— Jesteś tego pewien? — zapytał Fugaku, znów blednąc o kilka tonów.
— Tak, jestem — ninja cały czas był pochylony w ukłonie, więc nie mógł widzieć zmieszania na twarzy swego lidera. Nie spodziewał się jednak innej reakcji po usłyszeniu takich słów.
— Na pewno była to iluzja lub inna manipulacja wrogów naszego klanu, żeby wywołać plotki i skłócić nas, Uchihów!
Fugaku gorączkowo próbował wymyślić, co też ma zrobić w tej beznadziejnej sytuacji. Wahał się nawet, czy użycie Mangekyou nie jest najlepszą opcją. Rozejrzał się wokoło, na ścianie wisiała katana. Czuł rosnącą adrenalinę.
— Mówiłeś o tym komuś jeszcze? — zapytał, starając się zachować spokój.
— Nie.
— Dobrze — odpowiedział jednocześnie z ulgą i ciężarem osadzającym mu się na wnętrznościach. Spojrzał jeszcze raz na katanę, upewniając się, że to jedyne właściwe wyjście.
Miał pod opieką wszystkich członków klanu, ale czymże jest jeden wojownik w porównaniu do jego synów i wybuchu skandalu, który prawdopodobnie skończyłby się przelaną krwią. Ród Uchiha może i był potężny, ale jednocześnie tak mściwy, dumny i nieprzebaczający, że czuł przymus zatajenia tego, co usłyszał, za wszelką cenę, nawet jeśli to okazałoby się zwykłym nieporozumieniem. Ninja nie pozostawił mu wyboru.
Jeśli chodzi o dobro dzieci, każdy rodzic staje się nagle taki irracjonalny.
Bezszelestnie podszedł do ściany i ujął w rękę miecz o długim ostrzu. Broń była jednocześnie zimna i ciepła. To nie tak, że wcześniej nie zabijał. Po prostu miał opory przed szlachtowaniem swoich.
W momencie, w którym miał zrobić zamach, czego nisko skłoniony ninja nie widział, do pomieszczenia weszła Mikoto i przerażonym wzrokiem obrzuciła sytuację.
Była na tyle inteligentna, by nie skomentować tego niecodziennego i podejrzanego widoku. Nie mogła powstrzymać się jednak przed świdrowaniem męża pytającym i pełnym żalu spojrzeniem. Ten bezradnie wzruszył ramionami.
— Powtórz jeszcze raz, to co powiedziałeś mi kilka chwil temu — poprosił jakby bez siły swego podwładnego.
Chciał, żeby żona się dowiedziała, ale nie dałby rady przekazać jej tego sam. Koniecznie chciał też wytłumaczyć swoją porywczość z tą kataną... Przy Mikoto go nie zabije, ale gdyby nie weszła... Cóż, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej.
— Widziałem na własne oczy, jak Itachi-sama i panicz Sasuke — shinobi wydawał się zawstydzony mówieniem takich rzeczy rodzicom chłopców. Pewnie, gdyby w ich dłoniach nie leżała przyszłość klanu, nie fatygowałby się tutaj — całują się w jednej z uliczek — dokończył pośpiesznie.
— Kiedy to widziałeś?
Mikoto nie pobladła jak mąż, jej policzki dla odmiany pokryły się soczystą czerwienią.
— Jakąś godzinę temu.
— Więc to musi być nieporozumienie. Obydwaj moi synowie byli wtedy w domu — skłamała z gorzkim uśmiechem i żelazną nutą w głosie.
— Nie kłamię, pani. Nie śmiałbym — opuścił głowę jeszcze niżej, wystraszony dumą i pewnością siebie bijącą od kobiety.
— Nie oskarżam cię o to. To musiał być jakiś żart z użyciem klonów cienia albo coś podobnego. Dziękuję, że do nas z tym przyszedłeś. Poczynimy odpowiednie kroki, by wyjaśnić tę niedorzeczną sytuację. Możesz odejść. — Kobieta zgrywała opanowaną i potoczyła rozmowę za Fugaku, gdyż ten nie był w stanie dobrze z niej wybrnąć. Zbyt oburzyły i przyjęły go słowa rzekomego świadka romansu jego synów.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
FanfictionBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...