy tam! - powiedziałam bez wahania.
Minęła chwila, a byłyśmy już przy domu Diany. Nawet na dworze było słychać krzyki. Nie miałyśmy wątpliwości, że Shawn był w środku.
- Oszukałaś mnie! Jak mogłaś? I do tego jeszcze mnie zdradziłaś!
- Shawn, ale ja naprawdę myślałam, że to twoje dziecko.
- Tak? A tego, że to może być dziecko tego kogoś z kim mnie zdradziłaś, to tego nie przemyślałaś?
- Bo to... było na imprezie - jąkała
- Nie obchodzi mnie to, rozumiesz?!
Masz mnie zostawić w spokoju. Wiesz tylko czego żałuję? Że to nie jest moje dziecko. Bo odebrałbym ci je, bo ono nie zasługuje na taką matkę jak ty!
- Shawn wystarczy! - wtraciłam się
- Nie wtrącaj się. To nie twoja sprawa!
- Tak? To ja w takim razie wychodzę, a ty sobie tutaj zostań!
- Dzieci, spokojnie - pani Mendes próbowała załagodzić sytuację.
Dla mnie jednak to nie miało znaczenia. Wyszłam i trzasnęłam za sobą drzwiami.
Wróciłam wściekła do swojego domu. Na szczęście, mojej mamy w nim nie było. Dobrze, bo nie miałam ochoty się przed nią tłumaczyć. Było mi przykro. Tyle dla Shawna robiłam. I nie, nie chodziło mi o zapłatę. Wystarczyła zwykła wdzięczność, a on? Potraktował mnie jak zbędną rzecz. Coraz częściej zaczynałam się zastanawiać, czy aby na pewno, dobrze zrobiłam, poświęcając mu całą siebie.

***
Wieczorem udawałam przed mamą, że wszystko było w jak najlepszym porządku.
- Jesteś sama? A Gdzie Shawn?
- Shawn? Jest u siebie, jego mama chciała z nim o czymś pogadać. Nie chciałam się wtrącać.
- Yhm, chcesz coś na kolację?
- No, może, te tosty z serem i pomidorem.
- Dobrze. Już się robi.
Udało mi się. Nic nie wyczuła. Chociaż coś dobrego. Po kolacji, przebrałam się w koszulę nocną, włączyłam telewizor i rzuciłam się na łóżko, by oglądać film. Byłam jednak zmęczona tym wszystkim i w pewnym momencie musiałam usnąć. Obudził mnie dopiero cichy głos Shawna.
- Kochanie...
- Teraz kochanie, a wtedy to co?
- Wiesz, że byłem zdenerwowany.
- Ale to nie zmienia faktu, że było mi przykro.
- Przepraszam...obiecuję, że już nigdy się tak do ciebie nie odezwę.
- No, dobrze - przytuliłam go - Swoją drogą, jestem dla ciebie zbyt pobłażliwa.
- To kolejny powód, dla którego z tobą jestem.
- A inny?
- Mmm..., bierzemy ślub?
- Co? Jaki znowu ślub?
- No kościelny, a jaki?
- Chwileczkę... Nie rozmawialiśmy o żadnym ślubie! Mówiłam ci, że ślub ewentualnie po studiach.
Moja mina była bardzo poważna.
- Melissa, spokojnie. Wszystko zaplanowałem. Nasz ślub odbędzie się w naszą rocznicę. Dokładnie za dwa i pół roku.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Ale mogłeś mnie zapytać o zdanie?
- Czyli nie chcesz tego ślubu?
- Tego nie powiedziałam. Wiesz, że chcę wziąć z tobą ślub, ale na przyszłość konsultuj że mną takie sprawy.
- Ale to miała być dla ciebie niespodzianka - powiedział smutnym głosem
- Kochanie, ja nie jestem na ciebie zła, tylko zaskoczona. Ktoś jeszcze wie?
- Nie, no co ty?
- Ale chyba nie będziemy jeszcze rozsyłać zaproszeń?
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- No nie mów, że...
- Nie, tak daleko nie wybiegam w przyszłość. Chociaż już coś zaplanowałem.
- Co takiego?
- Nasz wspólny projekt.
- A coś więcej? Jaka branża?
- Myślę, że biologiczna...
- Biologiczna? Przecież ty wiesz, że ja z biologii jestem beznadziejna.
- No mi się wydaję, że całkiem dobra - zaczął głaskać moje udo.
- Shawn!
- No co? Nasze dziecko będzie tak piękne jak ja, tak mądre jak ja, tak błyskotliwe jak ja.
- Tak i skromne jak ty. A co będzie mieć po mnie?
Przytulił mnie i wyszeptał mi do ucha:
- Dobre i kochające serce.

Disability // S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz